— Mamuś, oszło ci zupełnie?! Jaka swatka?! — wrzuciła Kinga przez telefon, ledwie nie wypuszczając słuchawki z dłoni. — Przecież ci mówiłam sto razy, iż z Radkiem tylko się spotykamy!
— A co, spotykacie się, to niby niepoważnie? — głos matki brzmiał twardo i nie wciągał nic dobrego. — Kinga, masz już dwadzieścia siedem lat! Inne w twoim wieku dawno zamężne, dzieci rodzą, a ty wciąż się bawisz! Jego rodzice to porządni ludzie, pracowiali, mają trzy pokoje na Grochowie…
— Mamo! — Kinga przymknęła oczy, próbując opanować pulsujący ból głowy. — Posłuchaj mnie uważnie. NIE jestem gotowa wychodzić za mąż. NIE chcę o tym rozmawiać z obcymi ludźmi. I w ogóle, powinnaś była się ze mną ZGODZIĆ!
— Za późno na uzgadnianie — matka wyraźnie traciła cierpliwość. — Już do nich zadzwoniłam, jutro rano przyjeżdżają. Radek wie, nawiasem mówiąc. Wczoraj z nim gadałam, zgodził się.
Kinga powoli osunęła się na kanapę. Radek się zgodził… Oczywiście, co on miał do zgonienia? Mieszka spokojnie u rodziców, do pracy chodzi co drugi dzień, a tu taka okazja — gotowa narzeczona z własnym mieszkaniem i wypłatem.
— Mamo, może odpuścimy? Powiemy, iż zachorowałam…
— Kochanie — głos matki znagle zmiękł, niemal błagalny. — Zrozum, córeczko. Tak pragnę wnuków! A nuż coś mi się stanie, a ty zostaniesz sama? Radek to dobry chłopak, nie pije, nie pali…
— Nie pije? — prychnęła Kinga. — Przecież przedwczoraj ledwo na nogach stał!
— No, święto było! — matka gwałtownie znalazła wymówkę. — Dobrze, skarbie, przyjdź jutro przed dziesiątą. Już kupiłam kurczaka, tort zamówię…
W słuchawce zapadła cisza. Kinga jeszcze chwilę siedziała, wpatrzona w pustkę, po czym zerwała się i zaczęła przemierzać pokój. Trzeba było coś zrobić, ale co? Zabić Radka? Matkę? A może uciec do koleżki na działkę i przeczekać do poniedziałku?
Telefon zadzwonił ponownie.
— Kinga, to ja — Radek brzmiał niepewnie. — Słuchaj, twoja mama do mnie wczoraj dzwoniła…
— Ty śmieciu! — warknęła Kinga. — Mógłbyś mnie uprzedzić!
— Myślałem, iż żartuje! Na serię! Kto teraz swatów wysyła? Myśłałem, iż sobie pogada i zapomni…
— A kiedy zdałeś sobie sprawę, iż nie żartuje?
— Jak moi rodzice zaczęli tort wybierać — przyznał się Radek. — Kinga, może po prostu się przejmiemy? Posiedzimy, pogadamy, oni się uspokoją…
— Radek, ty rozumiesz, iż po tym cyrku mama mnie pod eskortą do ślubu zaprowadzi? Pewnie już sukienkę przegląda!
— No i co? — w jego głosie zabrzmiały dziwne nutki. — A co, ja ci nie pasuje?
Kinga zamilkła. Właśnie tu był haczyk. Radek jej się podobał, choćby bardzo. Wysoki, przystojny, dobry. Ale był w nim jakiś… brak. Nie umiał sam podejmować decyzji. Zawsze radził się matki, choćby co do koszuli na randkę. A teraz i ślub nie był jego pomysłem.
— Słuchaj, Radek — zaczęła ostrożnie. — A ty sam chcesz się ze mną żenić? Mnie, rozumiesz?
— Oczywiście, iż chcę! — odpowiedział zbyt szybko. — To znaczy… w sumie… znamy się przecież dobrze…
— To nie jest odpowiedź — westchnęła Kinga. — Dobra, zobaczymy się jutro.
Cały wieczór biegała po mieszkaniu, przymierzając raz to jedną, raz drugą sukienkę. Zbyt odświętna — pomyślą, iż się zgadza. Zbyt zwyczajna — matka przez tydzień będzie wykładała, jak należy wyglądać na poważne rozmowy. W końcu wybrała szary kostium — elegancko, ale bez przesady.
Rano Kinga obudziła się z postanowieniem, by wszystko odwołać. Zadzwoni do matki, powie, iż zachorowała, lub iż pilny wyjazd służbowy, lub… Ale telefon milczał, a gdy wykręciła numer matki, nikt nie odebrał. Znaczy, już na targu, kupuje przysmaki na stół.
O wpół do dziesiątej Kinga stała przed rodzicielskim domem, nie mogąc zmusić się, by wejść. Sąsiedzka babcia podleła kwiaty na balkonie i ciekawsko zerkała w dół.
— Kinga! — doleciało z góry. — Wchodź już, na co czekasz!
Matka przywitała ją w odświętnym fartuchu i z konspiracyjną miną.
— No i dobrze, iż wcześniej przyszłaś! Pomóż nakryć. Patrz, jaką śledzikową kupiłam, będzie pod futrem! I kawior wzięłam, nie czerwony, ale też niczego…
— Mamo — próbowała wtrącić Kinga, ale matka już ciągnęła ją do kuchni.
— A kostiumik ładny! Poważny, biznesowy. W sam raz! Rodzice Radka lubią, gdy dziewczyna skromnie się ubiera…
— Skąd wiesz, co oni lubią?
— Już się poznałyśmy! — oznajmiła dumnie matka. — Spotkałyśmy się, jak Radek zaświadczenie do przychodni nosił. Grażyna, jego mama, taka miła kobieta! Gadalyśmy pół godziny, ona mi o tobie wszystko opowiedziała…
— O mnie? Co o mnie?!
— No, iż ładna, pracowita, własne mieszkanie… Bardzo się cieszą, iż Radek taką narzeczoną znalazł!
Kinga poczuła, jak coś w niej wrze. Więc już o niej mówią jak o narzeczonej! A jej zdania nikt nie pytał!
— Mamo, posłuchaj mnie — wzięła matkę za ramiona. — Nie jestem gotowa wyjść za mąż. Rozumiesz? Nie chcę teraz ślubu!
— Nie chcesz? — matka zmarszczyła brwi. — To po co się z chłopakiem spotykasz? Dla zabawy? To nieładnie, córeczko! Faceta się albo puszcza, albo za niego wychodzi!
— Przecież tylko się poznajemy! Może w ogóle do siebie nie pasujemy!
— Pół roku się znaczą, czego więcej poznawać? — zamówiła rękami matka. — Za moich czasów w miesiąc decydowali! A wy się ciągle przeciągacie…
Dzwonek do drzwi przerwał ich spór. Matka gwałtownie zdjęła fartuch, poprawiła włosy i uroczyście ruszyła do przedpokoju. Kinga została w kuchni, chwytając się blatu i próbując opanować oddech.
— Proszę, proszę! — głos matki brzmiał nienaturalnie gościnnie. — A tu nasRodzice Radka weszli do kuchni, a on sam stał za ich plecami, uśmiechając się niepewnie, podczas gdy Kinga poczuła, jak cały jej świat nagle zwolnił, jakby czas się zatrzymał, a ona stała na progu nieznanego, ale może wcale nie tak strasznego jutra.