**Walizka na kółkach**
— Mamo, jestem już dorosła. Mogę chociaż raz zrobić to, na co mam ochotę? — dąsała się Ania.
Kłóciły się od kilku dni, odkąd Ania oznajmiła matce, iż chce z chłopakiem wyjechać na tydzień do Gdańska.
— A studia? Sesja niedługo.
— Dobrze się uczę, nadrobię. No proszę, mamo… — błagała dziewczyna.
— Znasz go ledwie chwilę. Co będzie potem? — Halinie brakowało już sił i argumentów, by odwieść córkę od tego pomysłu.
— jeżeli mnie nie puścisz, ucieknę z domu i już nigdy nie wrócę! — krzyknęła Ania, rzuciła się na kanapę, przytuliła poduszkę i odwróciła się do okna.
„A jeżeli naprawdę odejdzie?” — niepokój wpełzł do serca Haliny i rozrósł się do rozmiarów paniki. Córka była sensem jej życia, jedynym bliskim człowiekiem. Nie mogła jej stracić.
— Mamo, ty zawsze byłaś taka rozsądna, a teraz jesteś sama. Chcesz, żebym skończyła tak samo? — W głosie Ani zabrzmiały histeryczne nuty.
— Córeczko, wszystko przyjdzie w swoim czasie… — mówiła Halina, choć wiedziała, iż córka jest zakochana i nie słucha.
Ania wtuliła twarz w poduszkę i rozpłakała się.
„Czy ja naprawdę jestem wrogiem własnego dziecka? Czasy się zmieniły. Wszystko teraz idzie szybko. Gdybym wtedy była odważniejsza, może życie potoczyłoby się inaczej…” Halina westchnęła.
— Dobrze. Jedź. Ale dzwoń codziennie. Nie dam ci wiele pieniędzy, wiesz, iż oszczędzam na remont — uległa zmęczona kłótnią matka.
Ania odrzuciła poduszkę, podbiegła i przytuliła się.
— Mamo, dziękuję! Nie potrzeba mi pieniędzy, Dawid ma. Będę dzwonić, obiecuję! Wszystko będzie dobrze — szczebiotała radośnie.
„Jak nie mam się martwić? Poczekaj, aż sama zostaniesz matką, zobaczysz…” — pomyślała Halina, ale nie powiedziała tego na głos. I tak by nie zrozumiała.
Córka wybiegła do swojego pokoju i wróciła z walizką.
— Już spakowałaś rzeczy? Naprawdę byś uciekła? — domysł uderzył Halinę bólem w serce.
— Wiedziałam, iż się zgodzisz. Zaraz zadzwonię do Dawida. — Ania sięgnęła po telefon, ale zamiast dzwonić, podeszła do matki.
— Może ty też gdzieś pojedziesz? Do cioci Zosi na przykład. Nie zostaniesz tu sama, masz przecież urlop — powiedziała już łagodniej.
— Znajdę sobie zajęcie. Tylko uważaj tam, wiesz, o co chodzi… — burknęła Halina.
Miała ochotę wyć z bezsilności.
— Mamo, jestem dorosła. Wiem, co robię. — Ania wybrała numer chłopaka.
Serce Haliny ścisnęło się. Z rozmowy zrozumiała, iż córka zaraz wyjdzie.
— No to już, mamo, taksówka czeka na dole. — Ania pociągnęła walizkę do przedpokoju.
Halina ruszyła za nią.
— Nie odprowadzaj. Jak wsiądziemy do pociągu, zadzwonię. Wrócę za tydzień. — Ania cmoknęła matkę w policzek i wyfrunęła z mieszkania, nie zauważając łez w jej oczach.
„No i po wszystkim. Dorosła, matka niepotrzebna. choćby odprowadzić nie pozwoliła.” Halina wbiegła do kuchni i wyjrzała przez okno. Na dole stała żółta taksówka, a obok niej nerwowo przechadzał się młody chłopak. „Wygląda na porządnego. Może jednak wszystko się ułoży? Nie da się jej przecież przed wszystkim uchronić.”
Halina smutnym wzrokiem śledziła odjeżdżającą taksówkę, wróciła do pokoju i usiadła na kanapie, gdzie przed chwilą siedziała Ania. Łzy napłynęły do oczu. „No i zostałam sama. Cisza, pustka. Zwariuję tutaj. Trzeba się przyzwyczaić. Rozstanie z dorosłą córką to los wszystkich matek.”
Tak przesiedziała długo, nie mogąc się zabrać do niczego. „A może i ja gdzieś pojadę? Na przykład nad morze. W końcu urlop. Nie jest już lato, ale i tak cieplej niż tu.” Poszła do pokoju córki, włączyła komputer i sprawdziła bilety.
Znalazła tani lot na jutro rano do Kołobrzegu. Nie zastanawiała się długo, kupiła bilet w obie strony na pięć dni. MiałHalina uśmiechnęła się przez łzy, gdy telefon znów zadzwonił, a na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer — tym razem jednak serce podpowiedziało jej, iż warto odpowiedzieć.