**W złotej klatce**
Kinga wsunęła się do mieszkania, starając się nie zbudzić matki. Ledwie powstrzymała jęk, gdy zdejmowała nowe buty, które obtarły jej nogi.
– Co tak wcześnie wróciłaś? Uciekłaś? Nie podobało ci się na weselu? – z sypialni wyjrzała matka.
– A ty dlaczego nie śpisz? Czatujesz na mnie? – odcięła się Kinga.
Matka zacisnęła usta i wróciła do pokoju. Kingę ukłuło sumienie. Matka nie spała, czekała na nią, chciała usłyszeć wieści, a ona odpyskowała. Weszła do pokoju, przyspieszyła do matki na kanapie i przytuliła się.
– Nie przypochlebiaj się. jeżeli nie chcesz, nie mów. I tak dowiem się wszystkiego od matki Oli.
– Mamo, wybacz. Jestem zmęczona, a buty jeszcze mnie cisną. Restauracja była przepiękna, gości z pięćdziesiąt, może więcej. Hałas, śmiechy. A Ola w białej sukni wyglądała cudownie. Pan młody też przystojny… – wyliczała Kinga.
– To dlaczego wróciłaś tak wcześnie? – przerwała jej matka.
– Mamo, wszyscy tacy ważni, nadęci jak indyki. W ogóle, niezwykli ludzie. A jutro muszę wstać wcześnie.
– Gdzie to? Jutro niedziela – zdziwiła się matka, uważnie patrząc na córkę.
– Tym bardziej. Rano ci opowiem. Idę pod prysznic. – Kinga cmoknęła matkę w policzek i poszła do swojego pokoju przebrać się.
Z obrzydzeniem zrzuciła odświętną sukienkę, która przy kreacjach innych gości wyglądała na tanią i skromną. Potem weszła pod prysznic, energicznie szorąc plecy, gdzie dotykały ją spocone dłonie grubasa.
Zaprosił ją do tańca, ignorując wymówki. Nie mogła wszak z nim walczyć. Ściskał ją mocno, przyciskając do swojego br— Wiesz, Mamo – powiedziała Kinga, patrząc przez okno na spokojną ulicę – czasem największe bogactwo to wolność, a nie złota klatka.