„Wielki Nieobecny”. Dlaczego kultura milczy o pandemii?

pch24.pl 18 godzin temu

Covid w wymiarze symbolicznym. Kulturowym. Czy kojarzą Państwo jakieś dzieła czy refleksje – choćby eseistyczne –które traktowałyby niedawną „pandemię” w ten sposób? Wśród niewielu ujęć literackich czy filmowych jest książka Zaraza, której autor – Krystian Kratiuk – zadaje pytanie: Co jest prawdziwą zarazą naszych czasów? To, czy wielka mistyfikacja, jaką był Covid, nie pokazuje w krzywym zwierciadle znacznie poważniejszej choroby – choroby naszej duszy – to ważne pytanie. Ale dziś chciałbym zadać inne: Dlaczego kultura milczy o „pandemii koronawirusa”?

Natchniony autor księgi Eklezjastyka (w nowym tłumaczeniu: Mądrości Syracha) – rozszerzając opis stworzenia człowieka, który znamy z księgi Genesis – wskazuje, iż Bóg, stwarzając mężczyznę i kobietę, „dał im radę i język, i oczy, i uszy, i serce ku myśleniu i nauką rozumu napełnił ich”. Czyż można krócej i trafniej opisać, czym jest człowiek? Chciałbym zwrócić uwagę szczególnie na język. Oczywiście nie jako narząd, tylko jako obraz świata, bo język jest przecież nie tylko narzędziem komunikacji, ale i niesamowitym – adekwatnym tylko człowiekowi – skarbcem znaczeń i oknem na rzeczywistość. Zresztą sam Eklezjastyk, czy też Syrach, używa tego słowa, by opisać również moralną kondycję człowieka, gdy wspomina o ludziach „dwoistego języka”, przeciwstawiając ich tym, których cechuje „wdzięczny język”.

Dlaczego o tym piszę? By zwrócić uwagę, jak ważne jest to, co się pisze, a także to, co się pokazuje na ekranie. To mówi o tym, kim jesteśmy i w jakim momencie swych dziejów się znajdujemy. Problem z Covidem polega na tym, iż o nim… się nie pisze. Nie pokazuje się go. adekwatnie to choćby się o nim nie mówi, bo wszyscy chcą zapomnieć. Bo trudno zrozumieć to, co się wydarzyło. Bo realia lockdownów i przymusu medycznego przerastają nasze wyobrażenie. To jest absurdalne. Nie da się tego przypisać do żadnego znanego nam z doświadczenia zjawiska. Z drugiej strony, ci, którzy wprowadzali pandemię i którzy w nią wierzyli, też nabrali wody w usta, bo trudno przyznać się do błędu, choćby kiedy już wszystko jest oczywiste.

„Wielki Nieobecny” – tak skrajni sceptycy mówili o wirusie z Wuhan. Negowanie istnienia wirusa uważam za przesadę, ale niewątpliwie Wielkim Nieobecnym jest on w światowej kulturze. A chyba nie powinien. Przecież „pandemia” była najpoważniejszym doświadczeniem zbiorowym w naszym życiu. Dla Polaków ważniejszym niż atak na WTC, bo to – choć udzieliło nam się w nastroju – jednak działo się daleko, za oceanem. Nie przeżyliśmy żadnej wojny na swojej ziemi. Nie przeżyliśmy kataklizmów. Przeżyliśmy „pandemię”.

Przeżyliśmy czas, w którym wszystkich nas bombardowano dezinformacją, a dzieci z lękiem zamykały okna, gdy policyjne „szczekaczki” obwieszczały: „UWAGA, UWAGA! MAMY STAN PANDEMII. PROSZĘ NIE WYCHODZIĆ Z DOMÓW”. Przeżyliśmy czas zbiorowej psychozy i zbiorowej wrogości. Czas, w którym staruszki na osiedlu agresywnie zwracały uwagę mamom, iż ośmieliły się wyjść z dziećmi na spacer. Czas, w którym za swobodne oddychanie świeżym powietrzem bez maski na twarzy można było być zwyzywanym na ulicy od „płaskoziemców”. Czas, w którym bezprawnie (czego dowiedziono potem w sądach) zamykano restauracje i inne biznesy. Czas, w którym pogwałcono najświętsze z praw – prawo do sprawowania kultu Bożego i zamknięto kościoły przy aprobacie duchowieństwa. Czas, w którym można było stracić pracę za niepoddanie się eksperymentowi medycznemu. Czy mam wymieniać dalej? Nie ma takiej potrzeby. Trzeba jednak zwrócić uwagę, iż milczenie w tym przypadku nie jest normalne. Tak wielkie i tak ważne doświadczenie powinno było doczekać się „swoich” dzieł w kulturze.

Pandemia jest niefotogeniczna

Tymczasem, gdy o tym myślę, to przychodzi mi jeden przykład do głowy: Miłość, seks & pandemia – obsceniczna ramota największego hochsztaplera polskiego kina, Patryka Vegi. Zapytałem choćby chataGPT, który wymienił mi kilka różnych książek i filmów, które pierwszy raz widziałem na oczy. Można wchodzić w takie ciekawostki, jak to, iż już w listopadzie roku 2020 wydano antologię wierszy pandemicznych (Together in a Sudden Strangeness: America’s Poets Respond to the Pandemic), ale faktem pozostaje, iż zbiorowa wyobraźnia nie miała okazji „przepracować” twórczo tego największego z naszych zbiorowych doświadczeń.

O ile łatwiej odpowiedzieć na pytanie „Co mówią o nas dzieła, które powstały?”, o tyle kłopotliwe wydaje się to, gdy powiemy: „Co mówią o nas dzieła, które nie powstały?”. Brak danych utrudnia klarowną odpowiedź. Pozostaje nam sfera luźnej refleksji. A do tego absurdalnej. Bo czy można oberwać po głowie młotkiem… którego nie ma? Równie trudno byłoby nakręcić o nim film. A jednak wszyscy oberwaliśmy! Dlaczego więc to doświadczenie zostało owiane swoistym tabu?

Pandemii nie było. Myślę, iż od przyznania tego faktu należałoby zacząć naszą zbiorową terapię. Bo skoro nie było prawdziwej pandemii, to musiało być co innego. Młotka nie było, ale guzy na głowach niektórzy noszą do dziś albo już nie noszą, bo zmarli przedwczesną śmiercią (mowa o poszkodowanych przez eksperyment „szczepień” czy tych, których nie przyjęto do szpitali). Ale co było? Oszustwo, mistyfikacja, spisek, eksperyment socjotechniczny? Czy te motywy nie pojawiają się w filmach i książkach?

A może problem jest dużo łatwiejszy do rozwiązania, ponieważ powodem, dla którego główny nurt kultury nie podejmuje tematu Covida nie jest wstyd, ale to, iż pandemia, której nie było, jest siłą rzeczy… niefotogeniczna? Dzieła o prawdziwych zarazach robią wrażenie, bo z jednej strony mamy pomór, a z drugiej przykłady bohaterstwa osób, które poświęcają się, by pomagać cierpiącym i umierającym. choćby film Epidemia strachu (nota bene, nienajlepszy) opowiada o prawdziwej zarazie, choć jedną z postaci jest „foliarz” z YouTube’a, który tę zarazę neguje.

Jak opowiadać językiem literatury czy kina o wielkim przekręcie, który uknuto w ustronnych gabinetach „Władców Świata”? Czy nie byłoby to pretensjonalne? Nudne? Taki motyw mógłby być tłem dla fabuły kryminalnej (jak „kabała” możnych tego świata jest tłem dla akcji serialu Czarna lista), ale jak go ująć „solo”? Pokazuje to, iż ten wielki przekręt jest czymś nowym, ponieważ nigdy wcześniej nie umożliwiały go warunki techniczne, a więc to wszystko, czego Zachód nauczył się od komunistycznego reżimu w Chinach (kontrola elektroniczna czy też stłumienie zrywu narodowego w Kanadzie przy pomocy zamrożenia środków bankowych online).

Szczerze mówiąc, nie przychodzi mi do głowy, co interesującego (i nie niszowego) można by napisać albo nakręcić na temat Wielkiego Nieobecnego i jego arcydziwnych czasów. A może się mylę i wcale nie jest on niefotogeniczny? Co Państwo o tym myślą?

Filip Obara

Kościół i „pandemia”. Rocznica bezprecedensowej zdrady

Trening ludzkości zgotowany przez zamordystów. 5 lat temu w Polsce „wybuchła pandemia”

Cenzura covidowa. KULISY wielkiej operacji okłamywania społeczeństwa

Idź do oryginalnego materiału