Weekendowa relacja

notatnikemigrantkihome.wordpress.com 1 miesiąc temu

W sobote zaczelismy robic obiad przed godzina 15ta, zapowiadali opady wiec chcielismy zdazyc ze smazeniem shrimp na tarasie. Tylko co wnieslismy wszystko do domu zaczelo padac wiec zadowoleni z siebie zaczelismy sie objadac. Nagle zrobilo sie ciemno, zerwal sie straszny wiatr i deszcz przerodzil sie w ulewe. Zrobilo sie sennie wiec zdecydowalismy sie na drzemke. Dlugo to nie trwalo, bo nagle uslyszelismy tepy huk. W pierwszej chwili pomyslalam, ze spadlo cos w domu, ale po przejsciu niczego nie zauwazylam, druga mysl to drzewo spadlo na samochod, otworzylam drzwi garazowe, aby zobaczyc i w tej samej chwili stracilismy prad. Drzwi otwarte, woda wlewa sie do garazu wiec trzeba bylo mocowac sie z recznym zamykaniem co nie bylo latwe, ale w koncu sie udalo. Na wieczor mielismy wykupione bilety na nowy Dead Pool film, sprawdzilam website kina czy seans odwolany, ale nie bylo zadnej wiesci, wiec pojechalismy. Obejrzelismy film, nie az tak dobry jak poprzednie, ale z zabawnymi dialogami i scenami. Wychodzac z kina S dostal text od sasiadki, ze duze galezie spadly na nasz dom. Mysl o drzewie jak sie okazalo nie byla daleka od prawdy, nie przyszlo nam jednak do glowy obejsc domu i sprawdzic. W nocy i tak nie bylo wiele widac, trzeba bylo czekac do rana.

Rano pol osiedla wyszlo z pilami, dzwieki dochodzily z kazdej strony, nie tylko nam przytrafilo sie nieszczescie. Ze dwie godziny cielismy i skladalismy kawalki na stosy. Przeszlam chyba ze 100 razy w ta i z powrotem wynoszac galezie na krawedz ulicy. Teraz zacznie sie walka z ubezpieczalnia o reperacje dachu.

Troche pozniej niz zwykle, ale pojechalismy na kawowy spacer. Piatkowe kreatywne spotkanie odbylo sie w nowo wyremontowanej fabryce tkackiej, ktora w tej chwili znajduje sie w centrum duzego osiedla blokow mieszkalnych, ktore jeszcze wciaz sa w budowie. To miejsce tak mi sie spodobalo, ze wyciagnelam S, aby mu to pokazac.

Jest to wschodnia dzielnica, ktorej glowna ulica prowadzi bezposrednio do centrum miasta, wiec na kawe pojechalismy jak zwykle do znanej kawiarni. Upaly wciaz ponad 30C wiec pomyslalam, ze dla odmiany sprobuje zimnej kawy, od zawsze mialam ochote na Frappuccino, ale nigdy nie mialam odwagi probowac, zimne herbaty czy kawy zupelnie do mnie nie przemawiaja, co innego koktajle. No ale tym razem sie zdecydowalam, niestety nie mieli Frappuccino wiec zamowilam iced Americano i juz patrzac na przygotowanie odeszla mi ochota. Pierwszy lyk i calkowity zal 5 dolarow wyrzucone w bloto, a raczej do kosza na smieci, nie dalo sie tego pic. Cos jest zlego z moimi komorkami smakowymi, wszyscy dookola zapijali sie zimnymi kawami wygladajac na zachwyconych, a ja walczylam z gorzkim niesmakiem w ustach. Ohyda.

Jeden z blogow przypomnial mi o wyzwaniu czytelniczym, tym razem ksiazek autorek w tlumaczeniu. Oczywiscie mam ochote na udzial, ale nie sadze, ze uda mi sie zrealizowac, brakuje mi jeszcze kilku ksiazek z listy 20tu letnich ksiazek, no i wakacyjny wyjazd pod koniec sierpnia. Poza tym duzo czasu spedzam ogladajac olimpijskie transmisje, a raczej reklamy przetykane transmisjami i rewelacyjnej grupy tanecznej na YT, ale kto wie.

Idź do oryginalnego materiału