Wawrzyniec Plascota z Płaskiej Wsi. Krótka historia zbójowania

nieustanne-wedrowanie.pl 1 rok temu

Jakubkowice to takie małe sioło na Dolnym Śląsku, o którym świat nie słyszał, choć istnieje do dziś. Natomiast Płaska Wieś, po niemiecku Plaskotendorf — to już totalny kosmos! Nie istnieje prawdopodobnie od czasów wojny trzydziestoletniej, czyli od dobrych kilkuset lat i nie ma po niej najmniejszych śladów. Zlokalizowana była rzut beretem od Jakubkowic. Jak się już pewnie domyślacie, to ta nieistniejąca osada bardziej mnie zajmuje. Posłuchajcie mojej opowieści, a nie będziecie żałować. Obiecuję…

Miejsce akcji, do którego z przyjemnością Was teraz zabiorę, znajduje się niedaleko Środy Śląskiej, w gminie Kostomłoty. Wszystko zaczęło się od pewnej lokalnej legendy średzkiej, bo jakże by inaczej! Nikt tych bajek nie traktuje poważnie, a ja biorę je na warsztat, obieram do białej kości i jak szpik wysysam z nich całą prawdę. I mówię Wam całkiem serio, to nie są ani baśnie, ani podania. Wszystkie one to historie prawdziwe.

Panie Baumgart, przybij pan piątkę!

„Legendy średzkie” spisał Paul Baumgart. Książka wydana została w Środzie Śląskiej w roku 1937. Niemiecki tytuł tej publikacji to „Sagen und Erzählungen aus dem Kreise Neumarkt”. Baumgart zebrał 30 opowiadań z powiatu średzkiego i postarał się, aby jego praca ubrana została w druk, jak należy. Potem zniknął z tej historycznej sceny, a jego książka trafiła do muzeum regionalnego w moim mieście jako eksponat. Minęło wiele lat, zanim ktoś zainteresował się tą publikacją. Kolejnym krokiem było tłumaczenie jej treści na język polski. A wszystko po to, abym teraz mogła udowodnić, iż są to wydarzenia prawdziwe. Odkrywając ten fakt, narodził się pomysł stworzenia kolejnej książki o gminie Środa Śląska, tym razem mojego autorstwa „O rycerzach, śmiertelnych intrygach i bajecznych majątkach”. Ta praca również kiedyś będzie tematem takiego opisu jak ten. Panie Baumgart, przybij pan piątkę, nasze będzie na wierzchu! Nie zapomną o nas już nigdy…

Legenda o nieszczęśliwym rycerzu rabusiu

To właśnie ta legenda zawiodła mnie do Jakubkowic. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, iż podanie opowiada o zupełnie innej wsi. Warto też wiedzieć, iż w oryginale historia ta nie została opatrzona tytułem. Nadano go jej dopiero podczas procesu tłumaczenia na język polski. Nie mam pojęcia jakiej jakości jest to przekład, bo nigdy nie miałam dostępu do pierwowzoru, jednak nie mając niczego więcej, szłam za tym tekstem jak po nitce do celu, ale trafiłam tam tylko dlatego, iż czytałam między wersami. To wbrew pozorom było długie i skomplikowane śledztwo. Kilka razy byłam na miejscu akcji, szukając źródła legendy. Przeszukiwałam archiwalne materiały i urządzałam burze mózgów z Ines i Stefanem. Efekt jest taki, iż teraz już wiem, jak się nazywał rzeczony rycerz rabuś i gdzie stał jego tajemniczy zamek. Weźmy teraz tekst podania i przyjrzyjmy mu się dokładnie.

„Legendy średzkie” w tłumaczeniu G. Borowskiego i A. Nabożny. Ilustracja M. Bogucka.

„Kiedyś w Jakubowicach miał swoją posiadłość rycerz-rabuś, a jego zamek znajdował się na jeziorze Palaske. Żadna wioska w całej okolicy nie była bezpieczna z powodu tego rabusia, a wielu podróżnych i kupców musiało oddać swoje dobra i życie. Rycerz ten stawał się z czasem coraz bogatszy, ale i nieszczęśliwszy. Pewnego razu w noc świętojańską ukarany został tak, iż ze wszystkimi swoimi skarbami utonął w jeziorze, a z zamku zostało tylko bagniste trzcinowisko. Rycerz został strącony na wieczność w piekielną otchłań. Ten, kto w noc sylwestrową, między dwunastą a pierwszą godziną będzie tamtędy wędrował i dostrzeże zamek, może sobie z niego wynieść tyle skarbów, ile tylko zapragnie”.

Jezioro Palaske

Lato w tym roku było wymarzone na długie rowerowe wędrówki. Ines zjechała w wakacje na cały miesiąc do Środy Ślaskiej i niemal każdego dnia byłyśmy na szlaku. Piękne to było wędrowanie. Z sakwami pełnymi prowiantu i z Frutkowskim w koszyku. Niemal każdego dnia uganiałyśmy się za jakąś zapomnianą historią, żeby znaleźć po niej pamiątki. Raz tropiłyśmy Madonnę z Chwalimierza, innym razem namierzałyśmy pochówki wampiryczne. Na Jakubkowice też przyszedł czas, ale najsampierw musiałam znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Intrygowała mnie szczególnie informacja o istniejącym w tej wsi jeziorze. Nazwa jego brzmiała egzotycznie i tajemniczo. Ines pierwsza wpadła na pomysł, chociaż nie wynikało to z tekstu legendy, iż może to nie zamek znajdował się na Palaske, a sam rycerz tak się nazywał. Były to jednak tylko gdybania i nie wgłębiałam się w ten wątek od razu, zwłaszcza iż wiedziałam dobrze, iż nijakiego jeziora tam nie ma. Nazwanie tak jakiejś sadzawki w tej okolicy z całą pewnością było na wyrost. Szukałam więc na mapie akwenu, który pasowałby do tej legendy. I znalazłam!

Na zdjęciu mapa Jakubkowic (Jakobsdorf) z XIX wieku. Poniżej wsi widać okrągły akwen. Jest największy w tamtej okolicy. Źródło mapy -https://geoportal.dolnyslask.pl

To miejsce stało się celem naszej wyprawy rowerowej. Wyruszyłyśmy na szlak cichymi drogami, często całkiem gruntowymi. Chciałam zbadać obiekt osobiście. Bycie na miejscu to zupełnie coś innego niż lustrowanie terenu na mapie. Więc tak naprawdę nie wiedziałam, czy akwen jest przez cały czas mokry i jakie są jego gabaryty.

Jakubkowice

Miejscowość to jest leciwa. W roku 1306 osadę tę zwano Villa Alberti, później villa Alberti et Jacobi i w kolejnych latach Jacobi villa. Ongiś znajdował się na jej terenie dwór i park dominialny. Przy drodze przez cały czas stoi budynek jakiejś niewielkiej fabryczki, a na końcu wsi zlokalizowany jest pomnik poległych w II wojnie światowej. Teraz Jakubkowice są tak ciche i niepozorne, iż to prawdziwy kraniec świata jest. Po dawnej rezydencji tamtejszych vonów został tylko plac. Pałac rozebrano do ostatniej cegły.

Jakubkowice. Dwór w lewym dolnym rogu. Nie istnieje. Źródło fotografii -https://polska-org.pl/9641439,foto.html?idEntity=3523220

Jednak na skraju dawnej dworskiej enklawy zieleni, przy drodze gruntowej stoi kapliczka. Na pierwszy rzut oka zwyczajna, dolnośląska. Ale kiedy przyjrzycie się jej bardziej uważnie, zauważycie, iż to tylko pozory. Ten mały obiekt sakralny, znajdujący się w ramach dawnego ogrodu jaśniepaństwa z Jakubkowic, to ich grobowiec.

Zakamuflowane mauzoleum

Nieco wyżej w tym materiale zamieściłam fragment starej mapy, gdzie widać okrągły akwen zwany Palasce. Wróćcie do niej na chwilę i skupcie się na skraju parku dominialnego. Znajdziecie tam miejsce zaznaczone krzyżykiem. Prowadzą do niego ogrodowe aleje. Krzyżyk jest bez podstawki (to taka pozioma kreska u podstawy). Gdyby ją miał, znaczyłoby to, iż rzeczywiście od zawsze stała tam kapliczka przydrożna albo po prostu krzyż. W tym wypadku jednak wygląda to zupełnie inaczej. Takie oznaczenie bez wątpienia mówi nam o grobowcu.

Ta niby kapliczka znajduje się na lekkim wzniesieniu. Prowadzą do niej schodki. Otoczona jest metalowym płotkiem grobowym, wydaje się ze oryginalnym, choć niekoniecznie. Kryptę przez cały czas przykrywają kamienne płyty. W centralnym punkcie mogiły stoi figura Matki Boskiej. Nikt dziś już nie kojarzy, czym w przeszłości było to miejsce. Ponieważ tak jest, nigdzie nie znalazłam informacji o tym, kto spoczął w tym miejscu na skraju parku dworskiego. Wiem na pewno jednak, iż w latach 1938 do 1945 w Jakubkowicach gospodarowała po jaśniepańsku rodzina von Tippelskirch, a więc bardzo możliwe, iż jest to ich grobowiec.

Typowe motte

Opowiedziałam Wam o tym tajemniczym i wcale nieznanym grobowcu, jako iż jest to ciekawostka historyczna. Nie ma ona jednak nic wspólnego z podaniem o rycerzu-rabusiu i jego zamku na jeziorze Palaske. Historia ta nawinęła nam się po drodze, kiedy lustrowałyśmy z Ines ten teren. Spędziłyśmy w Jakubkowicach sporo czasu węsząc tu i tam, aż ostatecznie dotarłyśmy do głównego naszego celu. Do legendarnego akwenu, na środku którego stał zamek.

Grodzisko w pobliżu Jakubkowic.

Wygląda to tak, jak widać na załączonych obrazkach. No widok ten d..y nie urywa. Okrągłe oczko ze starej mapy niemieckiej wyschło. Teren wokół niego zaorany. Gdybyśmy miały ze sobą drona, zrobiłybyśmy zdjęcia z góry i wtedy wyraźnie zobaczylibyście, iż jest to sztuczny twór. Setki lat temu wykopano tutaj fosę, a ziemię z niej wyrzucano na środek. Po pewnym czasie zrobiła się z niej wyspa otoczona rowem, który ostatecznie wypełniono wodą.

Tak budowano motte. Był to najprostszy i najszybszy sposób na wzniesienie warownej rezydencji rycerskiej w średniowieczu. Na wyspie stawiano wieże. Były to obiekty obronne, często z funkcją mieszkalną, zwane zamkami.

Dolnośląski fort z XIII stulecia

Dziś wydaje się to infantylne, iż taki mały obiekt był miejscem niedostępnym, jednak w tamtym czasie, gdy największym niebezpieczeństwem był wróg odziany w zbroję i z mieczem u boku, podobne grodzisko rzeczywiście pełniło funkcję enklawy bezpieczeństwa. Trzeba sobie to wyobrazić. Tą wyspę ongiś otaczała wysoka palisada. Most nad wodą był zwodzony i podniesiony. Na szczycie wieży zawsze stał wartownik. Tak więc dla opancerzonego rycerza z ciężkim mieczem u boku, choćby na koniu, taki gródek był całkowicie poza zasięgiem.

W tym przypadku wszystkie elementy zabudowy najpewniej wykonano z drewna. Może tylko fundamenty pod zamek były kamienne. Pamiętajmy, iż historia ta wydarzyła się w XIII wieku. Z zewnątrz mogło to wyglądać mniej więcej tak.

Na fotografii powyżej widzimy Biskupin. To tylko dla podkręcenia wyobraźni, ponieważ to czasy są bardziej odległe od tych, którymi się teraz zajmujemy. Pomimo wszystko jednak obraz ten bardziej pasuje do legendy o Płaskiej Wsi niż ten poniżej. To był okres w dziejach, kiedy na Śląsk przybywali niemieckojęzyczni koloniści z zachodu. Zakładając pierwsze osady, urządzali się na szybko. Nikt wówczas jeszcze nie wznosił murowanych budowli na placach o szerokości 20 do 30 metrów. Widziałam naparwdę sporo pozostałości po rezydencjach typu motte z wieków między XII a XVI i wiem o czym mówię.

Ilustracja z książki „Legendy Średzkie” autor — M. Bogucka.

Jakubkowice i Płaska Wieś. Lustracja terenu

Wyschnięcie akwenu pozwoliło mi na jeszcze bardziej dogłębną lustrację obiektu zabytkowego. Na starej mapie tego nie widać, ale na miejscu już tak. Z lądu na wyspę prowadzi grobla. Zrywa się kilka metrów przed brzegiem. Dokładnie w tej przerwie znajdował się most zwodzony. Trzeba tam przyjechać, żeby to zobaczyć. Poniżej widzicie okrągły akwen bez rzeczonej wyspy i bez grobli. Czyż nie tak napisano w tekście legendy: „Pewnego razu w noc świętojańską ukarany został tak, iż ze wszystkimi swoimi skarbami utonął w jeziorze, a z zamku zostało tylko bagniste trzcinowisko„. Pod wodą znalazło się wszystko. Wieża rycerska, miejsce na którym stała i grobla z mostem zwodzonym.

Źródło mapy -https://geoportal.dolnyslask.pl

Plaskottendorf. Płaska Wieś

Skoro już namierzyliśmy miejsce akcji i wiemy, gdzie stał zamek rycerza-rabusia, trzeba teraz jasno powiedzieć, iż nie znajdował się on w Jakubkowicach, jak sugeruje tekst podania. W tej okolicy bowiem istniała kiedyś osada złożona z ośmu chat, zwana Płaską Wsią. Zniknęła z powierzchni ziemi podczas wojny trzydziestoletniej. Już w roku 1671 pisano o niej — nieistniejąca. Zabudowa Plaskottendorfu była po prostu podgrodziem zamku, w którym mieszkał nasz bohater, zbój nad zbóje.

Na horyzoncie Plaskottendorf. Płaska Wieś. Grodzisko średniowieczne. Widok z drogi dojazdowej z Jakubkowic.

Pamiętam, iż kiedy ustaliłyśmy już z Ines, iż ta niby zwyczajna dziura w ziemi to grodzisko, postanowiłyśmy rozłożyć się małym obozem w jego pobliżu. Postawiłyśmy rowery na drodze gruntowej i usiadłyśmy w trawie, a dokooła nas morze pól. Odpoczywałyśmy w nieistniejącym od wieków Plaskottendorfie, na terenie którego rosła modyfikowana genetycznie przenica.

Zbliżał się zachód słońca i wszystko wokół ucichło. Wiatr przestał dokazywać, ptaki zamikły. Tamten wakacyjny dzień był bardzo gorący, wieczór przyniósł nam ulgę. Szcześliwym trafem komary nas nie namierzyły i mogłyśmy na spokojnie upajać się naszym wędrowaniem, popijając bezalkoholowe. Warto żyć dla takich chwil!

Kim był rycerz-rabuś? Oto jest pytanie!

Niedługo potem porzuciłyśmy to śledztwo i zajęłyśmy się innymi sprawami. Nadeszły żniwa. Wakacje się skończyły. Wieczory zrobiły się chłodne i wilgotne. Ines wróciła do Katowic. Mogłoby się wydawać, iż temat umarł, ale nic z tych rzeczy! Kilka dni temu bowiem przypomniałam sobie o nim i zaczęłam wracać myślami do tamtego miejsca. Od wspomnień cudnych polnych ścieżek, którymi wędrowałam, serce rosło mi w piersi i dostawałam gęsiej skórki z emocji. Zaczęłam tęsknić do wypraw rowerowych, do letniej wolności na szlaku.

Jakubowice

Legenda, o której się tu rozpisuję, nabrała nieoczekiwanego rozpędu. Po prostu zaczęłam ją rozpracowywać. Wezwałam na pomoc Stefana, bo początkowo szło mi jak po grudzie. On jak zawsze pozytywnie zakręcony, zajął się tą pracą z ochotą i zaangażowaniem. Od samego początku trzymałam się wersji, iż to nie jezioro zwało się Palaske, ale sam rycerz. Dodałam do tego „von” i zaczęłam szukać takiego nazwiska w drzewach genealogicznych. Nie był to jednak dobry kierunek. Zwierzyłam się Stefanowi z moich rozterek, a on zamilkł na dwie godziny, po czym wysłał mi taką informację: „W książce z opisami nazw miejscowości powiatu średzkiego znalazłem taki tekst o „Płaskiej Wsi” leżącej kiedyś w granicach Jakubkowic. Nazwa Palaske jest fonetycznie zbliżona do słowa płaski. Może tu trzeba poszukać pochodzenia nazwy? I położenie się zgadza. Ten stawek leży na linii łączącej Kostomłoty i Siemidrożyce„.

Źródło mapy -geoportal.gov.pl lidar

Na tych fotografiach, zrobionych techniką Lidar widać wyraźnie, iż ta niby zwycznie dziura w ziemi powstała dzięki pracy ludzkich rąk w celach wyżej opisanych. To zabytek średniowieczny, który nikogo nie interesuje. Nigdzie go nie opisano i nie zadbano o niego należycie. Podobnie jak w Osieczynie, gdzie temat jest zbliżony.

Źródło mapy -geoportal.gov.pl lidar

„Jako pierwszego właściciela Plaskotendorf można uznać Lorenza, giermka, zwanego Plascota, który w 1298 r. przy ustalaniu dziesięciny z kościołem w Kostomłotach był obecny na polu obok Garz. Mogło tam dojśc do starcia zbrojnego, a ta miejscowość już nie istniała, gdy pisano tę książkę. Została zniszczona podczas wojny trzydziestoletniej. W 1297 r. Lorenz przekazał sołtysowi w Jenkowicach (Jenkwitz) kawałek pola. Z pewnością jest on krewnym tego Sulislausa Plascoty, który w 1267 r. kupił biskupi folwark w Dobroszowie (Dobrischau) nad Dobrą (rzeczką). Później nazwa wsi brzmiała także Plaskendorf (Płaska Wieś). Polska nazwa pochodziła od słowa „płaski”, lub formy pochodnej: „plaskaty”.

Tekst z książki „Die Ortsnamen des Kreises Neumarkt” Adolfa Moeperta. Tłumaczenie z języka niemieckiego Stefan Topolewski.

Droga gruntowa z Kostomłotów do Jakubkowic.

Wawrzyniec/Lorenz Plascota

Rzeczony i legendarny rycerz z bajki o jeziorze Palasce niedalego Jakubkowic to nie postać fikcyjna, ale persona całkiem historyczna i mam na to twarde dowody. Wspominany wyżej Lorenz istniał naprawdę. Zaczęłam szukać Plascoty w książce Marka Cetwińskiego „Rycerstwo śląskie do końca XIII wieku” i wyniki tego działania zadowoliły mnie bardziej, niż początkowo się spodziwałam. Na start wyjaśnię, iż imię Lorenz to inaczej Wawrzyniec. Uświadomił mi to Stefan, wysyłając do mnie to zdjęcie, kiedy zastanawiałam się nad tą rozbieżnością. Napisał: „Przeczytaj co jest pod hasłem Lorenz.”

Cetwinski używał tylko tego drugiego imienia. W przetłumaczonym przez Stefana tekście o Płaskiej Wsi, mowa jest nie tylko o Wawrzyńcu, ale i o jego krewnym Sulisławie. Posłuchajcie! Bo teraz będzie najlepsze!

Czego dowiadujemy się o Plascotach z książki „Rycerstwo śląskie do końca XIII wieku”?

Zaczniemy od Lorenza/Wawrzyńca, ponieważ to on był pierwszym panem na Płaskiej Wsi i to on wybudował wieżę rycerską otoczoną mokrą fosą. Cytuję:

„Wawrzyniec Płaskota („Plascoyt”), krewny pewnie Sulisława Płaskoty. Między 19 a 26 V 1297 r. nadał swemu sołtysowi z Jenkowic („Gensicowiz, Yensikoviz”) pod Środą pola z obowiązkiem stawania na wyprawy wojenne z koniem wartości 1,5 grzywny. Poddani mieli płacić rocznie 14 skojców czynszu, a z każdych 2 łanów mieli dawać 1 szynkę i 8 dni w roku orać na pańskim. Przy dokumencie tym wisi pieczęć Wawrzyńca z wyobrażeniem na tarczy głowy jelenia z rogiem o 8 wyrostkach. Nad każdym wyrostkiem gwiazda (Pfotenhauer, s. 39). W otoku napis: „ S. LAVRENTIIPLASCOTA”.

A teraz zapis o Sulisławie:

„Sulisław Płaskota („Plascota”), krewny Wawrzyńca. Łowczy i rycerz biskupa wrocławskiego Tomasza I, który nadał mu 30 VI 1267 roku Dobroszów Oleśnicki nad rzeką Dobrą.

Grodzisko z XIII wieku. To tutaj stał zamek Wawrzyńca Plascoty.

Historie przez nikogo niechciane

I co Wy na to? Widzicie już jak zmieniam baśń w prawdziwe wydarzenia i jak jej bohaterowie, pozornie bezimienne postaci, wyłaniają się z mroków tych zapomnianych dziejów i przedstawiają się imieniem i nazwiskiem? Z takich właśnie niechcianych i omijanych przez pisarzy historii, powstały książki Nieustannego Wędrowania. Bierzemy podania na warsztat. Rozbieramy je części pierwsze. Znajdujemy w dokumentach ich bohaterów. Ustalamy miejsca akcji tych wydarzeń i wszystko to podajemy Wam jak na tacy w rozdziałach naszych książek, które nawiasem mówiąc, cały czas jeszcze są do nabycia w naszym sklepie, choć kilka ich już zostało. Poniżej zostawiam Wam info na ten temat.

Legendy…

Jesteśmy autorkami tych publikacji. Powstały one z wielkiej pasji i zamiłowania do odkrywania prawdy o dziejach ziemi dolnośląskiej, ukrytej pod załoną baśni. Każda z nas z osobna potrafi zmienić podanie w prawdziwą historię, ale razem robimy to o wiele bardziej skutecznie. Docieramy do wszystkich miejsc, z których wypływają nasze opowieści. Przeszukujemy dokumenty, szperamy w internetach, badamy przekazy ustne. Jesteśmy bardzo pracowite i uparte, dlatego nam się to udaje. Legendy dolnośląskie nie mają gdzie ukryć się przed nami.

Ines z Nieustannego Wędrowania.

Teraz, gdy już ustaliłam, iż to Wawrzyniec Plascota był w XIII wieku panem na zamku w Płaskiej Wsi, wiemy kto w tej okolicy kradł i zabijał. Drżały przed nim prawdopodobnie pobliskie Jakubkowice, Siemidrożyce i Kostomłoty. To najważniejsze, ale co z resztą legendy? Napisano przecież o wiele więcej na temat tego człowieka. Że to akurat w Noc Świętojańską, gdy kwitnie kwiat paproci, jego zamek zapadł się pod wodę, a sam Plascota został strącony do piekła na wieczność. To była kara za jego uczynki, ale nie napisano, kto był sędzią w tej sprawie. Wspomniano tam również, iż rycerz-rabuś był ostatecznie bardzo bogaty i jednocześnie nieszczęśliwy. Pytanie brzmi: dlaczego stał się takim zbójem? Zaprawdę powiadam Wam, iż nadejdzie adekwatny moment, kiedy uda mi się odpowiedzieć na wszystkie te pytania. To tylko kwestia czasu…

Idź do oryginalnego materiału