Wesele córki Zinaidy: Skromna uroczystość w gronie rodziny i przyjaciół.

newsempire24.com 2 dni temu

Zofia wydawała za mąż córkę. Gości było niewiele, około trzydziestu pięciu, głównie krewni i przyjaciele pana młodego.

Córka, Kinga, promieniała jak każda panna młoda. Dla Zofii jej wczesne małżeństwo w wieku dziewiętnastu lat było zaskoczeniem. Wciąż miała nadzieję, jak wszystkie matki grzecznych i dobrych dziewcząt, iż Kinga najpierw skończy studia, a dopiero potem…
Ale stało się, jak się stało. Córka była na drugim roku, narzeczony Krzysztof – na ostatnim. Postanowili się pobrać i koniec. Krzysztof uważał, iż życie bez ślubu to brak powagi, a jego dziewczyna zasługuje na to, by od razu zostać żoną na zawsze.

Były mąż Zofii, ojciec Kingi, nie przyszedł na wesele, choć został zaproszony. Co prawda podarował córce pewną sumę pieniędzy – za to należało mu się chociaż podziękowanie. Minęło już pięć lat, odkąd odszedł z rodziny, nie garnął się do kontaktu z córką, ograniczając się do alimentów przelewanych przez księgowość.

Wesele trwało w najlepsze. Wszystko było wspaniałe, wodzirej znał się na rzeczy. Zofię niepokoił jednak jeden z gości, najpewniej daleki krewny pana młodego, który nie spuszczał z niej wzroku. Gdziekolwiek się obróciła, czuła jego spojrzenie. Ten wzrok dosłownie „wiercił” ją na wylot. choćby się rozzłościła – jak śmie ten chłopak tak na nią patrzeć?

Rozbrzmiały dźwięki walca, tańca rzadkiego na współczesnych młodzieżowych imprezach, który mało kto już potrafi zatańczyć.

Zofia uwielbiała walca, więc z euforią weszła w wir tańca z tym samym młodym mężczyzną, na którego jeszcze pięć minut temu była zła za jego natarczywe spojrzenia. Tańczył bosko. Byli najpiękniejszą parą w środku koła. Zofia i tak zawsze dobrze wyglądała, ale dziś przypominała raczej siostrę, nie matkę panny młodej. Elegancka suknia w kolorze szmaragdowym opływała jej smukłą sylwetkę, niedbale-modna fryzura i błysk w oczach czyniły ją niesamowicie atrakcyjną.

— Gdzie nauczyłeś się tak tańczyć? — zapytała, gdy odprowadzał ją po skończonym tańcu.
— Przez lata trenowałem tańce towarzyskie. Mam wyczulone oko, od razu wiedziałem, iż nikt tu nie tańczy lepiej od pani — odpowiedział z uśmiechem.

Na wszystkie kolejne tańce Marek — bo tak się przedstawił — zapraszał tylko Zofię. Nie odstępował jej na krok, by nie przegapić okazji do następnego. Zofię trochę kręciło się w głowie od szampana i uczucia niezwykłej lekkości, jakby znów miała dwadzieścia lat.
— Co z tego, iż młody? Dziś tańczę do upadłego, kiedy jeszcze będzie taka okazja? — myślała.

Po ślubie Kinga wyprowadziła się od matki do męża. Na razie wynajmowali mieszkanie. Zofii skończył się tygodniowy urlop, więc wróciła do pracy. Była zaskoczona, gdy po skończonym dniu zobaczyła pod budynkiem ośrodka pomocy społecznej, gdzie pracowała, Marka z bukietem kwiatów.

— Po co tu jesteś? I jeszcze z kwiatami? Jutro cały zespół będzie się ze mnie śmiał i pytał, w której klasie gimnazjum jest mój adorator! — oburzyła się.
— Już pracuję po studiach. Mój dzień kończy się godzinę wcześniej i… paliła mnie ochota, by panią zobaczyć. Adres wzięłem od córki. I wcale nie wyglądam tak młodo przy pani, mam dwadzieścia pięć lat, proszę pamiętać — odparł urażony.

— A ja czterdzieści, czujesz różnicę? Mówię ci uczciwie — nie idź za mną! Nie marnuj czasu! Rozejrzyj się, pełno wokół młodych i pięknych dziewczyn. — Obróciła się i ruszyła stanowczo w stronę przystanku.
— Czterdzieści? Niemożliwe! Ale choćby jeśli, to nic złego. Będę panią kochał w każdym wieku i nikt mi nie zabroni, choćby pani! Uwierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia — od tamtej chwili na weselu jestem stracony. — gwałtownie mówił, idąc za nią.

Marek zaczMarek zaczął spotykać się z Zofią każdego dnia, towarzysząc jej w drodze do domu i wracając dopiero późnym wieczorem, uparcie ignorując jej obawy o różnicę wieku.

Idź do oryginalnego materiału