W złotej klatce
Katarzyna weszła do mieszkania i cicho zaczęła się rozbierać, starając się nie obudzić mamy. Ledwo powstrzymała jęk, gdy zdjęła nowe buty, które obtarły jej nogi.
— Co tak wcześnie wróciłaś? Uciekłaś? Nie podobało ci się na weselu? — Z korytarza wyjrzała mama.
— A ty co nie śpisz? Czekałaś na mnie? — ostro odpowiedziała Katarzyna.
Mama zacisnęła usta i wróciła do pokoju. Kasia poczuła ukłucie sumienia. Mama nie spała, czekała na nią, chciała usłyszeć wiadomości, a ona była niegrzeczna. Weszła do pokoju, usiadła obok mamy na kanapie i przytuliła się.
— Nie przypochlebiaj się. Nie chcesz, nie opowiadaj. I tak się wszystkiego dowiem od matki Ani.
— Mamusiu, przepraszam. Jestem zmęczona, buty mnie pokaleczyły. Restauracja była wystawna, gości z pięćdziesiąt albo więcej. Hałaśliwie, wesoło. A Ania w białej sukni wyglądała cudownie. I pan młody przystojny… — wyliczała Kasia.
— To czemu wyszłaś przed czasem? — przerwała jej mama.
— Mamo, tam wszyscy tacy ważni, nadęci jak indyki. W ogóle, nie zwykli ludzie. A ja jutro muszę wstać wcześnie.
— Gdzie to? Jutro niedziela — zdziwiła się mama, przypatrując się córce.
— Tym bardziej. Rano ci opowiem. Już idę się wykąpać. — Kasia cmoknęła mamę w policzek i poszła do swojego pokoju się przebrać.
Z obrzydzeniem zrzuciła swoją odświętną sukienkę, która przy strojach innych gości wyglądała skromnie i tandetnie. Potem wzięła prysznic, szorując plecy myjką tam, gdzie dotykały jej spocone dłonie grubasa.
Zaprosił ją do tańca, ignorując jej wymówki. Nie miała z nim przecież walczyć. Ściskał ją mocno, przyciskając do swojego brzucha. Czuła na plecach jego wilgotne, gorące dłonie. Obrcasy butów wbijały się boleśnie w skórę stóp. Ledwo wytrzymała do końca melodii.
Potem podszedł do jej stolika i zaczął dolewać wina. Nikogo nie obchodziła. Jedyna znajoma osoba na weselu, jej przyjaciółka, była zajęta gośćmi i swoim nowo poślubionym mężem. Tylko raz czy dwa Kasia złapała czyjeś zainteresowane spojrzenie. Ale mężczyzna nie zrobił nic, by uwolnić ją od natrętnego adoratora.
Powiedziała, iż idzie do toalety, i uciekła. Pod restauracją złapała taksówkę i pojechała do domu. Nie, nie chciałaby takiego wesela dla siebie. Wszystko wyreżyserowane jak w sztuce, gdzie każdy ma swoją rolę. Kasia czuła się jak statystka.
Długo nie mogła zasnąć. W głowie wciąż brzmiała muzyka, dźwięk kieliszków, rozmowy, toasty, śmiech… Przypomniała sobie tamtego mężczyznę. „Lepiej by mnie on zaprosił do tańca, a nie ten tłusty wieprz. I nie ma co o nim myśleć” — powiedziała sobie Kasia, przewracając się na bok i w końcu zasypiając.
Ciepły wrzesień zastąpił zimny i deszczowy październik. Ania wróciła z podróży poślubnej i zaprosiła Kasię, by podzieliła się wrażeniami.
Kasi też chciało się zobaczyć, jak żyją bogaci ludzie. Ale nie wypadało iść z pustymi rękami. Po zajęciach wstąpiła do cukierni i kupiła ulubione ciastka Ani. Wychodziła ze sklepu, gdy w drzwiach zderzyła się z mężczyzną. Zrobił krok w tył, przepuszczając ją.
— To pani? — nagle powiedział.
Kasia podniosła wzrok i rozpoznała tajemniczego mężczyznę z wesela przyjaciółki. Zaskoczona, zastygła w drzwiach.
— Proszę wyjść, przeszkadzamy, — zaśmiał się i pociągnął Kasię za rękę na bok.
— Tak niespodziewanie pani uciekła z wesela, zupełnie jak Kopciuszek. Nie zdążyłem choćby się przedstawić. — Uśmiechał się, pokazując równe białe zęby.
— Ale nie zgubiłam pantofelka, — odparowała Kasia, też się uśmiechając.
— Do domu? Może panią podwiozę? — zaproponował.
— Nie, idę do przyjaciółki, tej panny młodej. Zmienił pan zdanie o zakupach? — Kasia uniosła zdziwioną brew.
— Jestem tak szczęśliwy z naszego spotkania, iż gotów jestem poświęcić wszystkie ciastka świata, — powiedział, zauważając firmowe pudełko w rękach Kasi. — Chodźmy. — Wziął ją pod rękę i zaprowadził do swojego SUV-a.
Nigdy wcześniej nie jeździła tak dużym i wygodnym samochodem, choć i zwykłe auta były dla niej rzadkością. Prowadził pewnie, nie pytając o adres. Kasia zaniepokoiła się.
— Wiem, gdzie mieszka pani przyjaciółka. Z jej mężem jesteśmy partnerami i przyjaciółmi, — wyjaśnił, widząc jej przestraszone spojrzenie.
W drodze opowiedział o sobie — ma na imię Marek, jest po rozwodzie, ma labradora…
„Bogaty, przystojny, sukcesywny. I miły. Wszystko, czego chciała mama” — pomyślała Kasia.
— Czemu tak późno? Już się martwiłam, — skarciła ją mama, gdy wróciła do domu.
— Byłam u Ani. No i mieszka teraz… — ku euforii mamy, Kasia szczegółowo opisała dom i opaloną w środku jesieni przyjaciółkę.
— A jak tam dotarłaś? Przecież teraz mieszka w „Dolinie Nędzarzy”. Tak potocznie nazywano luksusowe osiedle willowe.
— Podwiózł mnie znajomy, — niechętnie powiedziała Kasia, żałując, iż dała mamie pretekst do dalszych pytań.
— Poznaliście się na weselu? Należy do „tych”, mam nadzieję? Dałaś mu swój numer?
— Tak, mamo, wręczyłam mu go natarczywie, — odparowała zirytowana Kasia.
— Czemu się złościsz? Porządny mężczyzna zwrócił na ciebie uwagę, a ty pewnie tylko prychnęłaś, znam cię, — powiedziała mama.
— Nie prychałam, numer dałam. Koniec śledztwa? — spytała rozdrażniona Kasia.
— Co z tobą? Dlaczego jesteś taka zirytowana?
— Męczą mnie twoje pytania. Naprawdę tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? — wybuchnęła Kasia.
— Nie mów głupot. Martwię się o twoją przyszłość, żebyś wyszła za porządnego człowieka, jak twoja przyjaciółka. A nie za biednego studenta.Odtąd Kasia zrozumiała, iż prawdziwe bogactwo nie kryje się w złotych klatkach, ale w wolności i uczuciach, które dają siłę, by odważnie iść własną drogą.