**Dziennik, 31 maja 2024**
— Małgosiu, cześć. Co robisz? — rozległ się w słuchawce głos przyjaciółki.
— Właśnie wróciłam z pracy. Coś pilnego? Wybacz, jestem zmęczona, dzień koszmarny — westchnęła Małgosia.
— Dzwonię, żeby przypomnieć, iż jutro mam urodziny. Czekam na ciebie o siódmej w restauracji „Pod Białym Orłem”. Nie przyjmuję wymówek. Do zobaczenia. — Kasia, jak zwykle, rozłączyła się, zanim Małgosia zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
— Kto dzwonił? — Mama stała w drzwiach pokoju, nasłuchując od dłuższej chwili.
— Wszystko przecież słyszałaś — mruknęła Małgosia. Mama usta zacisnęła z wyraźną przykrością. — Kasia zaprasza na urodziny — dodała łagodniej.
— Szkoda, iż nie kupiłaś tej niebieskiej sukienki, teraz by się przydała. — W głosie mamy brzmiał wyrzut.
— Mamo, zupełnie wyleciało mi z głowy, choćby prezentu nie mam. I w ogóle nie chce mi się nigdzie iść. Później jakoś ją pozdrowię.
— Jakoś? Kasia to twoja jedyna przyjaciółka, a ty ją obrazisz. Zupełnie sama zostaniesz. Jutro kupię prezent, nie martw się. Idź, rozrywki ci trzeba, tylko praca w głowie. Za chwilę trzydziestka, a ani rodziny, ani dzieci. Ba, choćby poważnego związku nigdy nie było.
— Co to ma do rzeczy? I nie trzydziestka, tylko dwadzieścia siedem.
— Nie „tylko”, ale „już”. Kasia ma pełno adoratorów. Może i ciebie z kimś poznajomi — mamrotała mama.
— Mam wrażenie, iż chcesz się mnie jak najszybciej pozbyć, zrzucić z głowy, jak babcia mawiała. — Małgosia choćby nie kryła irytacji.
— A co w tym złego? Dzieci twoich dawnych koleżanek już maturę zdają…
— Kasia, nota bene, mimo tłumu wielbicieli, też nie zamężna — zaśmiała się Małgosia złośliwie.
— Ona się jeszcze wyda, nie martw się. Ale ty…
— Zaczyna się. — Małgosia przewróciła oczami. Mama wracała do tematu od lat, bolącego i nierozwiązywalnego.
— Powiedz jeszcze, iż umierasz, a ja nie ustatkowana — warknęła już otwarcie zirytowana.
— Nie umieram jeszcze, ale czas leci, chciałabym wnuki niańczyć — nie ustępowała mama, też się złością nakręcając.
— Boże, mamo, masz ledwie pięćdziesiąt trzy lata!
— Właśnie dlatego. Za chwilę emerytura, a wnuków brak. Więc jutro idziesz na urodziny. O, kotlety się przypalają! — Mama pognała do kuchni.
Następnego dnia Małgosia, z prezentem w reklamówce, weszła do restauracji. Miała na sobie niebieską sukienkę, uparcie rekomendowaną przez mamę. Włosy też zapuściła i ułożyła według jej rady. CzW końcu odnaleźli swoje szczęście w prostych chwilach, a życie nauczyło ich, iż czasem warto poczekać, by odnaleźć to, co prawdziwie ważne.