Gdzie się drzewa spierają, tam wiatr gałązki łamie mawia się u nas.
Nienawidzę go! To nie mój ojciec! Niech się wynosi. Bez niego damy radę! Dorota wściekała się na swojego ojczyma.
Ja nie potrafiłam zrozumieć tego rodzinnego konfliktu. Dlaczego nie żyć w zgodzie? Nie miałam pojęcia, jakie burze szalały w tym domu.
Dorota miała młodszą przyrodnią siostrę, Olę córkę ich matki i ojczyma. Wydawało mi się, iż traktował obie dziewczyny tak samo. Ale to tylko z mojej perspektywy. W rzeczywistości Dorota nigdy nie spieszyła się po szkole do domu. Wolała obliczać, kiedy jej wróg numer jeden znienawidzony ojczym wyjdzie do pracy. Gdy jednak pomyliła się i zastała go w domu, momentalnie wyrzucało ją z pantalonów.
On jest! Kasia, posiedź ze mną w pokoju szeptała, demonstracyjnie zamykając się w łazience, aż do jego wyjścia. Gdy tylko drzwi za nim się zatrzaskiwały, Dorota wyłaniała się ze swojego dobrowolnego więzienia, przeciągając się z ulgą:
No wreszcie! Kasia, masz szczęście, iż masz prawdziwego tatusia. A ja się tu męczę westchnęła ciężko. Chodź, zjemy obiad.
Mama Doroty była urodzoną gospodynią. W ich domu jedzenie było świętością. Śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja wszystko o określonych porach, z dokładnie odliczonymi kaloriami i witaminami. Gdy tylko wpadłam do nich w odwiedziny, na stole zawsze czekał ciepły posiłek. Garnki i patelnie przykryte lnianymi ściereczkami, cierpliwie czekały na głodne brzuchy.
Dorota nie znosiła też Oli, młodszej o dziesięć lat. Dokuczała jej, wyśmiewała się, a choćby biła. Dopiero po latach stały się nierozłączne.
Dorota wyjdzie za mąż, urodzi córkę, a potem cała rodzina (poza ojczymem) wyemigruje na stałe do Izraela. Po dwunastu latach urodzi jeszcze jedną córeczkę. Ola zostanie starą panną, ale będzie pomagać siostrze w wychowaniu dzieci. W obcym kraju ich więź stanie się jeszcze silniejsza. Z biologicznym ojcem Dorota będzie korespondować aż do jego śmierci. Miał nową żonę, ale ona była jego jedyną córką.
Choć sama wychowałam się w pełnej rodzinie, większość moich przyjaciółek było bez ojcowskiego błogosławieństwa. W dzieciństwie nie rozumiałam ich urazów do ojczymów. Ale, jak się okazało, moim koleżankom nie było łatwo.
U Ani mama i ojczym byli nawalonymi alkoholikami. Wstydziła się ich, dlatego nigdy nikogo nie zapraszała do domu. Wiedziała, iż ojczym będzie ją beształ, a mama tylko przyklasnęła, dorzucając porządnego kuksańca. Ale gdy Ani stuknęło piętnaście, postawiła się im tak, iż dali jej święty spokój.
Kasia, zapraszam cię na urodziny! oznajmiła pewnego dnia z radością.
Do twojego domu? Trochę się boję, Ania. Ojczym nie wyrzuci mnie za drzwi?
Niech tylko spróbuje! Już się mnie nie boję. Mama dała mi adres mojego prawdziwego taty. Teraz to on jest moją tarczą. Mieszka niedaleko. Przyjdź, proszę. Mama już krząta się w kuchni powiedziała z nieznanym mi wcześniej spokojem.
Nadszedł dzień szesnastych urodzin Ani. Przygotowałam prezent, pukam do drzwi.
Cześć, przyjaciółko! Wchodź, siadaj! powitała mnie wystrojona Ania.
Jej matka i ojczym stali przy stole. Przywitałam się cicho, z lekkim niepokojem. Kiwnęli głowami jak w transie.
Na obrusie z ceraty stał gulasz w dużej misce, a obok talerz z kromkami chleba i szklanki z oranżadą. Na każdej leżała krucha drożdżówka. I tyle. Ale widać było, iż Ania jest dumna z tego uroczystego menu.
Boże, cóż oni jedli na co dzień? Natychmiast przypomniał mi się mój własny tort urodzinowy. Mama stała w kuchni cały dzień gotowała, smażyła, piekła. Sałatki, mięsa, ryby, pierogi, ciasta, kompoty No cóż, każdy ma swój własny krzyż do noszenia.
Nie okazując zdziwienia, zjadłam gulasz z chlebem i wypiłam oranżadę. Drożdżówki nie ruszyłam była tak sypka, iż bałam się pobrudzić ceratę.
Rodzice Ani wciąż stali nieruchomo, obserwując nas. W kącie pokoju stało łóżko, a na nim leżała babcia Ani:
Maryśka, nie pij! Bo zapomnisz o mnie i nie nakarmisz.
Ania zaczerwieniła się:
Babciu, uspokój się, mama nie pije. Mamy tylko oranżadę.
Staruszka odwróciła się do ściany, mrucząc pod nosem.
Dziękuję za pyszne jedzenie! wstałam od stołu.
Z Anią gwałtownie wyszłyśmy. Młodość ma swoje prawa nie było czasu w siedzenie ze starcami.
Ania straci matkę, ojczyma i babcię w ciągu roku. W wieku dwudziestu pięciu lat zostanie sama. Nigdy nie wyjdzie za mąż, nie urodzi dzieci. Choć adoratorów miała wielu, jakoś się nie układało. Wśród nich był choćby mój ex-mąż
Właściwie, to Ania podłapała go po mnie, dając mu dach nad głową. Ale i z nim nic nie wyszło. Po prostu miała trudny charakter.
Inną moją przyjaciółką była Magda. MiałMagda, choć zawsze mówiła, iż nie wyjdzie za mąż przed trzydziestką, zakochała się szaleńczo w pierwszym lepszym chłopaku z wioski i już rok później nosiła białą suknię, śmiejąc się, iż życie lubi płatać figle.