Winny jest powiew wiatru

polregion.pl 4 dni temu

Wszystkiemu winne włoskie powietrze

Halina była skromną i nieładną dziewczyną. choćby matka przyznawała, iż córce się nie poszczęściło, natura poskąpiła jej urody. „Z taką urodą trudno będzie wyjść za mąż” – wzdychał ojciec.

Rzadkie włosy, duży nos, szerokie zęby, mała broda i problematyczna cera, skłonna do stanów zapalnych. Mimo wyglądu, charakter miała spokojny, dobry i wrażliwy.

Wydawało się, iż wcale nie przejmuje się swoją urodą. Tylko się wydawało. Halina doskonale zdawała sobie sprawę, iż nie jest ładna. Cóż, trudno.

– Nic, córeczko, nie w urodzie szczęście. dla wszystkich człowieka Bóg stworzył parę. I ty znajdziesz miłość i założysz rodzinę. Liczy się dusza, a twoja jest dobra. Kto ją dostrzeże, ten cię pokocha – mówiła matka.

Ale żeby dostrzec duszę, trzeba najpierw spojrzeć, a na Halinę nikt nie zwracał uwagi. Co najwyżej przelotne spojrzenie. Chłopcy woleli ładne dziewczyny z lalkowatymi buźkami.

Halina wybrała psychologię. Tu uroda nie jest potrzebna, wręcz przeciwnie – nie rozprasza i nie przeszkadza w szczerości. Halina przyciągała ludzi swoją autentycznością, współczuciem i umiejętnością słuchania. niedługo stała się cenioną psycholożką. Rodzice pomogli jej kupić mieszkanie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie brak szczęścia w życiu osobistym.

Pewnego dnia na wizytę przyprowadził ją mężczyzna ze swoją dorosłą córką. Dziewczyna ciężko przeżywała rozwód i potrzebowała pomocy psychologa. Atrakcyjna, ale wyniosła, pokazywała całym sobą, iż robi ojcu łaskę, przychodząc na terapię. Ale po dwóch sesjach sama już biegła do Haliny. Jej ojciec przyszedł podziękować.

– Zupełnie się zmieniła, ożyła, uwierzyła w siebie. Dawno nie widziałem jej takiej. Uśmiecha się, znów jest interesująca świata. Wszystko dzięki pani. Jest pani czarodziejką – rozpływał się w komplementach. – Nie odmówi pani kolacji ze mną?

– Wychowywałem Martę sam. Żona zostawiła nas z córką, wyjechała z kochankiem do Ameryki. Nie ożeniłem się ponownie. Bałem się, iż będzie jej trudno. Za bardzo ją rozpieszczałem, przyznaję. Teraz dorosła, a ja zostałem sam. Mam nadzieję, iż znów wyjdzie za mąż i da mi wnuki – zwierzał się Witold Nowak, ojciec Marty, podczas kolacji.

– Wygląda pan bardzo dobrze, na pewno spotka pan dobrą kobietę. Kocha pan córkę i rozumie kobiety – odpowiedziała Halina.

– A pani? Czy mógłbym panią zainteresować? – nagle zapytał.

Halina nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie spodziewała się takiego zwrotu rozmowy i spuściła zmieszana oczy. Witold zinterpretował to po swojemu.

– Niech pani nie myśli, iż to kaprys. W moim wieku nie ma czasu w długie zaloty. Bardzo mi się pani podoba. Jestem zabezpieczony, niczego pani nie zabraknie. Nie śpieszę się, niech pani pomyśli – powiedział na pożegnanie.

Nic nie odpowiedziała. Przy pierwszej okazji opowiedziała o tym mamie.

– Nie ma nad czym myśleć – zadecydowała matka.

– Ale ja go nie kocham – wahała się Halina.

– Miłość przemija. Myślisz, iż my z twoim ojcem jeszcze się kochamy po tylu latach? Było w naszym życiu wszystko. Nieraz byliśmy blisko rozwodu. Przeżyliśmy i przeszliśmy. Lepiej być we dwoje niż samotnie.

Halina zastanawiała się. Co ją czeka? Samotna starość? Młodzi i przystojni nie są dla niej. Rozwodnicy i zdesperowani mężczyźni – oto jej domena przy takiej urodzie. A Witold jest sympatycznym i poważnym człowiekiem, choć dużo starszym. W końcu się zgodziła.

Wizażyści się postarali, i na ślubie Halina wyglądała wspaniale. Pan młody dumny był z młodej i utalentowanej żony.

Okazał się dobrym mężem. Traktował Halinę z czułością i zrozumieniem. Nazywał ją tylko „Halinką”. Żyli spokojnie i zgodnie. Wróci Halina z pracy zmęczona i zmarznięta, a on już niesie kubek ciepłego mleka, otula kocem, otacza troską. Czego więcej pragnąć?

Pewnego dnia przyszła do Haliny była koleżanka ze szkoły. Niegdyś najpiękniejsza w klasie, za którą chłopcy uganiali się stadem. Urodziła dwoje dzieci od różnych mężów. Zakochała się, wyszła za trzeciego, a ten wypomina jej przeszłość, jest zazdrosny, nie lubi dzieci i żyje na jej koszt. Wyrzucić? Ale komu jest potrzebna z dwójką? A teraz jest w ciąży z trzecim. Zupełnie nie wie, co robić.

Otóż to. Piękna twarz to jeszcze nie gwarancja szczęścia. Halina nie miała powodów do narzekań. Mąż ją kocha, dba jak o skarb. Czego więcej trzeba? Dzieci? Dzieci Halina pragnęła. Ale bała się, iż urodzą się tak samo nieładne jak ona. Poza tym jakoś nie mogli ich mieć.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, iż trzy lata później Witold zachorował. Serce już dokuczało, a teraz zdiagnozowano u niego raka. Halina wspierała go, jak mogła, próbowała dodawać otuchy. Ale on nie mógł, nie chciał pogodzić się z diagnozą. Stał się drażliwy i kapryśny, zwłaszcza gdy dopadały go napady depresji.

Najpierw operacja, potem niekończące się cykle chemioterapii. Halina cierpliwie i wytrwale opiekowała się mężem. Córka Marta czasem przychodziła, oskarżała Halinę, iż to przez nią ojciec zachorował. Gdyby się z nią nie ożenił, byłby zdrowy. „Doprowadziłaś go do tego” – mówiła. Nie przychodziła pomóc, tylko sprawdzić, czy Halina dobrze się nim opiekuje.

– Marto, zostaw Halinkę w spokoju. Robi, co może. Nie mam do niej pretensji. A ty lepiej częściej przychodź i pomagaj – próbował uciszyć córkę rozkapryszony ojciec.

– Mam swoje życie, które wreszcie się układa. Nie mogę. Ożeniłeś się z młodszą, niech się teraz męczy. Wiedziała, na co się decyduje – odpowiedziała Marta i zatrzasnęła drzwi.

– Halinko, wybacz, iż tak nieszczęśliwie zachorowałem. Obiecałem się tobą opiekować, a wyszło na odwrót. Musisz się tera babrać ze mną. A ty jeszcze pracujesz. Wiem, jak ciężko ci jest. Nie przerywaj, wysłuchaj – powiedział stanowczo, widząc, iż chce zaprotestować. – Kupiłem ciHalina spojrzała na swojego syna, śpiącego spokojnie w kołysce, i zrozumiała, iż prawdziwe piękno rodzi się nie z urody, ale z miłości, której potrafiła zarówno dać, jak i przyjąć.

Idź do oryginalnego materiału