– Pszczelarstwo jest nieodzowną częścią rolnictwa, nieodzownie związaną z produkcją rolną, no i tak jak to wszyscy w zasadzie mówią, to jest ogólna wiedza, bez pszczelarstwa nie byłoby żywności, a przynajmniej nie w takim zakresie jak mamy obecnie – mówi Jacek Sołtys, zastępca dyrektora w Dolnośląskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego we Wrocławiu.
Na XI. Dolnośląskim Dniu Pszczelarza oprócz produktów pszczelich skosztować można było przepisów lokalnych kół gospodyń wiejskich.
– Jedna wieś miała gulasz bałkański i swoje tradycje kulinarne. Oprócz tego też byli producenci produktów lokalnych, regionalnych. Fajnie jest ich teraz wspierać, ponieważ ucierpiały gospodarstwa, z których pozyskują dobro, które przerabiają do słoików czy też jako swoje potrawy – opowiada o lokalnych produktach Urszula Bartoszewicz, z działu promocji wrocławskiego DODR.
Praca pszczelarza nie należy do łatwych. W tym roku bardzo problematyczne były wiosenne anomalie temperatury.
– To jest najgorsze dla pszczelarza. Tak jak w tym roku. Z reguły rzepak, na przykład, kwitnie w maju, zaczyna w maju kwitnąć. No a w tym roku zakwitł w kwietniu. To całkiem przewróciło pszczelarzom w naszym okręgu, w ogóle na Dolnym Śląsku całą pracę w pasiece – wyjaśnia Ryszard Szczucki, skarbnik Dolnośląskiego Związku Pszczelarzy we Wrocławiu.
Do kwestii anomalnej pogody z początku roku we wrześniu doszła jeszcze powódź. Urząd Marszałkowski planuje pomóc dolnośląskim pszczelarzom.
– Dlatego też zaproponowaliśmy, iż przedstawimy zarządowi województwa dolnośląskiego taką formułę wsparcia dolnośląskich pszczelarzy, która polegałaby na zakupie pokarmu dla pszczół, tzw. ciasta, który można by było wykorzystywać, właśnie w tych momentach, w których bardzo potrzebny jest ten pokarm, a brakuje go w terenie – zapowiada Tomasz Gracz, dyrektor Departamentu Obszarów Wiejskich i Zasobów Naturalnych Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego.
Szacuje się, iż powódź zniszczyła 3000 uli i pszczelich rodzin. W okolicach Kłodzka były to także rodzinne firmy.
– Nasz sklep niestety został zniszczony doszczętnie przez powódź. Aktualnie nie możemy funkcjonować w żaden sposób, bo woda niestety wszystko zabrała. Cała sprzedaż będzie mogła iść na odbudowę naszego sklepu – mówi właścicielka sklepu z Kłodzka Ewelina Koremba.
Pszczelarstwo może wydawać się dziedziną mocno osadzoną w tradycji, ale również tutaj nowe technologie ułatwiają codzienną pracę.
– Tutaj mamy ule. To są ule styropianowe, bardzo lekkie, wygodne, nie bolą plecy, gdy je się przenosi. W tym momencie są takie miodarki, czyli te urządzenia, do których wkładamy te ramki z miodem, żeby go odwirować. Naciskamy jeden guzik, miodarka sama nam wiruje, sama obraca się i my wyciągamy już suche rameczki. Mamy stół do odsklepiania ze specjalnym nożem, który jest podgrzewany na przykład glikolem. W takim metalowym nożu z zamkniętym glikolem jest on podgrzewany. Wkładamy tam ramkę i już nie musimy go manualnie widelcem odsklepiać. Odsklepia się po prostu samo, więc cała, cała dziedzina pszczelarstwa rozwija się, posuwa się – dodaje Ewelina Koremba.