— Burek, chodź tu szybko! — Wojciech wyskoczył z samochodu i pobiegł w stronę psa leżącego na poboczu.
Ale Burek nie wstał, nie zamerdał ogonem… Wojciechowi przebiegła przez myśl straszna prawda — pies zmarł. “Co teraz powiem matce?” — myślał, pochylając się nad nieruchomym trupem Burka, a łzy same spływały po jego twarzy, kapając na siwą kufę psa.
Stary pies pani Marianny od razu nie polubił jej synowej, Ewy. Już przy pierwszym spotkaniu warczał głucho, gdy tylko przechodziła obok, i nerwowo uderzał ogonem o deski ganku. Ewa bała się go po cichu i żywiła do niego cichą nienawiść.
— Ohydne, bezwartościowe stworzenie… Gdyby to ode mnie zależało, już dawno poszedłby na tamten świat! — syczała pod nosem, patrząc na Burka.
— Ewuniu, no co ty mówisz! Może mu nie podoba się twój zapach perfum, a może denerwuje go stukot twoich butów! To przecież stary kundel, a starzy bywają dziwaczni… — próbował ją uspokoić Wojciech.
Marianna tylko patrzyła na synową z dezaprobatą. Gdyby ta zadufana w sobie kobieta wiedziała, kim naprawdę był Burek! Z pewnością przysłużył się domowi bardziej niż ona.
Marianna nie wtrącała się w życie syna. choćby gdy przedstawił jej swoją narzeczoną Ewę, nie powiedziała ani słowa przeciwko niej, choć od razu poczuła do niej niepokój. W Ewie było coś sztucznego, nieszczerego… Uśmiechała się, ale ten uśmiech nie ogrzewał. Gdy Wojciech zapytał:
— Mamo, no jak ci się podoba Ewunia? Piękna, prawda?
Marianna odpowiedziała tylko:
— To ty sam wybierasz sobie żonę… Ważne, żebyś był z nią szczęśliwy. A ja mogę was tylko pobłogosławić… — Potem mocno przytuliła syna i pocałowała go w stronę, jak to czynią wszystkie matki.
Po ślubie młodzi wPo latach Wojciech i Marianna często siedzieli na ganku, wspominając Burka, podczas gdy jego wnuk, nowy Burek, leniwie wygrzewał się w słońcu, pilnując rodzinnego spokoju.