Wczoraj zebrałam całą swoją odwagę, spojrzałam prosto w oczy teściowej, Weronice Stanisławowej, i mężowi, Krzysztofowi, i powiedziałam wprost: „Twojej nogi już nie będzie w naszym domu. jeżeli chcesz kochać i widywać wnuczkę Zosię, powinnaś była pomyśleć, zanim coś takiego zrobiłaś.” Starałam się mówić grzecznie, ale stanowczo, żeby oboje zrozumieli, iż to nie są puste słowa. Po tym wszystkim, co narobiła teściowa, nie zamierzam już tolerować jej w naszym życiu. I szczerze mówiąc, poczułam ulgę, gdy to powiedziałam. Dość milczenia i połykania obraż w imię „zgody w rodzinie”.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, ale gdy sięgniemy głębiej, problemy z Weroniką Stanisławową ciągną się od lat. Kiedy wychodziłam za Krzysztofa, wydawała mi się po prostu kobietą z charakterem. Lubi rozkazywać, narzekać, ale która teściowa taka nie jest? Starałam się być cierpliwa, szanowałam ją jako matkę męża, choćby słuchałam jej rad. Z czasem jednak zaczęła się wtrącać we wszystko: w to, jak gotuję, jak wychowuję Zosię, jak wydajemy pieniądze z Krzysztofem. Każda jej wizyta zamieniała się w kontrolę. „Elżbieto, dlaczego na półkach jest kurz? A Zosia chodzi bez czapki? A co to za zupa, tak karmisz męża?” — i tak bez końca.
Milczałam, bo nie chciałam kłótni. Krzysztof też prosił: „Elu, wytrzymaj, to przecież moja mama, chce dobrze.” Ale „dobre” u Weroniki Stanisławowej oznaczało krytykować mnie przy każdej okazji. Aż w końcu przekroczyła wszelkie granice. Miesiąc temu dowiedziałam się, iż złożyła skargę do opieki społecznej, twierdząc, iż „źle wychowuję” Zosię. Że dziecko jest „zaniedbane”, w domu bałagan, a ja sobie „nie radzę jako matka”. To po siedmiu latach, w których żyję dla córki, nie śpię po nocach, gdy jest chora, wożę ją na zajęcia, czytam bajki! A ta kobieta, która odwiedza nas raz w miesiącu, uznała, iż może tak o mnie mówić?
Gdy dowiedziałam się o skardze, byłam w szoku. Zadzwoniłam do opieki, wyjaśniłam sytuację i na szczęście gwałtownie ustalili, iż to bzdury. Ale sam fakt! Chciała mnie przedstawić jako złą matkę, żeby — jak później powiedziała — „wziąć Zosię pod swoją opiekę”. Co, chciała mi zabrać córkę? Próbowałam z nią rozmawiać, ale Weronika Stanisławowa tylko prychnęła: „Dla wnuczki robię wszystko, a ty, Elżbieto, jesteś niewdzięczna.” Krzysztof zamiast ją powstrzymać, tylko bąknął: „Mamo, nie trzeba tak, ale przecież chcesz dobrze dla Zosi.” Dobro? Wtrącanie się w naszą rodzinę i niszczenie mojego życia to dobro?
Po tym długo myślałam, co robić. Chciałam po prostu przestać ją wpuszczać, ale wiedziałam, iż bez rozmowy się nie obejdzie. Zosia kocha babcię i nie chciałam odbierać jej tego kontaktu, ale dłużej nie mogłam już tego znosić. Wczoraj, gdy Weronika Stanisławowa znów przyszła „odwiedzić wnuczkę”, postanowiłam działać. Zaprosiłam ją i Krzysztofa do kuchni i powiedziałam, co leży mi na sercu. „Weroniko Stanisławowo — zaczęłam — przekroczyłaś wszystkie granice. Twoje skargi, twoje pouczanie — to już koniec. Nie będziesz nas odwiedzać, dopóki nie przeprosisz i nie nauczysz się szanować naszej rodziny. A ty, Krzysztofie, jeżeli nie potrafisz bronić mnie i Zosi, zastanów się, po czyjej jesteś stronie.”
Teściowa poczerwieniała. „Jak śmiesz? — krzyknęła. — Dla Zosi robię wszystko, a ty zabraniasz mi ją widywać?” Spokojnie odpowiedziałam: „Sama do tego doprowadziłaś, składając tę skargę. jeżeli chcesz widywać Zosię, szanuj mnie jako matkę.” Krzysztof siedział w milczeniu, tylko kiwał głową. W końcu wydukał: „Elu, może nie od razu tak ostro?” Ale ja już nie mogłam się powstrzymać. „Ostro? — zapytałam. — A wtrącanie się i donoszenie to nie jest ostro?” Weronika Stanisławowa wstała i wyszła, trzasnąwszy drzwiami. Krzysztof patrzył na mnie jak na obcą, ale wiedziałam, iż mam rację.
Teraz nie wiem, co będzie dalej. Zosia jeszcze nie rozumie, dlaczego babcia nie przychodzi, i to łamie mi serce. Wytłumaczyłam jej, iż babcia się trochę „pokłóciła” z nami, ale przez cały czas ją kochamy. Ale nie ustąpię. Nie chcę, żeby moja córka dorastała w atmosferze, w której jej matkę się poniża. Krzysztof zdaje się coś pojmować. Wieczorem powiedział: „Elu, porozmawiam z mamą, przesadziła.” Ale na razie nie wierzę, iż ją przekona. Weronika Stanisławowa nie należy do tych, którzy przyznają się do błędów.
Przygotowuję się na to, iż to może być długa wojna. Może znów zacznie swoje intrygi, będzie naciskać na Krzysztofa albo manipulować przez Zosię. Ale ja już nie jestem tą naiwną synową, która milczała dla świętego spokoju. Jestem matką, żoną, kobietą i bronię swojej rodziny. jeżeli Weronika Stanisławowa chce być częścią naszego życia, musi nauczyć się szanować moje granice. A jeżeli nie — to jej wybór.
Na razie skupiam się na tym, co dobre. Zosia rysuje mi obrazki, razem pieczemy ciasteczka i widzę jej uśmiech. To daje mi siłę. A Krzysztof niech zdecyduje, czy chce być z nami, czy dalej ulegać matce. Zrobiłam swój ruch i nie ma odwrotu. Niech wiedzą: mój dom to moja twierdza i nie wpuszczę tych, którzy próbują ją zburzyć.