Wdzięczność i cierpliwość przy rodzinnym stole

polregion.pl 1 tydzień temu

Dziękuję synowi za święto! powiedziała teściowa przy stole, który nakrywałam przez 12 godzin! Moją odpowiedź usłyszeli dokładnie rok później.

No wiecie, znacie tę scenkę, prawda? 31 grudnia. U normalnych ludzi już wszystko gotowe, a na mojej kuchni jakby oddział fabryki zbrojeniowej. Od szóstej rano na nogach. Powietrze w mieszkaniu nie pachnie choinką i mandarynkami, tylko rozgrzanym olejem, gotowanymi ziemniakami i, szczerze mówiąc, moją cichą rozpaczą.

Na kuchence bulgocze galaretka mięsna, w piekarniku kaczka z jabłkami, na stole góra warzyw do sałatki jarzynowej i śledziowej. w uproszczeniu standardowy sylwestrowy zestaw, od którego pod wieczór robi się już trochę niedobrze. A moja ukochana rodzina gra rolę komisji odbioru.

Mąż leży na kanapie i z poważną miną pyta: Ewo, czy ziemniaki do jarzynowej nie rozgotowały się?. Pomocy zero, ale kontrola na najwyższym poziomie! Dorosłe dzieci, syn z synową, siedzą w telefonach i co godzinę wpadają do kuchni, żeby ukraść kawałek kiełbasy.

A na czele komisji oczywiście moja teściowa, Krystyna Janowska. Chodzi mi po piętach i rzuca cenne rady: Ewuniu, majonez dodajesz dopiero przed podaniem, pamiętasz? A koperek lepiej drobniej posiekaj. Och, dziewczyny, aż miałam ochotę wysypać jej ten koperek na głowę. Ale milczałam. Cierpliwie. Bo przecież jestem dobrą żoną i synową, powinnam stworzyć cud sylwestrowy. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

I nagle, jak w bajce, wybiła jedenasta wieczorem. Stół aż ugina się pod potrawami. Same pyszności! Wszystko lśni, błyszczy, mieni się. Ja, wyciśnięta jak cytryna, padam na krzesło. Znasz to uczucie? Ręce bolą, plecy się nie prostują, a jedyne, na co masz ochotę, to nie wypić szampana, tylko wbić twarz w sałatkę i zasnąć.

Wszyscy usiedli, piękni, odświętni. Rozlewają szampana. I wtedy teściowa, taka uroczysta, unosi swój kieliszek. A ja, naiwna, jeszcze pomyślałam: może teraz podziękuje? Ależ skąd!

Drodzy moi! zaczyna. Zanim pożegnamy stary rok, chcę wznieść toast za mojego wspaniałego synka, za naszego żywiciela! Dziękuję ci, kochanie, za ten przepyszny stół i za to piękne święto!

Dziewczyny, aż mi w uszach zadzwoniło. Wszyscy krzyknęli Hura!, stuknęli kieliszkami. Mój mąż aż się wyprostował, dumny jak paw. No jasne jego chwalą! Nie mnie.

A na mnie? Zero uwagi. Nikt, wyobrażacie sobie, nikt choćby nie spojrzał w moją stronę. Jakby kaczka sama wskoczyła do piekarnika, a sałatki materializowały się z powietrza.

I wtedy coś we mnie *kliknęło*. Jakby ktoś przekręcił przełącznik. Obraza? To za mało powiedziane! Nie rozpłakałam się. Nie zrobiłam awantury. Nie. Całe moje zmęczenie gdzieś zniknęło, a na jego miejsce przyszła zimna, dzwoniąca jasność.

Spojrzałam na ich szczęśliwe, przeżuwające twarze i zrozumiałam: to był mój ostatni Sylwester w roli darmowej służącej.

Przez cały kolejny rok żyłam z tą myślą, a ona, wiecie, grzała mnie lepiej niż kominek. Byłam idealną żoną: uśmiechałam się, gotowałam, ale w środku dojrzewał plan.

Prawdziwy, kobiecy, podstępny plan. Co miesiąc odkładałam część pensji na prywatne konto, które nazwałam Fundusz Równowagi Duchowej.

Gdy latem zaczęli mówić o sylwestrze, tylko tajemniczo się uśmiechałam: Oj, jeszcze trzeba dożyć!. Mąż nic nie podejrzewał. Teściowa była pewna, iż jej ulubiona kucharka znak wszystko przygotuje. No cóż, naiwność to grzech.

A na początku grudnia mój plan dojrzał. I zrobiłam to, o czym marzyłam przez 365 dni.

Kupiłam sobie wyjazd. I to nie byle gdzie do luksusowego spa z basenem, masażami i pełnym wyżywieniem.

Od 30 grudnia do 10 stycznia. Gdy płaciłam, czułam, jakbym kupowała bilet na wolność. Tego nie da się opisać!

30 grudnia rano. Mąż jeszcze chrapał. Cicho spakowałam małą walizkę, zamówiłam taksówkę. Pisząc te słowa, uśmiechałam się już widziałam ich miny, gdy przeczytają moje sylwestrowe pożegnanie. Na lodówce przyczepiłam kartkę:

Kochani! W tym roku nie będę przeszkadzać głównemu czarodziejowi sylwestrowej nocy, którego tak hucznie chwaliliście. Wierzę, iż i tym razem sobie poradzi! W lodówce są składniki na sałatkę jarzynową. Przepis na pieczoną kaczkę znajdziecie w necie. Całuję, Ewa.
P.S. Wracam 10 stycznia. Nie tęsknijcie!

Och, jakże chciałam zobaczyć ich twarze! Już byłam w taksówce, gdy zadzwonił telefon mąż. Nie mówił, wrzeszczał! W jego głosie słychać było szok, panikę i obrażoną dumę wielkości kosmosu.

No proszę! A to ja jestem winna, iż chciałam odpocząć? A ja, patrząc przez okno na ośnieżone świerki, spokojnie odpowiedziałam:

Kochanie, już jestem w spa. Nakładam maseczkę. Nie denerwuj się po prostu posiekaj koperek drobniej, jak uczyła twoja mama. Dasz radę.

I jak myślicie poradzili sobie? Podobno sylwestra spędzili z kupnymi pierogami i butelką szampana. A ja w miękkim szlafroku, po basenie, spokojna i szczęśliwa.

Powiedzcie mi, dziewczyny postąpiłam za ostro? Czy czasem tylko taki krok nauczy bliskich prawdy: jeżeli nie doceniasz tego, kto dla ciebie stara pewnego dnia zostaniesz bez święta?

Idź do oryginalnego materiału