Córko, po co ci ten łobuz? Nic dobrego ci nie przyniesie! O, naplaczesz się z nim, naplaczesz… Na pewno w końcu wyląduje za kratkami! Będziesz na niego czekać latami, jak żona zesłańca, co?
— Mamo, nie mów tak! Leszek to nie łobuz. Jest dobry i kochający. On mnie naprawdę kocha!
— Tacy kochają, tylko póki im pasuje! Zapomnij o nim. Zwróć uwagę na Grzesia. Oto mąż jak skała! Uwierysz mi, wiem, co mówię.
Lidka spojrzała na matkę z wyrzutem. Ta zupełnie nie chciała jej zrozumieć.
— Mamo, Grześ mi się nie podoba. Jest za bardzo…
— Co za bardzo? Może nie wygląda jak twardziel, ale cię kocha! Daj mu szansę! Wyrzuć tego Leszka za drzwi!
— Nie, mamo. Wyjdę tylko za Leszka. Tak postanowiłam.
— Henryku, może ty jej wytłumaczysz, iż się myli? — Maria Anna spojrzała na męża. — No, czemu milczysz?
Henryk wstał z kanapy i podszedł do kłócącej się żony i córki. Leszek mu się specjalnie nie podobał, ale nie chciał ingerować w życie córki. Uważał, iż jest już dorosła i sama zdecyduje, co dla niej najlepsze. W końcu to ona będzie żyła swoim życiem, nie oni.
— Dziewczyny, o co ta awantura? Mario, daj jej wybierać, kogo chce. A ty, Lidko, bądź ostrożna, ale jeżeli coś będzie nie tak, mów mi. Pomogę, jeżeli będzie trzeba. Rozumiesz?
Kobieta załamała ręce, a Lidia z euforią przytuliła ojca.
— Dzięki, tatusiu! Na razie tylko się spotykamy. Leszek nie proponował mi jeszcze małżeństwa.
— No to dobrze. Trzymajmy kciuki, żeby nie proponował — mruknęła Maria Anna.
Lidka nie odpowiedziała, by nie wywołać kolejnego wykładu.
W wieku dwudziestu lat była pewna, iż sama sobie poradzi z życiem, a matka i tak nic nie zrozumie. Leszek był dla niej całym światem. Byli w sobie zakochani od lat, co tylko drażniło Marię Annę. Grześ, kolega Lidki z uczelni, podobał się matce, ale nie budził w dziewczynie żadnych uczuć.
Gdy ojciec wyraził zgodę, Lidka zaczęła otwarcie spotykać się z Leszkiem. Chłopak był zachwycony. Choć miał zadziorny charakter i podobnych sobie przyjaciół, Lidię kochał naprawdę i był gotowy dla niej na wszystko. choćby na zmianę.
— Leszku, po ślubie wynajmiemy mieszkanie? Dasz radę?
— Pewnie, iż dam. W ostateczności pomogą mi rodzice. Swoją drogą, cieszą się, iż jesteśmy razem. Mówią, iż dobrze na mnie wpływasz — uśmiechnął się ciepło.
— Naprawdę? — Lidka zarumieniła się ze wzruszenia.
Ta rozmowa miała miejsce, gdy Lidka była na ostatnim roku studiów. Leszek już pracował i razem oszczędzali na wesele. Maria Anna wciąż była przeciwna związkowi i odmówiła pomocy finansowej. Henryk, choć nie sprzeciwiał się żonie, w tajemnicy wspierał córkę.
— Znajdź sobie porządnego chłopaka, wtedy pomożemy — mówiła matka. — A z tym nieudacznikiem radź sobie sama…
Lidka płakała z bezsilności, ale nie mogła zmienić decyzji matki. Na szczęście rodzice Leszka przyjęli ją serdecznie.
— Szkoda, iż mama cię nie lubi. Tato powiedział, iż sama mogę decydować. Wspiera mnie, nie przeszkadza.
Leszek przytulił dziewczynę i spojrzał jej w oczy.
— Lidka, nie martw się. Twoja mama po prostu się o ciebie troszczy. Ja jakoś zniosę jej humory. Wielu ludzi mnie nie lubiło, przywykłem.
— A kto taki? — szturchnęła go żartobliwie.
— No… — pocałował ją i szepnął. — Ale ja kochałem tylko ciebie.
— Zawsze?
— Zawsze — potwierdził.
To była prawda. Kochał ją od dzieciństwa, odkąd Lidka z rodzicami wprowadziła się do tej dzielnicy. Najpierw dokuczał jej w szkole, ale dziewczyna potrafiła się obronić. Tak zaczęła się ich przyjaźń, która przerodziła się w miłość.
Choć Leszek wciąż wpadał w kłopoty, teraz wziął się w garść. Skończył technikum i pracował w warsztacie, dobrze zarabiając.
Ślub wzięli bez pomocy rodziców Lidki. Leszek miał dobrą opinię w pracy i powoli zapominał o dawnych wybrykach. Lidka była z nim szczęśliwa, choć matka wciąż patrzyła na zięcia z niechęcią. Maria Anna była pewna, iż córka źle skończy z tym urwisem.
— Leszku, może jutro odwiedzimy moich rodziców? — Lidka przytuliła się do męża.
Spojrzał na nią czule i pogładził jej zaokrąglony brzuch.
— Lidka, teraz nie czas na stres. Jak urodzi się Jasio, wtedy pójdziemy. Pokazemy wnuka babci i dziadkowi. Swoją drogą, moi rodzice chcieli wpaść w te dni.
— Dobrze — skinęła głową. — Poproś mamę, żeby upiekła ten swój cudowny placek, dobrze?
Leszek się uśmiechnął.
— Pewnie, z radością. Uwielbia cię rozpieszczać.
— Twoja mama jest cudowna — Lidka pogładziła brzuch. — Dla wnuka zrobi wszystko. Mówiła, iż chce, żeby wyrósł na zdrowego chłopaka, więc muszę dobrze jeść.
— Niech się stara — zaśmiał się Leszek.
Młodzi nie żyli w luksusach, czasem choćby popadali w długi. Lidka nie zdążyła podjąć pracy po studiach, więc Leszek utrzymywał rodzinę. Były łobuz nie narzekał — był gotowy na wszystko dla ukochanej.
Minęły miesiące i przyszedł na świat upragniony Jasio. Gdy Leszek miał wolne, pojechali do rodziców Lidki. Maria Anna przygotowała ucztę, a Henryk z niecierpliwością czekał na wnuka.
— Cześć, mamo! — wpadli do domu.
Dumny Leszek niósł Jasia, nucąc mu piosenkę. Lidka niosła torbę z potrzebnymi rzeczami.
— Córciu! Czemu dźwigasz to sama? Co za mąż, choćby nie pomaga! — Maria Anna od razu zaatakowała.
— Torba lekka, a Leszek niesie Jasia. Mamo, przestań…
Leszek dotknął jej ramienia, przypominając o ich umowie. Ale Lidka nie wytrzymała, gdy usłyszała złośliwość pod adresem męża.
— Witaj, daj mi Jasia — Henryk wziął dziecko.
— Połóż go na kanapie, tato — poprosiła Lidka.
— Oho! Kiedy nauczyłeś się tak obchodzić z dziećmi? — Maria Anna była zdziwiona. — Bałeś się choćby małej Lidki!
— MCzas pokazał, iż miłość i cierpliwość mogą zmienić choćby najbardziej uparte serce, gdy pewnego dnia Maria Anna wzięła Jasia na ręce, a spojrzawszy w jego oczy, pełne ufności i radości, po raz pierwszy uśmiechnęła się do Leszka.