Warto było, czyli kolejny odcinek obrzękowej odysei.

drzoanna2.wordpress.com 5 dni temu

Dziś obudziłam się 18 minut przed budzikiem, dzięki temu udało mi się dokładnie i bez skrótów wykonać całą rehabilitację kręgosłupową i część bliznowej, trochę poszczypałam dłoń, a reszta, pomyślałam, po powrocie, choć ta myśl tonęła jeszcze w mięciutkiej kołderce nietomności. Za oknem ciemno a u mnie śniadanie, armagedon po prostu.
Dobra, banan, trochę owocowej papryki, ciutkę twarożku i kawa, popijana kranówą, żeby się lepiej nawodnić.
Twarz, zęby, siku, ciuchy – gotowa.
Jacek zastukał (podły!) 7 minut przed umówioną 8 rano, ja już w butach, ale komórka, portfel, ogromna teka z kartoteką onko jeszcze w ręce, wsio w biegu pakuję do mrocznej zakupówki z kotem, odliczam: kurtka, klucze, komórka, rękawiczki i wychodzę.
Jacek schodzi parę schodów przede mną, przekręcam klucz, dorzucam do torby i biegnę za nim, usiłując się z nim zrównać, bo on już kurde przy drzwiach wahadłowych 😛
Zapinam się po drodze, wsiadam i jedziemy.
Po 20 minutach jesteśmy na miejscu, MPK byłoby pewnie ze 3 razy tyle, ech.
Rejestrację na 4 piętrze odnajduję po chwili błądzenia po sporym budynku poradni i tu zaczyna się bajka.
Bo kobieta w rejestracji jest przemiła i rozmawia ze mną tak, jakby stan mojej ręki autentycznie ją obchodził, jakby jej na mnie i na pomocy prawdziwie zależało.
Tak, terminy mają na grudzień, ale jak już dostanę skierowanie od rodzinnego, takie „cito”, to zawsze udaje się wcześniej, wtedy powiadamiają i zapraszają. Więc trza po to skierowanie najpierw, ale jak już przyjechałam to warto zejść na 2 piętro, tam gdzie rehabilitacja się odbywa, zajrzeć, choćby porozmawiać, najlepiej z Panią Magdą, ona chętnie wszystko wyjaśni.
Odpowiadam, iż tak, tak, już wiem, iż z panią Magdą, babeczka w rejestracji śmieje się, ooo widzę, iż się pani przygotowała, potwierdzam i teraz obie śmiejemy się przyjaźnie.
Zaglądam na to 2 piętro, niby kartka, żeby nie wchodzić bez wezwania czy coś, ale szklane drzwi uchylone, więc zakradam się na palcach, kuląc się w oczekiwaniu opierdolu.
Jednak nic takiego nie następuje, przez kolejne otwarte drzwi widzę ćwiczące babeczki podpięte do jakichś fikuśnych urządzeń, zatrzymuję się nieśmiało, ale jedna z podpiętych zachęca mnie z uśmiechem, wejść, wejść proszę, śmiało, pewnie chce Pani porozmawiać z (panią) Magdą?
Totalnie oszołomiona robię krok do środka i od razu rozpoznaję, bo Panią Magdę obczaiłam sobie wczoraj w necie, a teraz stoi z jakimiś notatkami, rozmawia z pacjentką (?) i także spogląda na mnie przyjaźnie.
Zaczynam przepraszać, iż tak się tu wepchłam nieproszona, ale chyba właśnie zaczynam na poważne swoją walkę z obrzękiem i iż skierowała mnie tu babeczka z rejestracji.
No i bajka trwa nadal, bo pani Magda wychodzi ze mną na korytarz, wskazuje ręką wygodną skórzaną sofę i uważnie wysłuchuje mojej historii, co chwilę zadając pytania, dopytując o szczegóły itp
Dowiaduję się np, iż mój rękaw uciskowy, ten cudny, czarny, jak elegancka imprezowa mitenka to nie ta klasa ucisku, co trzeba, może być do spania, ale na dzień konieczny jest inny, i taki, wraz z rękawiczką trzeba będzie kupić, ale może ciut później, jak już zaczniemy działania, wtedy jest jakaś dopłata z Funduszu.
Dostaję morze wskazówek, co do ćwiczeń, masaży, włącznie z 4kartkową instrukcją ze zdjęciami i co do dalszych procedur.
Kiedy będę więc mieć już skierowanie (na karteczce z rejestracji szczegółowe instrukcje dla lekarza, co w nim napisać) to już na luzie telefonicznie można, tylko koniecznie w tej rozmowie się przypomnieć, zaznaczyć, iż rozmawiałam już z Panią Magdą, iż obrzęk jest świeży i trzeba działać szybko.
Mam ochotę tę dziewczynę wyściskać i robię to ze łzami w oczach, dziękując za takie cudowne traktowanie, a pani Magda śmieje się, iż jeszcze za wcześnie, będziemy się ściskać i dziękować, jak już mi pomoże.
Wychodzę, matko, wyfruwam jak na skrzydłach i mam w głowie plan: dzwonię po taksę, jadę do rodzinnego wybłagać szybki termin po to skierowanie, naprzeciw jest sklep Samarytanka z oprzyrządowaniem dla Amazonek, to wstąpię, może uda się na miejscu wymierzyć i dobrać odpowiedni rękaw.
No i stoję na schodach tej poradni i szukam komórki i nie ma.
Nie ma, kurde, im bardziej szukam tym bardziej jej nie ma, wysypuję zawartość szoperki na te schody i macam ręką wewnątrz raz i drugi, piąty…
NIE MA.
Dławi mnie w gardle, zgubiłam komórkę, nie mam pojęcia jak i gdzie, bo, iż ją przygotowałam do zabrania jestem absolutnie pewna.
Prawie tak samo mocno jestem pewna, iż ją włożyłam do torby, choć tego momentu nie mogę sobie przypomnieć, odtwarzam w pamięci chwilę pakowania kluczy i portmonetki, te są, ale z telefonem niet.
Pamiętam to dopinanie się w locie, bieg za Jackiem po schodach, wsiadanie do auta… matko, może schowałam do kieszeni kurtki i mi wypadła?
Kieszenie są głębokie, zapinane na guzik, więc raczej kurde nie…
Może w Jackowym aucie? No wtedy byłoby lux, nie przepadłaby… ale jak na ulicy po drodze do auta to masakra i koniec świata.
Szukam jakiegoś przystanku, wsiadam do 52 i cały czas przekonuję się w myślach, iż na bank zostawiłam ją w przedpokoju i zapomniałam zabrać ze sobą.
Ta walka z myślami towarzyszy mi aż do Garncarskiej, tu szczęśliwie rejestrują mnie na teleporadę do mojej rodzinnej jeszcze na dziś, no rewelka, tylko niech ten kurewski telefon się odnajdzie!
W Samarytance obmierzają mi łapę i od razu kupuję rękaw uciskowy kl 2, bardziej zabudowany, niż ten aksamitny czarny, kolor wiadomo, ten wstrętny beż, ale trudno. Takie na miarę, z rękawiczką, można już kolorowe i wzorzyste, ale jeszcze troszkę poczekam, bo to kupa kasy i muszę nazbierać.
Na przystanku potykam się o Beatkę ze Starego Kufra, ha, przyłapałam ją na czytaniu mojego bloga, grzeczna dziewczynka 😀 Beatka robi wielkie oczy, widząc mnie na mieście „w środku mojej nocy” więc streszczam jej w kilku słowach, jakie mnie spotkały nieszczęścia, razem z tą zaginioną komórką. I iż skończył mi się bilon, a tramwaje w kierunku Podgórza to najczęściej z automatami biletowymi na bilon właśnie. Beatka ratuje mnie piąteczką, jak jej nie kochać 🙂
W końcu ostatkiem sił czołgam się schodami do domu, a na drzwiach kartka i serce mi tańczy, bo tam „telefon u babci Marysi, pod 6″ i już wiem, iż ktoś znalazł moją komórkę.
Wstępuję do „babci Marysi” pod szóstkę i okazuje się, iż moją komórkę znalazła na klatce schodowej Swietłana, opiekunka 96letniej „babci Marysi” i trochę pomoc domowa, cudowny, dobry człowiek z Ukrainy. Ona nie wiedziała, czyj ten, ekhem, super nowoczesny sprzęt, ale Ewa, córka babci Marysi, rozpoznała od razu, iż moja, bo nikt inny nie ma takiej oldskulowej Nokii 😀
Swietłanę, prócz podziękowań i uścisków, obdarowałam uroczą, iryzowaną kawową mokką ❤ a dalej też było bajkowo.
Po 14tej telefon z mojej przychodni i myk! mam skierowanie.
Chwilę później dzwonię na os. Piastów i myk! mam termin na rehabilitację, jasne, iż grudniowy, ale na CITO będzie szybciej, mam czekać na telefon no i oczywiście pojadę na pierwszy wolny termin o dowolnej porze.
Jasne, iż czekają mnie wyprawy na drugi koniec miasta, jasne, iż będę niedosypiać i na to narzekać, ale, kurde, podobno na taką rehabilitację jakaś babeczka za każdym razem dojeżdżała z Przemyśla, no to co ja tu miauczę.
Ręki nikt mi nie wymieni na nową, raczej, a iż wciąż jej potrzebuję, to muszę o nią walczyć.
To był kurewsko trudny dzień, z emocjami po sufit, ale wsio udało się bardziej, niż mogłabym się spodziewać.
No i potem oprzytomniałam na tyle, iż nie gadałam głupot na lekcjach, przynajmniej nikt się nie skarżył 😀
No a teraz już luz, gorzka czekolada i Netflix.
A i jeszcze euforia rozpakowywania, bo przyszła paczka z moim ukochanym natryskiem wybieranym, zapowiada się piękny wieczór 🙂

PS. Bo jeszcze sobie przypomłam: Pani Magda zapytała, skąd wiem o Polimedzie i o niej właśnie, no to powiedziałam, iż z czatu Amazonek na fb i jakie tam są cudownie pomocne babeczki. I iż to dzięki nim się zebrałam w kupie i ruszyłam ze sprawą. Jeszcze raz – ogromne dzięki, dziewczyny, za całą Waszą życzliwość i wszystkie rady.

więcej w tej kategorii: https://drzoanna.wordpress.com/category/po-raku/

Idź do oryginalnego materiału