Michał Kowalski wędrował po nocnej Warszawie, lekko kołysząc się po wypiciu uprzejmej porcji wódki. Dokąd się udał? Nie miał pojęcia. Miasto było mu rodzinne, a nogi same poprowadzą go do domu. Borykał się z ważniejszą sprawą rozważał na głos, co go dręczy.
Czemu, czemu mam takie życie? mruknął. Mam dwadzieścia siedem lat, koledzy mają już dzieci w szkole, a ja co miesiąc rozstaję się z każdą dziewczyną. Czy jestem twardzielem? Nie wiem, może trochę. uśmiechnął się, podrapał się po brodzie. Jedyną rzeczą, którą udało mi się zrobić, jest biznes. Milionerem jeszcze nie jestem, ale przynajmniej nie brakuje mi przyzwoitego grosza.
Nagle zatrzymał się, chwycił się za głowę i łzy popłynęły z oczu.
Wydałem fortunę temu lekarzowi, a on mówi: Nic nie mogę zrobić. Oto adres jednego warszawskiego eksperta, ale i on nie pomoże. Nie mam czasu w wymówki, jutro sam go odwiedzę.
Stał przy moście nad Wisłą, patrząc na ciemną taflę rzeki.
Skoczyć? Rzeka jest głęboka, wszystko kończy się w wodzie przemówił, spoglądając jeszcze raz. Nie, nie będę tonął. Zbyt zimno, a Sokrates (mój kot) nie jest najedzony. Lepiej wrócić do domu.
Gdy ruszał po moście, zauważył pośrodku kobietę w młodzieńczym wieku, z plecakiem na piersi i małym dzieckiem przy brzuchu. Stała, wpatrzona w wodę, po czym podeszła do balustrady, rozłożyła ręce i Michał ruszył w jej kierunku. Udało mu się złapać ją za talię, przycisnąć do siebie i razem upadli na brukowaną powierzchnię. Dziecko zapłakało.
Co ty, głupia? krzyknął Michał, nagle trzeźwąc.
Czego chcesz? Dlaczego wdzierasz się, gdzie nie proszą? wywrzała.
Wydawało mi się, iż jeszcze przed tobą pora umrzeć skinął w stronę płaczącego malucha. A on tym bardziej. Wstawaj i wracaj do męża albo do mamy! Kto cię tam czeka?
Nie mam domu, męża ani mamy. Nikt mnie nie ma! odpowiedziała.
To już mnie dosyć, podniósł ją z dzieckiem i rzekł: Idziemy.
Nie pójdę z tobą. Może jesteś maniakiem! protestowała.
Tonąć można zawsze, proszę! A z maniakiem to co? chwycił ją za rękę. Chodźmy!
***
Szli przez nocną Warszawę, a dziecko nieustannie jęczało. W końcu Michał przestał wytrzymywać:
Dlaczego on cały czas płacze?
Czy chce jeść? spytała kobieta, przyciskając malucha do piersi.
Daj mu mleka.
Nie mam ani mleka, ani pieniędzy.
I rozumu też nie mam mruknął Michał, wskazując na nocny sklep spożywczy. Chodźmy, kupimy mleko.
***
Kasjerka i ochroniarz spojrzeli podejrzliwie na nocnych klientów. Michał wziął koszyk i odwrócił się do swojej towarzyszki:
Do kasy. podszedł do lady. Gdzie jest mleko?
Tam, wskazała palcem.
Stał przed witryną.
Bierz, ile potrzebujesz! rozkazał.
To jedno opakowanie wzięła.
Weź więcej. Bierz, ile chcesz! czekał, aż włoży paczki do koszyka. Co jeszcze?
Pieluchy.
Pieluchy? zapytał zdziwiony.
Tam leżą uśmiechnęła się.
Bierz!
Czy mogę jeszcze dostać mokre chusteczki?
Oczywiście.
Podszedł do kasy, włożył kartę.
Przyjmujemy tylko gotówkę poinformował kasjer.
Michał wyjął z portfela zgniecione banknoty dwutysięcznikowe. Dał jeden.
Nie ma reszty odpowiedział kasjer.
Daj resztę na czekoladę, pokrzyknął rozdrażniony. Proszę tamtą.
***
Weszli do mieszkania. Kobieta rozejrzała się z niedowierzaniem. Gospodarz zdjął buty, sięgnął po rybę i podsunął ją biegnącemu kotu, po czym nalał sobie sok i wciągnął go z zadowoleniem. Najpierw położył się spać, po czym podszedł do gościa:
Będziesz spała w tym pokoju wskazał na drzwi. Kuchnia, łazienka, toaleta. Ja idę do łóżka.
Poszedł do innego pokoju, zatrzymał się i odwrócił:
Jak masz na imię?
Kornelia.
***
Wyglądam nie na maniaka! weszła do kuchni, włączyła kuchenkę gazową, postawiła czajnik. Ojej, głupia! Prawie się utopiłam! Gdyby nie ten szaleńca, nie mielibyśmy się w nocy na dworze zmarznięci. Jutro i tak mnie wypędzi. Lepiej się ogrzewać.
Kociołek zaczęło bulgotać. Pobiegła do wskazanego pokoju, położyła płaczącego malucha na łóżku, wyciągnęła z plecaka małą butelkę i wróciła do kuchni. Umyła i nalała mleka, rozcieńczając je wodą.
Dziecko wciągnęło wszystko, po czym zasnęło. Przetrzyła je mokrą chusteczką, założyła pieluchę i zamknęło się w drzemce.
Poszła do toalety, umyła się, wróciła do kuchni i przypomniała sobie, iż nie jadła od rana. Otworzyła lodówkę, ręka sama sięgnęła po plaster wędzonej kiełbasy i włożyła go do ust. Gryząc, odcięła kawałek bułki, kawałek kiełbasy, plaster sera.
Gdy głód minął, poczuła się nieco zbyt swobodnie. Machnęła ręką, położyła się obok synka i od razu zasnęła.
***
Rankiem, po kilku nocnych pobudkach, karmiła chłopca. Miał osiem miesięcy i wciąż chciał jeść. Usłyszała, jak gospodarz wstaje po nocy. Również wstał.
Czas, szepnęła, nie budząc dziecka. Dobre rzeczy nie realizowane są wiecznie.
Mężczyzna coś gotował przy kuchence. gwałtownie się umyła i podeszła do kuchni.
Siadaj! skinął w stronę krzesła. Zaraz przygotuję jajecznicę.
Lepiej ty usiądź! odparła lekko odciągając go od kuchenki.
Wyjął świeży koper, drobno posiekał i posypał jajka. Sprawdziła szklanki, dokładnie je wypłukała i zrobiła kawę. On cały czas gadał przez telefon, rozkazywał, kłócił się z kimś, zupełnie nie zauważając Kornelii. Zjadł, wypił kawę i wstał.
Kobieta napięła się, czekając:
Zaraz go wygnają!
Kornelio, posłuchaj! Jadę na tydzień do Krakowa. Najważniejsze, karm kota, ma na imię Sokrates. Nie dawaj mu jakichkolwiek Wiskotów! Pożywaj go świeżą rybą, świeżym mięsem. Do mojego gabinetu nie wchodź! W pozostałych pokojach rób, co chcesz.
Z sypialni dobiegł płacz. Kornelia podskoczyła z krzesła, spojrzała z pytaniem na mężczyznę.
Idź! skinął.
Po pięciu minutach wróciła z dzieckiem na rękach. Na stole leżały kilka dwutysięcznikowych banknotów:
Myślę, iż na tydzień starczy, wskazał na pieniądze. Idę.
Zrobił krok w stronę drzwi, a maluch wyciągnął ręce i wydał dźwięk przypominający papa. Michał poczuł dziwny ukłucie w sercu. Przecież nigdy nie będzie ojcem.
Kornelio, mogę go wziąć na ręce? zapytał niepewnie.
Weź! podała dziecko, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nigdy nie trzymałeś dziecka?
Tak trzeba zrobić!
Maluch wydawał radosne odgłosy i energicznie machał rączkami. Michał patrzył na to z zachwytem.
Nigdy nie będę miał syna pomyślał, marszcząc czoło, i oddał dziecko matce.
I odszedł.
***
Wracając do swojego mieszkania, myślał o warszawskim ekspercie, który powiedział, iż nie będzie miał dzieci. Nastroje spadły do zera:
Po co mi tyle pieniędzy, czteropokojowe mieszkanie, Kia? Mężczyzna ma zarabiać na rodzinę. W mieszkaniu jest ciągle bałagan, a w Kia siedzie siedem osób.
Z miną pełną goryczy wszedł do czystego mieszkania. Kobieta uśmiechnęła się z wyrzutem.
Papa! przed oczami przelatywały małe rączki.
Torba z rzeczami upadła na podłogę, a ręce same wyciągnęły się w stronę malucha












