Wczoraj zebrałam w sobie całą odwagę, spojrzałam prosto w oczy teściowej, Halinie Pawłowskiej, oraz mężowi, Piotrowi, i powiedziałam stanowczo: „Od dzisiaj twoja stopa nie postanie w naszym domu. jeżeli chcesz kochać i widywać wnuczkę Zosię, powinnaś była pomyśleć, zanim zrobiłaś coś takiego”. Starałam się mówić grzecznie, ale twardo, żeby oboje zrozumieli, iż to nie są puste słowa. Po tym, co zrobiła teściowa, nie zamierzam dłużej tolerować jej w naszym życiu. I szczerze mówiąc, poczułam ulgę, gdy to powiedziałam. Dość już milczenia i połykania uraz w imię „świętego spokoju”.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, ale gdyby sięgnąć głębiej, problemy z Haliną ciągną się od lat. Gdy wychodziłam za Piotra, wydawała mi się po prostu kobietą z charakterem. Lubiła narzucać swoją wolę, marudzić, ale która teściowa taka nie jest? Starałam się być cierpliwa, szanowałam ją jako matkę męża, choćby słuchałam jej rad. Z czasem jednak zaczęła się mieszać we wszystko: w to, jak gotuję, jak wychowuję Zosię, jak wydajemy z Piotrem pieniądze. Każda jej wizyta zamieniała się w inspekcję. „Emilia, czemu na półkach jest kurz? Dlaczego Zosia chodzi bez czapki? A co to za zupa, tak karmisz męża?” — i tak bez końca.
Milczałam, bo nie chciałam kłótni. Piotr też prosił: „Emilka, wytrzymaj, to przecież moja matka, chce dobrze”. Ale „dobro” według Haliny oznaczało krytykować mnie przy każdej okazji. Aż w końcu przekroczyła wszelkie granice. Miesiąc temu dowiedziałam się, iż złożyła donos do opieki społecznej, twierdząc, iż „źle wychowuję” Zosię. Że dziecko jest „zaniedbane”, w domu panuje bałagan, a ja „nie radzę sobie jako matka”. To po tym, jak przez siedem lat żyłam dla córki, nie spałam po nocach, gdy chorowała, woziłam ją na zajęcia, czytałam bajki! A ta kobieta, która odwiedza nas raz na miesiąc, uznała, iż ma prawo coś takiego zrobić?
Gdy się o tym dowiedziałam, byłam w szoku. Zadzwoniłam do opieki, wyjaśniłam sytuację i, na szczęście, gwałtownie zrozumieli, iż to nonsens. Sam fakt jednak! Chciała wystawić mnie na złą matkę, żeby — jak później powiedziała — „zabrać Zosię na wychowanie”. Co to miało znaczyć? Chciała mi odebrać córkę? Próbowałam z nią rozmawiać, ale Halina tylko prychnęła: „Ja dbam o wnuczkę, a ty, Emilka, jesteś niewdzięczna”. Piotr, zamiast ją powstrzymać, tylko bąknął: „Mamo, nie przesadzaj, ale przecież chcesz dla Zosi dobrze”. Dobre? Dobre to jest wtrącać się w naszą rodzinę i rujnować mi życie?
Długo myślałam, co zrobić. Chciałam po prostu przestać ją wpuszczać, ale wiedziałam, iż bez rozmowy się nie obędzie. Zosia kocha babcię i nie chciałam odbierać im kontaktu, ale dłużej już nie mogłam tego znosić. Wczoraj, gdy Halina znów przyszła „w odwiedziny”, postanowiłam działać. Zwołałam ją i Piotra do kuchni i wyrzuciłam z siebie wszystko. „Halina Pawłowska — zaczęłam — przekroczyłaś wszelkie granice. Twoje donosy, twoje próby uczenia mnie życia — to koniec. Nie przychodzisz już do nas, dopóki nie przeprosisz i nie nauczysz się szanować naszej rodziny. A ty, Piotrze, jeżeli nie umiesz mnie i Zosi bronić, zastanów się, po czyjej stronie stoisz”.
Teściowa zrobiła się czerwona. „Jak śmiesz?! — krzyknęła. — Ja wszystko dla Zosi robię, a ty zabraniasz mi jej widywać?” Odparłam spokojnie: „Sama to zrobiłaś, składając ten donos. jeżeli chcesz widywać Zosię, naucz się szanować mnie jako matkę”. Piotr siedział cicho, tylko kiwał głową. W końcu wykrztusił: „Emilka, może nie od razu tak ostro?” Ale ja już nie mogłam się powstrzymać. „Ostro? — zapytałam. — A wtrącanie się w nasze życie i pisanie donosów to nie jest ostro?” Halina wstała i wyszła, trzaskając drzwiami. Piotr patrzył na mnie jak na obcą, ale wiedziałam, iż mam rację.
Teraz nie wiem, co będzie dalej. Zosia jeszcze nie rozumie, dlaczego babcia nie przychodzi, i to łamie mi serce. Wytłumaczyłam jej, iż babcia się trochę „pokłóciła” z nami, ale przez cały czas ją kochamy. Ale nie ustąpię. Nie chcę, żeby moja córka dorastała w atmosferze, w której jej matkę się poniża. Piotr chyba zaczyna coś rozumieć. Wieczorem powiedział: „Emilka, pogadam z mamą, przesadziła”. Ale nie wierzę jeszcze, iż będzie w stanie jej przemówić do rozsądku. Halina nie należy do tych, którzy przyznają się do błędów.
Szykuję się na długą wojnę. Może znów zacznie swoje intrygi, będzie naciskać na Piotra albo manipulować przez Zosię. Ale ja już nie jestem tą naiwną synową, która milczała dla świętego spokoju. Jestem matką, żoną, kobietą i bronię swojej rodziny. jeżeli Halina chce być częścią naszego życia, musi nauczyć się respektować moje granice. A jeżeli nie — to jej wybór.
Na razie skupiam się na tym, co dobre. Zosia rysuje mi obrazki, pieczemy razem ciastka i widzę jej uśmiech. To daje mi siłę. A Piotr niech decyduje, czy chce być z nami, czy dalej uginać się przed matką. Zrobiłam swój ruch i nie ma odwrotu. Niech wiedzą: mój dom to moja twierdza i nie wpuszczę do niej tych, którzy chcą ją zniszczyć.