W małym miasteczku pod Częstochową, gdzie stare domy toną w zieleni jabłoni, moje życie w wieku 32 lat zamieniło się w niekończący się rytuał przypodobywania się teściowej. Nazywam się Kinga, jestem żoną Jakuba, a mieszkamy w mieszkaniu tuż nad mieszkaniem jego matki, Zofii Pawłówny. Talerza zupy dla niej mi nie żal, i niech ogląda telewizor u nas godzinami, ale jej zwyczaj przychodzenia codziennie i zostawania do północy niszczy mój spokój. Jestem na granicy wytrzymałości i nie wiem, jak to zatrzymać, nie raniając uczuć męża.
Rodzina, w której się znalazłam
Jakub to miłość mojego życia od czasów studiów. Jest dobry, troskliwy, pracuje jako elektryk i zawsze czułam się przy nim bezpiecznie. Pobraliśmy się cztery lata temu i byłam gotowa na życie z jego rodziną. Zofia Pawłówna, jego matka, wydawała mi się sympatyczną wdową, która uwielbia syna i chce być blisko nas. Gdy wprowadziliśmy się do mieszkania nad jej własnym, myślałam, iż to wygodne: będzie blisko, pomoże, gdy zajdzie potrzeba. Zamiast pomocy dostałam jednak codzienne wtargnięcie, od którego nie mogę się uwolnić.
Nasza córka, Hania, która ma dwa lata, jest centrum naszego życia. Pracuję jako księgowa na pół etatu, by mieć więcej czasu dla niej. Jakub często zostaje w pracy dłużej, a ja radzę sobie sama. Ale Zofia Pawłówna uczyniła nasz dom swoim drugim mieszkaniem. Każdego dnia, bez uprzedzenia, wchodzi do nas, a jej wizyty to nie tylko filiżanka herbaty, ale prawdziwa okupacja.
Teściowa, która nie odchodzi
Zaczyna się rano. Gotuję obiad, gdy nagle dzwonek do drzwi — to Zofia Pawłówna. „Kinga, wpadłam tylko na chwilę, jak leci?” — mówi, ale po chwili już siedzi przy stole, czekając na talerz zupy. Nie jestem skąpa, zupy mi nie żal, niech je na zdrowie. Ale po obiedzie nie odchodzi. Włącza nasz telewizor, godzinami ogląda swoje seriale, komentując je na głos. Hania plącze się pod nogami, ja próbuję sprzątać albo pracować, a teściowa jakby nie widziała, iż jestem zajęta.
Gdy zbliża się północ, a ja ledwo stoję na nogach, wreszcie schodzi do swojego mieszkania na dole. Ale choćby to nie koniec — może wrócić, „zapominając” coś, albo zadzwonić do Jakuba, by poskarżyć się na zdrowie. Jej obecność jest jak tło, którego nie da się wyłączyć. Krytykuje, jak gotuję, jak ubieram Hanię, jak prowadzę dom. „Kinga, za moich czasów dzieci spały dłużej” — mówi, a ja milczę, choć we mnie wszystko wrze.
Milczenie męża
Próbowałam rozmawiać z Jakubem. Pewnego wieczoru, gdy teściowa została u nas do pierwszej w nocy, powiedziałam: „Jakub, jestem zmęczona, potrzebuję prywatności”. Westchnął: „Mamo, ona jest sama, nudzi się. Wytrzymaj”. Wytrzymaj? Wytrzymuję każdego dnia, ale moje siły się wyczerpują. Jakub kocha swoją matkę i rozumiem, iż jest dla niego ważna, ale dlaczego ja mam poświęcać swój spokój? Jego milczenie sprawia, iż w naszej rodzinie czuję się samotna.
Hania, moja mała, już przywykła, iż babcia jest zawsze obok, ale widzę, jak jej rytm dnia się rozregulowuje przez te wizyty. Chcę, by mój dom był moją przestrzenią, bym mogła odpocząć, pobawić się z córką, być z mężem bez obcych oczu. Ale Zofia Pawłówna zdaje się uważać, iż jej prawo do bywania u nas to nieodwołalny przywilej. Ma swoje mieszkanie na dole, dwa kroki stąd, a jednak woli naszą kanapę, nasz telewizor, nasze życie.
Ostatnia kropla
Wczoraj było gorzej niż zwykle. Gotowałam kolację, Hania marudziła, a Zofia Pawłówna włączyła telewizor na pełną głośność. Poprosiłam, by ściszyła, ale machnęła ręką: „Kinga, nie marudź, przecież nie przeszkadzam”. Nie przeszkadza? Omal nie rozpłakałam się z bezsilności. Gdy Jakub wrócił, poskarżyła się mu, iż jestem „niegościnna”. On milczał, a ja zrozumiałam: jeżeli nie postawię granic, to nigdy się nie skończy.
Chcę poważnie porozmawiać z Jakubem. Powiedzieć, iż jego matka może przychodzić, ale nie codziennie i nie do północy. Może zaproponować, by przychodziła dwa razy w tygodniu, o stałych porach. Ale boję się, iż się obrazi, a Jakub stanie po jej stronie. A jeżeli nazwie mnie egoistką? A jeżeli to zniszczy nasze małżeństwo? Ale nie mogę dłużej żyć w tym rytmie, gdzie mój dom nie jest mój, a ja jestem tylko dodatkiem do teściowej.
Mój krzyk o spokój
Ta historia to mój krzyk o prawo do własnego domu. Talerza zupy mi nie żal, telewizora — też, ale chcę, by moja rodzina należała tylko do mnie. Zofia Pawłówna może nie chce niczego złego, ale jej wizyty duszą mnie. Jakub może mnie kocha, ale jego milczenie to jak zdrada. W wieku 32 lat chcę żyć w świecie, gdzie moje dziecko śpi o stałych porach, gdzie mogę odetchnąć, gdzie mój dom to moja twierdza.
Nie wiem, jak przekonać Jakuba, jak nie urazić teściowej. Ale wiem jedno: nie mogę dłużej być zakładniczką jej nawyków. Niech ta rozmowa będzie trudna, ale jestem gotowa. Jestem Kinga i odzyskam swój dom, choćby jeżeli trzeba będzie postawić ultimatum.