– Cześć, Kinga – rozległ się w słuchawce głos przyjaciółki.
– Właśnie wróciłam z pracy. Coś pilnego? Przepraszam, jestem padnięta, miałam dziś koszmarny dzień – odparła Kinga.
– Dzwonię tylko przypomnieć, iż jutro mam urodziny. Spotykamy się o siódmej w restauracji „Pod Kogutem”. Nie przyjmuję wymówek. Do zobaczenia – jak zwykle Ola rozłączyła się, zanim Kinga zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
– Kto dzwonił? – Mama od dłuższego czasu stała w drzwiach i podsłuchiwała.
– Przecież wszystko słyszałaś – burknęła Kinga. Mama urażona przygryzła usta. – Ola zaprosiła mnie na urodziny – złagodniała córka.
– Szkoda, iż nie kupiłaś tej niebieskiej sukienki, teraz by się przydała – w głosie matki wyczuwała się nuta pretensji.
– Mamo, zupełnie wyleciało mi z głowy, choćby prezentu nie kupiłam. I w ogóle nie mam ochoty nigdzie iść. Później jakoś ją pozdrowię.
– Jakoś? Olga to twoja jedyna przyjaciółka, a ty chcesz ją obrazić. Zupełnie sama zostaniesz. Jutro kupię ci prezent, nie martw się. Idź, choć trochę się rozerwiesz, bo tylko praca w głowie. Masz prawie trzydziestkę, a ani rodziny, ani dzieci. choćby poważnego związku nigdy nie było.
– Co to ma do rzeczy? I nie mam trzydziestki, tylko dwadzieścia siedem.
– Nie „tylko”, a „już”. Ola ma mnóstwo adoratorów. Może i ciebie z kimś zapozna – mamrotała matka.
– Mam wrażenie, iż chcesz się mnie jak najszybciej pozbyć, spakować jak babcia mawiała – Kinga choćby nie próbowała ukryć irytacji.
– A co w tym złego? Dzieci twoich dawnych koleżanek ze szkoły już maturę zdają…
– Ola, nawiasem mówiąc, mimo tłumu wielbicieli też nie jest zamężna – zauważyła Kinga z przekąsem.
– Ona wyjdzie, nie martw się. Ale ty…
– Zaczyna się – Kinga przewróciła oczami. Mama poruszyła odwieczny, bolesny i nierozwiązywalny temat.
– Powiedz jeszcze, iż umierasz, a ja sama jak palec – Kinga była już szczerze wściekła.
– Na razie nie umieram, ale czas leci, chciałabym jeszcze wnukami się nacieszyć – nie ustępowała mama, też się złościąc.
– Boże, mamo, masz ledwie pięćdziesiąt trzy lata!
– Właśnie dlatego. Niedługo emerytura, a wnuków brak. Więc jutro idziesz na urodziny. Ojej, kotlety się palą! – Mama pognała do kuchni.
Następnego dnia Kinga, z prezentem w ręce, weszła do restauracji. Miała na sobie niebieską sukienkę, którą uparciuchowato poleciła mama. Włosy też ułożyła w loki, zgodnie z jej radą. Czuła się nieswojo, jak Alicja nagle wrzucona w świat dorosłych. Spóźniła się przez sprzeczkę z matką.
Sala była pełna, wszystkie stoliki zajęte. Między nimi sunęli cicho kelnerzy w długich czarnych fartuchach. Gwar rozmów zalał Kingę jak morski przypływ.
– Panie rezerwowały stolik, czy kogoś pani szuka? – Obok Kingi pojawił się mężczyzna w eleganckim garniturze, z wyuczonym uśmiechem na twarzy.
– Tak, u przyjaciółki urodziny… – Kinga odpowiedziała tonem osoby, która czuje się tu nie na miejscu. Rzadko bywała w restauracjach i zawsze czuła się skrępowana.
– Proszę za mną. – Mężczyzna zaprowadził ją do stolika, gdzie Kinga zobaczyła Olę. Obok niej siedzieli dwóch chłopaków. Dominika Nowaka, syna bankowca, znała – Ola kiedyś ich zapoznała. Drugi wyglądał skromniej i trochę zagubiony. No jasne. Ola zaprosiła go specjalnie dla Kingi. I ta też się wtrąca.
Kelner odsunął krzesło, by Kinga usiadła na wolnym miejscu.
– Dziękuję. – Ola obdarzyła go swoim najsłodszym uśmiechem. – No nareszcie, przyjaciółko. My już zamówiliśmy, przepraszam, na nasz gust – syknęła do Kingi. – Świetnie wyglądasz.
Kinga chciała zapaść się pod ziemię. Przeprosiła za spóźnienie, złożyła życzenia i podała przez stół paczuszkę z prezentem. Ola podziękowała i postawiła ją przy nodze, choćby nie sprawdzając zawartości.
Kinga rozejrzała się. Oślepiały ją jaskrawe światła i stroje kobiet. Dominik nalewał szampana.
– Dla mnie tylko odrobinę – uprzedziła Kinga, gdy butelka zbliżyła się do jej kieliszka. – Jeszcze dziś mam nocną zmianę.
– Kingusia jest pielęgniarką – wyjaśniła Ola, udając dumę.
Dominik wzniósł krótki toast, wszyscy stuknęli się kieliszkami i wypili. Kinga tylko przyłożyła usta do musującego napoju i odstawiła szkło. Kelner przyniósł tace z daniami.
– Poznaj, to Arek. Jest marynarzem, wyobrażasz sobie? – Ola szepnęła do Kingi, biorąc nóż i widelec.
– W handlowej flocie? – zapytał Dominik.
– Na trawlerze rybackim – niechętnie odparł Arek.
– I co, dobrze zarabiasz?
– Nie narzekam.
– Pewnie ciężko jest pół roku bujać się po morzu? Ani drinka, ani dziewczyn. Nie wiem, jak wy tam nie dostajecie obłędu. – Dominik znów napełnił kieliszki.
– Po wachcie jesteś tak padnięty, iż choćby o dziewczynach nie myślisz. Na początku ciężko, potem się przyzwyczajasz.
Arek jadł z apetytem i odpowiadał na pytania. Na Kingę ani razu nie spojrzał, za to co i zerkał ukradkiem na Olę. Nic dziwnego – była piękna, każdy się w niej podkochuje. Kinga znów poczuła się zbędna i nie na miejscu.
Zagrała niewielka orkiestra i Ola pociągnęła Dominika do tańca. niedługo dołączyły inne pary. Gdy wrócili do stolika, Kinga powiedziała, iż musi iść – jeszcze musi wpaść do domu i przebrać się przed zmianą.
– Arek, odprowadź Kingę – zarządziła Ola, jak królowa rozdająca łaski poddanym.
– Oj, daj spokój, nie trzeba – zaprotestowała Kinga, gwałtownie wstając od stołu.
– Trzeba, trzeba – powiedziała Ola i rzuciła Arkowi stanowcze spojrzenie.
Kinga pożegnała się i gwałtownie skierowała się do wyjścia.
– Nie musisz mnie odprowadzać, mieszkam blisko, wracajcie do restauracji – powiedziała Kinga, odwracając się do Arka na ulicy.
– Odprowadzę”Najważniejsze spotkania przychodzą niespodziewanie, dlatego warto zawsze być otwartym na to, co niesie życie.”