Kto jeszcze spotyka na drodze postaci tak niezwykłe? Nie mam pojęcia, jak to eleganckiej, młodej pani udało się namówić mnie do wróżenia. Sam nie rozumiem. Jedziemy razem w jednym przedziale już ponad dwie godziny, a ona wywarła na mnie całkiem przyjemne wrażenie: brunetka w okolicach trzydziestu, z modną fryzurą i sylwetką, o której zazdrościłyby mi pełniejsze kobiety. Uśmiechnięta i gadatliwa. Tylko oczy
Nie było w nich nic szczególnego, adekwatnie. Przecież miała na nosie okulary przeciwsłoneczne. Co w tym szczególnego? pomyślałem. W szary, pochmurny dzień, kiedy jesienne chmury przytłoczyły niebo, prawie czarne szkła. Może chciała ukryć worki pod oczami albo siniaka? Bywa tak, prawda?
Szukałem wszelkich wymówek, aby usprawiedliwić ten niecodzienny gest, i znalazłem ich całkiem sporo. Jednak ciekawość mną dręczyła. Nie znaliśmy się dobrze. Wiedziałem tylko, iż ma na imię Grażyna i pracuje w jakimś sektorze usług. Pytać nieznajomą: Po co w taką ciemność jeszcze okulary? byłoby niezręczne. A może ma jakąś chorobę oczu?
Zatem milczałem i podtrzymywałem pustą, nic nie znaczącą rozmowę, typową dla nieznajomych w podróży. Nagle, zmieniając ton, zaproponowała:
Nataszo, a może chciałabyś, żebym ci wróżyła? Mam w tym talent. Moja prababcia była zawodową wróżką. Prawdziwą, a nie oszustką, których dziś pełno na każdym kroku. Czy nie chcesz poznać swego losu? Spróbujemy, to takie ciekawe!
Z lekkim dreszczykiem odmówiłam. Nie chciałam wiedzieć, co mnie czeka. A może?
Dziękuję, Grażyno, ale nie wierzę w karty, ani w te wszystkie wróżby.
Tym bardziej nie masz się czego bać
Skąd pan wnioskuje, iż się boję? Po prostu nie chcę staram się, by głos brzmiał pewnie, a jednocześnie nie podoba mi się, iż usta sąsiadki drżą w uśmiechu.
Proszę, decyzja należy do pani. Nikt nie zmusza, prawda?
Oczywiście powiedziałam i poczułam w głowie dziwny świąd. Gdyby dało się podrapać się od wewnątrz, zrobiłabym to natychmiast I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, wykrzyknęłam:
A adekwatnie, czemu nie spróbować? choć w środku myślałam o czymś zupełnie innym. Ten zwrot akcji mi się nie podobał. Otworzyłam usta, by powiedzieć: Lepiej nie ryzykować, ale zamiast tego uśmiechnęłam się do nieznajomej.
Grażyna skinęła głową i wyciągnęła z torebki aksamitny woreczek. Na stolik między nami spadła talia kart.
Nagle zdjęła okulary i spojrzała na mnie dwa wielkie szkła zakrywały jej oczy. Serce mi przyspieszyło.
Jak będzie pani wróżyć? Nie widzi pani? wyszeptałam przerażona.
Nie martw się, Nataszo, czuję karty i znam je wszystkie. Nie mam zbyt wielu rozrywek w życiu, więc zaczynamy? zapytała, zakładając z powrotem okulary, które jeszcze bardziej przerażały mnie swoją czernią.
Beznadziejnie wzruszyłam ramionami, zapominając, iż nie widzi moich ruchów. Grażyna rozłożyła karty w krąg, przestrzegając tradycyjnych rytuałów, i rzekła:
Odwróć tę najbliższą, pokaże przeszłość.
Wyciągnęłam kartę, ręce drżały. Kartka była całkiem biała, bez rysunku. Wróżka zamyśliła się.
Dziwne. Biała kartka oznacza, iż nie było cię w przeszłości. Jak to możliwe?
Co to za niezwykła talia? W normalnych kartach takiego nie ma próbowałam brzmieć pewnie, ale przechodził mnie dreszcz. Czy to szaleństwo?
Dobrze, spróbujmy jeszcze raz. Weź dowolną kartę, którą lubisz.
Miałam jedyne pragnienie gwałtownie spakować się i zniknąć z przedziału, wysiąść na najbliższej stacji i nie słyszeć już tego głosu ani nie czuć niewidzialnych mrowień w głowie.
Mimo to, uległam jej woli, wzięłam kolejną kartę i znów odwróciłam. Wynik był taki sam. Coraz bardziej podejrzewałam, iż oszukuje, i zebrałam odwagę, by zapytać:
Może skończymy? Wszystkie twoje karty chyba takie same. To żart, który mi się nie podoba!
Wróżka się denerwowała.
Zapewniam, karty są normalne, rysunek został naniesiony cienką igłą, czuję go palcami, ale teraz są zupełnie gładkie. Wierzyć trzeba sama w szoku. Spróbuj jeszcze, weź odważniej!
Zaskoczona, wzięłam dwie karty i dotknęłam ich. Jak się spodziewałam, nie było na nich żadnych kropek ani dziur czyste, błyszczące kartki. Rzuciłam je w ręce tej dziwnej towarzyszki.
Może już wystarczy rozbijać komedię, powiedz szczerze po co wszystko to zaczęłaś?
Wyglądała na zagubioną i bladożółtą.
Przysięgam, wcale nie miałam nic złego w głowie, chciałam ci tylko trochę umilić podróż. Spróbujmy raz jeszcze, na przyszłość
Dobrze, spróbujmy odpowiedziałam z irytacją, wzięłam następną kartę. Gdy ją odwróciłam, chciałam najpierw pokazać Grażynie, ale przypomniałam sobie, iż i tak nie zobaczy, i niemal krzyknęłam:
A przyszłość jest biała, biała jak śnieg. Co teraz z tym zrobić?
Sąsiadka przy twarzy nie tylko pobladła, ale pokryła się nerwowymi plamami.
Czy to znaczy, iż niedługo umrę?
Rozszerzyłam oczy, ale nie zamierzałam przeklinać. Po cichu wzięłam płaszcz i torbę, spojrzałam w okno i westchnęłam:
Skąd mam wiedzieć? Wszystko kiedyś się skończy. Żegnam, wysiądę na tej stacji, mam pilną sprawę.
Wysiadłam z przedziału, nie odwracając się. W głowie przewijała się myśl: No i cholera, zepsuła mi humor! Znów te jej eksperymenty!
Wrogo jak tysiąc diabłów, ruszyłam na peron i wyciągnęłam papierosa z paczki. Ojej, ta ślepa doprowadziła mnie do drżenia. Zwróciłam się do zamyślonego, palącego mężczyzny:
Masz zapalniczkę?
Skinął głową: Oczywiście, proszę i podał mi zapalniczkę, po czym spojrzał na mnie, poślizgnął się po brudnej podłodze i upadł. Musiałam pochylić się i sama podnieść zapalniczkę. Zaciągnęłam się i wydobyłam pierścień dymu, co od razu mnie uspokoiło. Drzwi się otworzyły i, zanim wyszłam na peron, gwałtownie poprawiłam maskę, rzucając okiem na mężczyznę, który teraz wyglądał na lekko przerażonego.
Co za biedak, zobaczyć kościotrupa to chyba dopiero przyjemność! mruknęłam pod nosem. Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć. Twoj czas jeszcze nie nadszedł, a ja wczoraj wzięłam urlop i po prostu straciłam kontrolę! O, ta jasnowidka, choćby śmierć widzi, choćby i ślepa. Nie da się przed nimi uciec
I, warcząc pod nosem, ruszyłam w stronę peronu nieznanego miasteczka. Dobrego urlopu, Nataszo!













