Dzisiaj zebrałam wszystkie siły, spojrzałam prosto w oczy teściowej, Barbarze Stanisławównej, i mężowi, Krzysztofowi, i powiedziałam wprost: „Twojej nogi już nie będzie w naszym domu. jeżeli chcesz kochać i widywać wnuczkę Zosię, powinnaś była pomyśleć, zanim zrobiłaś coś takiego.” Starałam się mówić uprzejmie, ale stanowczo, żeby oboje zrozumieli – to nie są puste słowa. Po wszystkim, co wyprawiała teściowa, mam dosyć tolerowania jej w naszym życiu. A szczerze mówiąc, poczułam ulgę, gdy to powiedziałam. Dość już milczenia i połykania obraż w imię „świętego spokoju”.
Zaczęło się kilka miesięcy temu, ale gdy sięgnąć pamięcią, problemy z Barbarą Stanisławówną ciągną się od lat. Kiedy wychodziłam za Krzysztofa, wydawała mi się po prostu kobietą z charakterem. Lubi rządzić, pouczać, ale któż z teściowych taki nie jest? Starałam się być cierpliwa, szanowałam ją jako matkę męża, choćby słuchałam jej rad. Z czasem jednak zaczęła się wtrącać dosłownie we wszystko: jak gotuję, jak wychowuję Zosię, jak wydajemy pieniądze. Każda jej wizyta zamieniała się w kontrolę. „Ewelina, dlaczego masz kurz na półkach? A Zosia czemu chodzi bez czapki? Co to za zupa, tak karmisz męża?” – i tak w kółko.
Milczałam, bo nie chciałam konfliktów. Krzysztof też prosił: „Ewelina, wytrzymaj, to przecież moja mama, chce dobrze.” Ale „dobrze” u Barbary Stanisławówny oznaczało krytykować mnie przy każdej okazji. Aż w końcu przekroczyła granicę. Miesiąc temu dowiedziałam się, iż złożyła skargę do opieki społecznej, twierdząc, iż „źle wychowuję” Zosię. Rzekomo moje dziecko jest „zaniedbane”, w domu panuje bałagan, a ja sobie „nie radzę jako matka”. To po siedmiu latach poświęcenia dla córki, nieprzespanych nocach, gdy była chora, wożeniu na zajęcia i czytaniu bajek! A ta kobieta, odwiedzająca nas raz w miesiącu, uznała, iż może coś takiego powiedzieć?
Gdy dowiedziałam się o skardze, byłam w szoku. Zadzwoniłam do opieki, wyjaśniłam sytuację i, na szczęście, gwałtownie zrozumieli, iż to bzdury. Ale sam fakt! Chciała wystawić mnie na złą matkę, żeby, jak potem sama powiedziała, „zabrać Zosię na wychowanie”. Co to ma znaczyć, iż zamierzała odebrać mi córkę? Próbowałam z nią rozmawiać, ale Barbara Stanisławówna tylko prychnęła: „Dla wnuczkusi się staram, a ty, Ewelina, jesteś niewdzięczna.” Krzysztof, zamiast ją powstrzymać, tylko bąknął: „Mamo, no nie przesadzaj, ale przecież chcesz dla Zosi dobrze.” Dobre? To ma być dobre – mieszać się w naszą rodzinę i niszczyć moje życie?
Po tej sytuacji długo myślałam, co zrobić. Chciałam po prostu nie wpuszczać jej już do domu, ale wiedziałam, iż bez rozmowy się nie obejdzie. Zosia kocha babcię i nie chciałam odbierać jej kontaktu, ale dłużej nie mogłam tego znosić. Wczoraj, gdy Barbara Stanisławówna znów przyszła „odwiedzieć wnuczkę”, postanowiłam działać. Wezwałam ją i Krzysztofa do kuchni i wygarnęłam wszystko, co się we mnie kumulowało. „Barbaro Stanisławówno—zaczęłam—przekroczyłaś wszelkie granice. Twoje skargi, twoje próby pouczania mnie – to już koniec. Nie będziesz nas odwiedzać, dopóki nie przeprosisz i nie nauczysz się szanować naszej rodziny. A ty, Krzysztofie, jeżeli nie umiesz stanąć w mojej i Zosi obronie, zastanów się, po czyjej jesteś stronie.”
Teściowa poczerwieniała z wściekłości. „Jak śmiesz? – krzyknęła. – Ja dla Zosi wszystko robię, a ty zabraniasz mi ją widywać?” Spokojnie odpowiedziałam: „Sama do tego doprowadziłaś, składając tę skargę. jeżeli chcesz widywać Zosię, zacznij mnie szanować jako matkę.” Krzysztof siedział w milczeniu, tylko kiwał głową. W końcu wydukał: „Ewelina, może nie od razu tak ostro?” Ale nie mogłam już się powstrzymać. „Ostro? A wtrącanie się w nasze życie i pisanie donosów to nie jest ostro?” Barbara Stanisławówna zerwała się i wyszła, trzasnąwszy drzwiami. Krzysztof patrzył na mnie jak na obcą, ale ja wiedziałam jedno – miałam rację.
Teraz nie wiem, co będzie dalej. Zosia jeszcze nie rozumie, dlaczego babcia do nas nie przychodzi, i to łamie mi serce. Wytłumaczyłam jej, iż babcia się z nami troszkę „pokłóciła”, ale przez cały czas ją kochamy. Ale nie ustąpię. Nie chcę, żeby moja córka dorastała w atmosferze, gdzie jej matkę się poniża. Krzysztof chyba zaczyna coś pojmować. Wieczorem powiedział: „Ewelina, pogadam z mamą, przegięła.” Ale jeszcze nie wierzę, iż uda się ją przekonać. Barbara Stanisławówna – nie należy do tych, którzy przyznają się do błędów.
Szykuję się na długą walkę. Może znów zacznie knuć, wywierać presję na Krzysztofie albo próbować manipulować przez Zosię. Ale już nie jestem tą naiwną synową, która milczała dla przyличia. Jestem matką, żoną, kobietą – i bronię swojej rodziny. jeżeli Barbara Stanisławówna chce być częścią naszego życia, będzie musiała zacząć respektować moje granice. A jeżeli nie – to jej wybór.
Póki co skupiam się na tym, co dobre. Zosia rysuje mi obrazki, razem pieczemy ciasteczka i jej uśmiech daje mi siłę. Krzysztof niech się zastanowi, czy chce być z nami, czy dalej uginać się przed matką. Zrobiłam swój ruch – i nie ma odwrotu. Niech wiedzą: mój dom to moja twierdza i nie wpuszczę do niej tych, którzy chcą ją zniszczyć.