Wczoraj w korytarzu usłyszałem, jak mój syn Antoni wpadł w panikę: Rozwiedliśmy się wczoraj, ona jutro wyprowadza się! krzyknął, po czym pospieszył do swojego pokoju.
Zofio Siergiejewno, popatrzcie na te ceny! krzyknęła sąsiadka Walentyna Iwanowa, wskazując palcem na wystawę w sklepie. Za kilogram pomidorów żądają trzysta złotych! To już rozbój w biały dzień!
Nie ma co, to nie życie, a czysta ruina odparłam, potrząsając głową i poprawiając torbę na ramieniu. Kiedyś na emeryturę dało się przeżyć, a teraz ledwo wiążę koniec z końcem.
A pan sama mieszka? Syn nie pomaga?
Mieszkam z synem. Antoni jest ciągle zajęty, pracuje dużo. Przynosi pieniądze, ale w domu prawie go nie widać.
No cóż, przynajmniej tak westchnęła Walentyna. Ja już widać tylko wnuki na święta, bo moi synowie wyjechali.
Po krótkim pożegnaniu ruszyłam do domu. Torby ciągnęły mnie za ręce, nogi już waliły po całodziennym chodzeniu po sklepach. Wiek szesnastu lat dał się we znaki coraz częściej.
Mieszkanie przywitało mnie ciszą. Antona nie było, jak zwykle. Rozłożyłam zakupy, postawiłam czajnik i usiadłam przy oknie z filiżanką herbaty, patrząc na szary, jesienny podwórek.
Moje życie było spokojne i poukładane. Po śmierci męża minęło już piętnaście lat. Przyzwyczaiłam się do samotności, nauczyłam się radzić sobie sama. Wychowałam syna, dałam mu wykształcenie i pomogłam stanąć na własnych nogach.
Antoni ma już trzydzieści pięć lat, pracuje programistą w dużej firmie i zarabia nieźle. Mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu, które mój mąż otrzymał jeszcze od fabryki. Syn zajmuje jeden pokój, ja drugi, a trzeci to salon. Każdy żyje własnym życiem, krzyżujemy się tylko przy kolacji i to nie zawsze.
Nie narzekałam. Antoni był dobrym synem, pomagał finansowo, nie pił, nie sprawiał kłopotów. Jego życie uczuciowe jednak nie układało się po naszej myśli jedna dziewczyna po drugiej, ale nic poważnego.
Mamo, nie spiesz się ze mną mówił, gdy ostrożnie poruszałem temat małżeństwa. Znajdę odpowiednią, kiedy przyjdzie pora.
Wydawało się, iż w końcu ją znalazł. Ostatnie pół roku zostawał później w domu, unikał pytań i patrzył w dal, a ja dostrzegałam, iż w jego oczach widać zachwyt.
Pokażesz mi ją? zapytałam kiedyś.
Tak, mamo. Kiedy przyjdzie czas.
Czas przybył niespodziewanie. Myłam naczynia po kolacji, gdy otworzyły się drzwi wejściowe. Antoni wrócił wcześniej niż zwykle.
Mamo, jesteś w domu? usłyszałam jego podekscytowany głos.
Na kuchni!
Stał w progu, potargany, z rozżarzoną twarzą. Od razu pojęłam, iż dzieje się coś ważnego.
Mamo, muszę ci coś powiedzieć.
Mów, słucham.
Antoni wszedł do pokoju, a ja podążyłam za nim. Chodził nerwowo tam i z powrotem, szukając słów.
Rozwiedliśmy się wczoraj, ona jutro wyprowadza się wpadł w słowa, zatrzymując się pośrodku pomieszczenia.
Usiadłam na krześle, a świat wokół mnie zachwiał się.
Co? wyplątałam jedynie.
Wziąłem za męża. Wczoraj się pobraliśmy. Jadwiga jutro wprowadzi się tutaj.
Antoni, żartujesz?.
Nie, mamo. To poważne.
Dlaczego nie powiedziałeś?.
Po prostu stało się spontanicznie.
Spontanicznie? Małżeństwo spontanicznie? drżał mój głos.
Mamo, nie zaczynaj. Jestem dorosły, sam podejmuję decyzje.
Ja choćby nie widziałam tej tej Jadwigi!.
Zobaczysz jutro. To dobra osoba, spodoba ci się.
Usiadłam, nie mogąc ruszyć się z krzesła. Szok był tak silny, iż słowa ugrzęzły w gardle.
Mamo, powiedz coś. usiadł na kolanach przy mnie.
Co mam powiedzieć? Gratulować? Gdy nie ostrzegłaś mnie?.
Ostrzegam teraz. Oto.
Po tym, jak się pobrałeś! To nie ostrzeżenie, to fakt!.
Przepraszam, tak to wyszło.
Wstałam, przeszłam do mojego pokoju, zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku, przyciskając twarz do dłoni. Łzy spływały po policzkach, ale tłumiłam jęki.
Mój syn wziął ślub bez mojej wiedzy i błogosławieństwa. Jadwiga przyjedzie jutro, a ja mam się cieszyć? Nie mogłam spać całą noc, przewracając się, myśląc, drapiąc się po głowie. Kim jest Jadwiga? Dlaczego Antoni pospieszył z małżeństwem? Może jest w ciąży?
Rano wstałam z ciężką głową i czerwonymi oczami. Antoni już był w pracy, zostawił liść na kuchni: Mamo, przyjdziemy wieczorem. Przygotuj coś na kolację. Kocham cię. Kochanie to proste słowa, ale co z moimi uczuciami? Co z moją opinią?
Instynktownie zaczęłam gotować. Zrobiłam barszcz, usmażyłam kotlety, przygotowałam sałatkę. Ręce same pracowały, głowa była pełna myśli. Wieczorem umyłam podłogi, przetarłam kurz, nakryłam stół. Dom lśnił czystością, ale w duszy kręciły się koty.
Około ósmej otworzyły się drzwi. Stałam przy kuchni, wycierając ręce ręcznikiem, serce biło jakby miało wyskoczyć.
Mamo, jesteśmy w domu! radosny głos Antona.
Wkroczyłam na korytarz. Tam stał syn z dziewczyną. Wysoka, szczupła, długie, jasne włosy, wyrazisty makijaż, wyglądała na dwadzieścia pięć lat.
Mamo, to Jadwiga. Jadwiga, to moja mama, Zofia.
Dzień dobry podała rękę, uśmiechając się.
Dzień dobry odparłam, ściskając zimną dłoń. Jadwiga ubrana była w drogą skórzaną kurtkę, modne dżinsy, na szyi złota łańcuszek jak z okładki magazynu.
Antoś mówił, iż robisz obiad. Ależ miło! ćwierkała Jadwiga, zrzucając kurtkę.
Antoś? Zmarszczyłam brwi. Nikt nigdy nie zwracał się do syna tak potocznie.
Proszę, wejść do kuchni powiedziałam sucho.
Podczas kolacji Jadwiga gadała nieprzerwanie: opowiadała o ślubie, o tym, jak Antoni jest wspaniały, jak jest szczęśliwa. Antoni patrzył na nią zakochany, łapł każde słowo. Ja jadłam cicho barszcz, co jakiś raz skinęła głową. Nie podobało mi się nic wędrująca dziewczyna, sposób, w jaki syn na nią patrzy, nagłość całego wydarzenia.
Zofio, mogę cię nazywać mamą? zapytała nagle Jadwiga, mrugając.
Jak chcesz odpowiedziałam chłodno.
Ojej, to wspaniale! Nie mam już mamy, umarła dawno. A już mam taką cudowną teściową!.
Po kolacji Antoni zabrał żonę obejrzeć mieszkanie. Ja zostałam przy sprzątaniu stołu, słysząc ich głosy, śmiech Jadwigi, kroki po pokojach.
To będzie nasza sypialnia mówił Antoni.
A gdzie mama będzie spała? zapytała Jadwiga.
Oczywiście, ma własny pokój.
Jadwiga przytaknęła, ale ja czułam, iż myśli, iż oddam jej pokój. To nie tak.
Wieczorem, gdy młodzi rozłożyli się w pokoju Antona, położyłam się w swoim. Słysząc przez ścianę ich przytłumione rozmowy i śmiech, poczułam się samotna i gorzka.
Rano wstałam jak zwykle, poszłam do kuchni przygotować śniadanie. Po godzinie pojawiła się Jadwiga, ziewając i przeciągając się.
Dzień dobry, mamo! zaśpiewała.
Dzień dobry mruknęłam.
O, już śniadanie? Jak miło!
Zawsze przygotowuję śniadanie.
A ja nie lubię rano jeść, tylko kawę.
Antoni lubi obfite śniadanie.
Nic nie szkodzi, przyzwyczai się powiedziała Jadwiga, nalewając sobie kawę. Stałam przy kuchence, przewracając serniki. Przyzwyczai się czyli już planuje zmieniać jego przyzwyczajenia.
Antoni pojawił się, usiadł przy stole. Położyłam mu sernik, nalałam herbaty.
Dzięki, mamo.
Antoś, naprawdę zamierzasz to jeść? skrzywiła się Jadwiga. Tyle kalorii!
Zawsze tak jem.
Nie wiem, w twoim miejscu zadbałabym o sylwetkę.
Antoni spojrzał najpierw na żonę, potem na mnie. Odwróciłam się, by nie pokazać, jak bardzo bolało to serce.
Po śniadaniu Jadwiga zaczęła rozpakowywać rzeczy. Przywiozła trzy wielkie walizki, mnóstwo kartonów. Rozkładała je w pokoju Antona, wieszała w szafie.
Antoś, gdzie schowam kosmetyki? Mało miejsca!
Nie wiem, znajdziemy.
Może poprosimy mamę, żeby zwolniła półkę w łazience?.
Przeszłam obok, zatrzymałam się.
W łazience nie ma wolnych półek.
Jak to nie ma? wyjrzała z pokoju. Tam jest cała szafka!
To moje rzeczy.
Można trochę przesunąć!.
Nie mogę.
Jadwiga zrobiła kwaśną minę i spojrzała na Antona.
Mamo, zwolnij jedną półkę, proszę poprosił syn.
Milcząco podeszłam do łazienki, przestawiłam własne słoiczki i zwolniłam jedną półkę. Wróciłam, zamknęłam drzwi. Łzy znowu zagarnęły mnie do gardła. Czułam się obca we własnym domu.
Minął tydzień. Jadwiga wprowadzała się na dobre, przestawiała meble, wieszała obrazy.
Zofio, może przestawimy kanapę w salonie? Będzie przytulniej! zaproponowała.
Stoi na tym miejscu od dwudziestu lat.
A co? Zmiany dobrze czynią!.
Nie potrzebuję zmian.
No tak, niech tak będzie! Antoś, powiedz mamie, iż to lepsze!.
Antoni rozbijał się między żoną a matką, starając się wszystkim dogodzić. Ostatecznie kanapę przestawili. Nie powiedziałam nic, po prostu udałam się do swojego pokoju.
Jadwiga nie lubiła gotować. Przychodziła po gotowe, jadła, zostawiając brudne naczynia. Ja sprzątałam po niej.
Mamusiu, jesteś taka gospodynna! Ja wcale nie umiem gotować.
Możesz się nauczyć.
Po co? Ty i tak świetnie gotujesz!.
Zrozumiałam, iż synowa po prostu korzysta ze mnie, nie chce się samodzielnie zajmować domem, przerzuca ciężar na teściową.
Pewnego wieczoru chciałam iść do sklepu. Jadwiga leżała na kanapie, oglądając telewizję.
Jadwiga, idź po chleb, proszę. Jest mi ciężko.
Och, Zofio, jestem zmęczona! Czy mogę poprosić Antosia?.
Antoni w pracy.
To sama idź, zawsze to robisz.
Wzięłam torbę i wyszłam. Łzy znowu wypełniały oczy. Nie chciała choćby po drodze iść po mnie.
Wróciłam powoli, z trudem wspinając się po schodach. Ciężka torba ciągnęła rękę, w piersi pulsowało. Zatrzymałam się przy klatce schodowej, złapałam oddech.
W domu Jadwiga wciąż leżała na kanapie, Antona nie było.
Wróciłam! Co kupiłaś?.
Milcząco podeszłam do kuchni, zaczęłam rozpakowywać zakupy. Dłonie drżały, serce przyspieszało.
Wieczorem przy kolacji Jadwiga zaproponowała:
Antoś, zróbmy imprezę? Zaproszę znajomych!
Dobry pomysł, ucieszył się Antoni.
Mamo, nie masz nic przeciwko? zapytała Jadwiga, choć w głosie nie było pytania, a raczej żądania.
Kogo to obchodzi moje zdanie? zmęczona spytałam.
MamusiuPatrząc na ich uśmiechnięte twarze przy blasku świec, zrozumiałam, iż najtrudniejsze bitwy w życiu wygrywa się nie siłą, a zdolnością do wybaczania i odnajdywania wspólnej drogi.










