W złotej klatce

polregion.pl 5 dni temu

W złotej klatce

Katarzyna weszła do mieszkania i cicho zaczęła się rozbierać, starając się nie obudzić mamy. Ledwo powstrzymała jęk, gdy zdjęła nowe buty, które obtarły jej nogi.

— Co tak wcześnie wróciłaś? Uciekłaś? Nie podobało ci się na weselu? — Z korytarza wyjrzała mama.

— A ty co nie śpisz? Czekałaś na mnie? — ostro odpowiedziała Katarzyna.

Mama zacisnęła usta i wróciła do pokoju. Kasia poczuła ukłucie sumienia. Mama nie spała, czekała na nią, chciała usłyszeć wiadomości, a ona była niegrzeczna. Weszła do pokoju, usiadła obok mamy na kanapie i przytuliła się.

— Nie przypochlebiaj się. Nie chcesz, nie opowiadaj. I tak się wszystkiego dowiem od matki Ani.

— Mamusiu, przepraszam. Jestem zmęczona, buty mnie pokaleczyły. Restauracja była wystawna, gości z pięćdziesiąt albo więcej. Hałaśliwie, wesoło. A Ania w białej sukni wyglądała cudownie. I pan młody przystojny… — wyliczała Kasia.

— To czemu wyszłaś przed czasem? — przerwała jej mama.

— Mamo, tam wszyscy tacy ważni, nadęci jak indyki. W ogóle, nie zwykli ludzie. A ja jutro muszę wstać wcześnie.

— Gdzie to? Jutro niedziela — zdziwiła się mama, przypatrując się córce.

— Tym bardziej. Rano ci opowiem. Już idę się wykąpać. — Kasia cmoknęła mamę w policzek i poszła do swojego pokoju się przebrać.

Z obrzydzeniem zrzuciła swoją odświętną sukienkę, która przy strojach innych gości wyglądała skromnie i tandetnie. Potem wzięła prysznic, szorując plecy myjką tam, gdzie dotykały jej spocone dłonie grubasa.

Zaprosił ją do tańca, ignorując jej wymówki. Nie miała z nim przecież walczyć. Ściskał ją mocno, przyciskając do swojego brzucha. Czuła na plecach jego wilgotne, gorące dłonie. Obrcasy butów wbijały się boleśnie w skórę stóp. Ledwo wytrzymała do końca melodii.

Potem podszedł do jej stolika i zaczął dolewać wina. Nikogo nie obchodziła. Jedyna znajoma osoba na weselu, jej przyjaciółka, była zajęta gośćmi i swoim nowo poślubionym mężem. Tylko raz czy dwa Kasia złapała czyjeś zainteresowane spojrzenie. Ale mężczyzna nie zrobił nic, by uwolnić ją od natrętnego adoratora.

Powiedziała, iż idzie do toalety, i uciekła. Pod restauracją złapała taksówkę i pojechała do domu. Nie, nie chciałaby takiego wesela dla siebie. Wszystko wyreżyserowane jak w sztuce, gdzie każdy ma swoją rolę. Kasia czuła się jak statystka.

Długo nie mogła zasnąć. W głowie wciąż brzmiała muzyka, dźwięk kieliszków, rozmowy, toasty, śmiech… Przypomniała sobie tamtego mężczyznę. „Lepiej by mnie on zaprosił do tańca, a nie ten tłusty wieprz. I nie ma co o nim myśleć” — powiedziała sobie Kasia, przewracając się na bok i w końcu zasypiając.

Ciepły wrzesień zastąpił zimny i deszczowy październik. Ania wróciła z podróży poślubnej i zaprosiła Kasię, by podzieliła się wrażeniami.

Kasi też chciało się zobaczyć, jak żyją bogaci ludzie. Ale nie wypadało iść z pustymi rękami. Po zajęciach wstąpiła do cukierni i kupiła ulubione ciastka Ani. Wychodziła ze sklepu, gdy w drzwiach zderzyła się z mężczyzną. Zrobił krok w tył, przepuszczając ją.

— To pani? — nagle powiedział.

Kasia podniosła wzrok i rozpoznała tajemniczego mężczyznę z wesela przyjaciółki. Zaskoczona, zastygła w drzwiach.

— Proszę wyjść, przeszkadzamy, — zaśmiał się i pociągnął Kasię za rękę na bok.

— Tak niespodziewanie pani uciekła z wesela, zupełnie jak Kopciuszek. Nie zdążyłem choćby się przedstawić. — Uśmiechał się, pokazując równe białe zęby.

— Ale nie zgubiłam pantofelka, — odparowała Kasia, też się uśmiechając.

— Do domu? Może panią podwiozę? — zaproponował.

— Nie, idę do przyjaciółki, tej panny młodej. Zmienił pan zdanie o zakupach? — Kasia uniosła zdziwioną brew.

— Jestem tak szczęśliwy z naszego spotkania, iż gotów jestem poświęcić wszystkie ciastka świata, — powiedział, zauważając firmowe pudełko w rękach Kasi. — Chodźmy. — Wziął ją pod rękę i zaprowadził do swojego SUV-a.

Nigdy wcześniej nie jeździła tak dużym i wygodnym samochodem, choć i zwykłe auta były dla niej rzadkością. Prowadził pewnie, nie pytając o adres. Kasia zaniepokoiła się.

— Wiem, gdzie mieszka pani przyjaciółka. Z jej mężem jesteśmy partnerami i przyjaciółmi, — wyjaśnił, widząc jej przestraszone spojrzenie.

W drodze opowiedział o sobie — ma na imię Marek, jest po rozwodzie, ma labradora…

„Bogaty, przystojny, sukcesywny. I miły. Wszystko, czego chciała mama” — pomyślała Kasia.

— Czemu tak późno? Już się martwiłam, — skarciła ją mama, gdy wróciła do domu.

— Byłam u Ani. No i mieszka teraz… — ku euforii mamy, Kasia szczegółowo opisała dom i opaloną w środku jesieni przyjaciółkę.

— A jak tam dotarłaś? Przecież teraz mieszka w „Dolinie Nędzarzy”. Tak potocznie nazywano luksusowe osiedle willowe.

— Podwiózł mnie znajomy, — niechętnie powiedziała Kasia, żałując, iż dała mamie pretekst do dalszych pytań.

— Poznaliście się na weselu? Należy do „tych”, mam nadzieję? Dałaś mu swój numer?

— Tak, mamo, wręczyłam mu go natarczywie, — odparowała zirytowana Kasia.

— Czemu się złościsz? Porządny mężczyzna zwrócił na ciebie uwagę, a ty pewnie tylko prychnęłaś, znam cię, — powiedziała mama.

— Nie prychałam, numer dałam. Koniec śledztwa? — spytała rozdrażniona Kasia.

— Co z tobą? Dlaczego jesteś taka zirytowana?

— Męczą mnie twoje pytania. Naprawdę tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? — wybuchnęła Kasia.

— Nie mów głupot. Martwię się o twoją przyszłość, żebyś wyszła za porządnego człowieka, jak twoja przyjaciółka. A nie za biednego studenta.Odtąd Kasia zrozumiała, iż prawdziwe bogactwo nie kryje się w złotych klatkach, ale w wolności i uczuciach, które dają siłę, by odważnie iść własną drogą.

Idź do oryginalnego materiału