Wieczorowa sukienka z Anitą

twojacena.pl 4 dni temu

**Dzisiejszy wpis w dzienniku**

Gdy tylko Weronika przekroczyła próg restauracji, natychmiast poczuła, iż coś jest nie tak. Było zbyt pusto jak na piątkowy wieczór, światło zbyt przygaszone, a kelner uśmiechał się zbyt nachalnie. Marek, choć zwykle spokojny, mocno ściskał jej dłoń.

Wasz stolik wskazał miejsce kelner, wprowadzając ich do małego pokoju. Setki świec migotały w półmroku, rzucając dziwne cienie na śnieżnobiały obrus. Na środku stołu stał bukiet ciemnoczerwonych róż jej ulubionych. Gdzieś w tle cicho grała muzyka.

Marku westchnęła Weronika. Co się dzieje?
Zamiast odpowiedzi Marek uklęknął na jedno kolano, a w jego drżących dłoniach zabłysnął pierścionek.

Weroniko Kowalska powiedział uroczyście. Długo myślałem, jak uczynić tę chwilę wyjątkową. Ale zrozumiałem, iż nie ma znaczenia gdzie i jak. Liczy się tylko jedno czy zostaniesz moją żoną?

Patrzyła na jego wzruszoną twarz, upartą grzywkę i nieśmiały uśmiech, czując, jak serce wypełnia jej niewypowiedziana czułość.

Tak szepnęła. Oczywiście, tak!
Pierścionek wsunął się na palec. Weronika przytuliła się do Marka, wdychając znajomy zapach jego wódki, i pomyślała oto jest szczęście. Proste i jasne jak słoneczny dzień.

Ale już tydzień później ich spokój się rozpadł.

Jak to, sami? oburzyła się Halina Markowa, nerwowo poprawiając włosy. Tak się nie robi! Ślub to poważna sprawa, potrzebne jest doświadczenie, kobiece mądrości. Znalazłam już wspaniałą salę

Mamo przerwał jej łagodnie Marek. Jesteśmy wdzięczni za pomoc, ale chcemy wszystko zorganizować sami.

Sami? Halina Markowa założyła ramiona. Nic nie rozumiecie! Moja siostrzenica

Weronika w milczeniu obserwowała, jak przyszła teściowa krąży po pokoju. Halina mówiła bez przerwy o tradycjach, o przyzwoitości, o tym, jak ważne jest, by nie stracić twarzy przed ludźmi. Jednocześnie gwałtownie i oceniająco zerkała po kątach jakby rozważała, co tu trzeba zmienić.

Mamo próbował Marek. Wybraliśmy już restaurację. Biały Jaśmin, słyszałaś o nim?

Halina skrzywiła się, jakby bolały ją zęby.

Biały Jaśmin? Ta nowoczesna knajpa? Nie, nie, tylko Klasyka! Tam takie żyrandole, takie serwetki! A kierownik mój stary znajomy

Mamo głos Marka zabrzmiał jak stal. Sami zapłacimy za wesele. I będziemy świętować tam, gdzie chcemy.

Halina Markowa nie znalazła odpowiedzi. Uniosła brodę:

No, jak uważacie. Tylko nie mówcie później, iż was nie ostrzegałam.

Wyszła, zostawiając po sobie smugę drogich perfum i wrażenie nadciągającej burzy.

Przepraszam uśmiechnął się winowajczo Marek, obejmując Weronikę. Ona jest trochę emocjonalna.

Weronika milczała. Wewnętrzny głos szeptał to dopiero początek.

I tak było.

Kolejne tygodnie zamieniły się w niekończące się kłótnie, aluzje i ukryte pretensje. Halina Markowa potrafiła znaleźć wady we wszystkim od kompozycji kwiatów po ustawienie stołów.

Różowe peonie? kręciła głową. We wrześniu? Nie, tylko białe kalie! A łuk dekoracyjny powinien być inny, bardziej okazały. A muzycy Boże, naprawdę chcecie tej amatorskiej kapeli? Ja znam wspaniały kwartet z konserwatorium

Weronika trzymała się ostatkiem sił. Jedyną osobą, która ją uspokajała, była jej matka cicha, mądra Anna Kowalska.

Nie przejmuj się mówiła, gdy córka, wykończona kolejną awanturą, przychodziła do niej po pocieszenie. To ty jesteś panną młodą, to ty decydujesz. Twoja teściowa po prostu nie potrafi zaakceptować, iż syn dorósł.

Ale prawdziwa burza rozpętała się o tort.

Nie, spójrzcie tylko! Halina Markowa trzęsła katalogiem cukierniczym. Trzy piętra? Gdzie cukrowe róże? Gdzie figurki pana młodego i panny młodej?

Mamo zmęczonym głosem odezwał się Marek. Chcemy prostego, eleganckiego tortu. Bez przepychu.

Prosty? Halina omal nie wybuchnęła płaczem. Chcesz zawstydzić matkę przed całym miastem? Żeby ludzie szeptali patrzcie, syn słynnej architektki ma tort jak z jadłodajni!

Weronika nie wytrzymała:

Halino Markowa, mówmy jasno. To nasz ślub. Nie pani.

W pokoju zapadła cisza.

Halina zbladła, potem poczerwieniała i zerwała się na równe nogi:

No cóż mruknęła. Widzę, iż jestem tu zbędna. Róbcie, jak uważacie!

Wypadła z mieszkania, trzasnąwszy drzwiami tak mocno, iż zatrzęsły się szyby.

No i po sprawie westchnął Marek. Urażona.

Weronika milczała. W środku czuła tylko pustkę.

A dwa dni później stało się coś niesamowitego.

Wpadając do salonu ślubnego na ostatnią przymiarkę sukni, Weronika przypadkiem usłyszała rozmowę administratorki przez telefon:

Tak, tak, Halino Markowa, pańska suknia będzie gotowa na czas. Taki piękny odcień kremowy, podobny do panny młodej

Weronice pociemniało w oczach. Wybiegła z salonu, zapominając o przymiarce, i drżącymi palcami wybrała numer matki.

Mamo głos załamał się jej łzami. Ona specjalnie chce wszystko zepsuć Kupiła suknię jak moja

Spokojnie głos Anny Kowalskiej brzmiał stanowczo. Nie płacz, córeczko. Ja to załatwię.

Jak? Weronika zaniemówiła.

Po prostu mi zaufaj i o nic się nie martw.

Telefon się rozłączył.

Weronika stała na ulicy, czując narastającą rozpacz. Do ślubu zostały trzy dni, a ona już nie miała ochoty na świętowanie.

Rankiem weselnego dnia padał deszcz. Weronika stała przy oknie, obserwując krople spływające po szybie, i próbowała opanować drżenie kolan. Za plecami krzątały się fryzjerki, ale ich głosy brzmiały jak przez warstwę waty.

Weroniko, nie ruszaj się upomniała fry

Idź do oryginalnego materiału