Wszystkiemu winny płaszcz
Katarzyna siedziała przy komputerze, ale zamiast w ekran wpatrywała się przez okno. Ostatnie ciepłe dni września. Nie o tym jednak myślała, ale o tym, na co wydać niespodziewaną premię, która spadła jej jak z nieba.
„Mikołajkowi potrzebne są nowe adidasy. Chłopak rośnie jak na drożdżach, wszystko na nim w mig się zużywa. I kurtkę by się przydało kupić, ale do wiosny już mu będzie za mała. Może lepiej odłożyć pieniądze na wakacje i wreszcie pojechać latem nad morze…” Nagle do gabinetu weszła Aleksandra, przerywając jej rozmyślania.
— No, jak? Podoba się? Kupiłam nowy płaszcz! Pasuje, prawda? Kosztował majątek, ale warto było. — Rozłożyła ręce, prezentując zakup. — No, co mówisz?
— I nowe botki? Zamszowe? — spytała Kinga, koleżanka Kasi z pokoju. — Po naszych drogach raz przejdziesz w deszczu i się rozlecą.
„A może i ja powinnam kupić nowy płaszcz? No bo serio. Chodzę w tym samym już cztery lata. Ale mama… Mama nie zrozumie, zaleje mnie krytyką. Mam prawie czterdzieści lat, a wciąż boję się, co powie mama. Mogę sobie chociaż raz w życiu sprawić prezent. Tym bardziej iż to nie uderzy w domowy budżet. To moje pieniądze. Mogę z nimi zrobić, co chcę. Ola jest tylko cztery lata młodsza, a wydaje się, iż dziesięć. Prawda, iż nie ma dziesięcioletniego syna i surowej mamy, która wciąż traktuje mnie jak małą, nierozgarniętą dziewczynkę” — myślała Kasia, patrząc na Olę w modnym płaszczu.
Tymczasem dziewczyny kłóciły się o coś.
— No weź, nie przesadzaj. Po prostu zazdrościsz. W deszcz założę stare kalosze. Jesteście takie nudne. Pójdę pochwalić się jeszcze dziewczynom z księgowości — powiedziała obrażona Ola i skierowała się ku drzwiom.
— Ola, zaczekaj — zatrzymała ją Kasia. — Gdzie go kupiłaś?
— Spodobał ci się? — Ola wróciła do biurka Kasi. — Masz. — Wyciągnęła z kieszeni kartę rabatową sklepu. — Tu jest adres i całkiem niezła zniżka.
— Oj, tak tylko spytałam — zmieszała się Kasia, nie spuszczając wzroku z karty.
— Daj spokój, żyjemy tylko raz. Dobrze, idę dalej się chwalić — rzuciła Ola i wyleciała z gabinetu, zostawiając na biurku kartę sklepu.
— Kas— Kasiu, czemu tak zamyślona? — spytała Kinga, wychylając się zza swojego monitora.
— Płaszcz mi już od dawna potrzebny, dostałam premię, może i ja sobie kupię?
Kinga tylko wzruszyła ramionami.
— Drogi i niepraktyczny. Olę chłopak podwozi do pracy autem, a ty w nim pojedziesz w zatłoczonej marszrutce, a twoja mama… Oj, Kasiu, zaleje cię krytyką razem z tym płaszczem.
Przyjaciółki jednocześnie parsknęły śmiechem.
— Tobie łatwo mówić, masz męża, co sezon nowe ciuchy kupujesz, a ja całe życie wydaję pieniądze w kolejności ważności — najpierw na mieszkanie, potem na jedzenie, na Mikołaja nigdy nie starcza, rośnie jak na drożdżach, a z reszty staram się wygospodarować choć trochę dla siebie i cieszę się, jeżeli uda mi się coś złapać na wyprzedaży — westchnęła Kasia.
— Hej, znowu się zawiesiłaś? W takim razie nie myśl, idź do sklepu po pracy — powiedziała rozsądna Kinga. — Choć prawdę mówiąc, ubierasz się jak ciotka. Wybacz. Ola wietrznica, a faceci lecą na nią jak ćmy na światło, a ty jesteś ładna, charakter masz złoty, wystarczy cię trochę odpicować i nie będziesz miała od nich spokoju. Słusznie mówią, iż po ubiorze witają. Faceci patrzą oczami. I nie słuchaj mamy, spraw sobie prezent — Kinga uśmiechnęła się i schowała za monitorem.
***
Kasia wyszła za mąż późno. Przy takiej surowej mamie, byłej nauczycielce matematyki, to i tak cud, iż w ogóle się zdecydowała. Całe życie bała się jej zawieść, zawsze była prymuską.
Choć mamę też można było zrozumieć. Wychowywała Kasię samotnie. Gdzieś przed piątymi urodzinami córki rozwiodła się z ojcem, który zaczął ostro pić. Pieniędzy ciągle brakowało, żyły biednie i skromnie. Zamiast alimentów od ojca dostawały tylko łzy. Po pięciu latach zupełnie zniknął. Matka próbowała go szukać, w końcu to człowiek, ale przepadł jak kamień w wodę. Może już choćby nie żył. Zniknął, zabierając ze sobą alimenty.
Kasia skończyła studia z czerwonym dyplomem, pracowała, ale życie osobiste nie układało się. Mężczyźni ją lubili, ale nie podobali się jej mamie. Albo za przystojni, rozpuszczeni przez kobiety — przy takim całe życie trzeba pilnować, żeby ci nie uciekł. Albo rozwodnik bez mieszkania — wprowadzi się do nich, a potem, jak się rozstaną, będzie trzeba dzielić mieszkanie?
Koleżanki dawno powychodziły za mąż po raz drugi, dzieci chodziły do szkoły, a u Kasi choćby nie było porządnego związku. Aż w końcu poznała mężczyznę, który spodobał się mamie. Może nie do końca, ale tym razem matka postanowiła nie przeszkadzać. Czas leci, a Kasia zostanie starą panną. Co w tym dobrego? Wnuków też się chciało, emerytura już blisko.
Po ślubie Kasia przeprowadziła się do męża, niemal od razu zaszła w ciążę. Z narodzinami dziecka pojawiły się problemy. Mały Mikołaj źle spał w nocy, mąż się nie wysypiał, po pracy nie śpieszył do domu. Pewnego dnia wrócił i oznajmił, iż ma wszystkiego dość, iż pokochał inną.
Kasia zabrała Mikołajka i wróciła do mamy. Pierwsze tygodnie liczyła, iż mąż się opamięta, zabierze ich do siebie, ale ten choćby nie odbierał telefonów.
— Wiedziałam, iż tak skończy, bo zupełnie nie znasz się na ludziach. Zbyt ufna, można cię łatwo oszukać… — mama wyżywała się na Kasi, a ta milczała.
Co miała powiedzieć? Gdyby się tłumaczyła, skończyłoby się awanturą, jak zawsze. A Mikołajkowi kłótnie nie służyły.
Matka kochała wnuka, z czasem się uspokoiła. Ale Kasia nie mogła zrobić kroku bez jej wiedzy. Spokojna, unikająca konfliktów, starała się nie prowokować kłótni. Gdy Mikołaj skończył dwa lata, poszedł do żłobka, a Kasia wróciła do pracy.
Ale chłopiec zaczął często chorować. Mama przeszła na emeryturę i zajęła się wnukiem. Z pensji i emerytury ledwo starczało na trzech. Mimo to odkładali po trochu, oszczędzali, żeby zawieźć Mikołajka nad morze, najeść się świeżych owoców do syta, wygrzać się na słońcu. Chłopiec był bystry i czuły. Dla niego Kasia zniosłaby wszystko.
***
Stanęła przed szklanymi drzwiami eleganckiego butiku, za którymi widać było rzędy ubrań. Zlękła się. Dreptała przed wejściem, nieśmiała wejść. Ale jeżeli teraz odejdzie, pewnie już tu nie wróci. Kasia wzięła głęboki oddech i pociągnęła drzwi. Nad głową zadzwoniły dzwoneczki.
Zanim zdążyła się rozejrzeć, podeszła do niej młoda kobieta.
— Dzień dobry. Mamy nową kolekcję na sezon jesień-wiosna, a na zeszłoroczną są promocje. Czym się pani interesuje — płaszcz, kurtka, żakiet? — Kobieta uśmiechała się przyjaźnie, jakby nie widziała skrępowania Kasi ani jej skromnego ubrania.
— Płaszcz. Potrzebuję płaszcza — powiedziała Kasia i też się uśmiechnęła, próbując ukryć niepewność.
— Rozmiar 46? Proszę ze mną. — Sprzedawczyni poprowadziła Kasię w głąb sklepu. — Ma pani ładne nogi. Myślę, iż nie powinna pani ich chować pod długim ubraniem — mówiła, przeglądając wieszaki z kolorowymi płaszczami.
W końcu wybrała jeden i zaprowadziła Kasię do przymierzalni.
— Niech pani przymierzy, żeby dobrać rozmiar i fason.
Płaszcz Kasi nie przypadł do gustu. Wisiał na niej bezkształtnie. Już żałowała, iż weszła do sklepu.
— Nie pasuje? Niech pani spróbuje ten. — Sprzedawczyni podała Kasi jasny, niemal biały płaszcz.
Kasia włożyła go i oniemiała. Idealnie leżał, długość tuż za kolana — dokładnie to, czego chciała. Kasia choćby wyprostowała plecy i uniosła brodę.
— Cudownie. Zaraz… — sprzedawczyni znowu gdzieś zniknęła, ale po chwili wróciła z delikatnie różowym szalikiem i pomogła go zawiązać na szyi Kasi.
— Jakby był szyty specjalnie dla pani. Mamy tylko jeden. Czekał na panią. WieleKasia spojrzała w lustro i zrozumiała, iż to nie płaszcz zmienił jej życie, ale ona sama, gdy wreszcie odważyła się być sobą.