W małym domku na obrzeżach Krakowa, gdzie każdy kąt krył wspomnienia burzliwej młodości, 65-letnia Jadwiga siedziała nad zimną herbatą, wpatrując się w pustkę. Po raz pierwszy w życiu jej serce ścisnęło się od gorzkiej prawdy: troje dzieci, którym z mężem poświęcili wszystko — czas, siły, oszczędności — odeszło, by żyć własnym życiem, zostawiając rodziców w samotności. Syn choćby nie odbierał telefonu, gdy dzwoniła. Czasem w głowie pojawiał się przerażający pytanie: czy któryś z nich poda im szklankę wody, gdy starość całkiem ich dogoni?
Jadwiga wyszła za mąż w wieku 25 lat. Jej mąż, Stanisław, był szkolnym przyjacielem, który latami zabiegał o jej serce. Poszedł na tę samą uczelnię, by być blisko. Rok po skromnym weselu Jadwiga zaszła w ciążę. Ich pierwsza córka, Kinga, urodziła się, gdy życie jeszcze nie było gotowe na takie zmiany. Stanisław rzucił studia, by pracować, a Jadwiga wzięła urlop dziekański.
To były ciężkie lata. Stanisław znikał w pracy, czasem na całe dni, a Jadwiga uczyła się być matką, jednocześnie próbując skończyć studia. Po dwóch latach zaszła w ciążę ponownie. Musiała przejść na zaoczne, a Stanisław — harować jeszcze więcej, by utrzymać rodzinę.
Mimo trudności wychowali dwoje dzieci: starszą Kingę i młodszego syna Wojciecha. Gdy Kinga poszła do szkoły, Jadwiga w końcu znalazła pracę w zawodzie. Życie zaczęło się układać: Stanisław dostał stabilną posadę z przyzwoitą pensją, urządzili niewielkie mieszkanie. Ledwie odetchnęli z ulgą, gdy Jadwiga dowiedziała się, iż spodziewa się trzeciego dziecka.
Narodziny najmłodszej córki, Otylii, stały się nową próbą. Stanisław brał każdą dodatkową robotę, by zapewnić byt rodzinie, a Jadwiga poświęciła się malutkiej. Do dziś nie wiedziała, jak dali radę, ale z czasem życie wróciło do normy. Gdy Otylia poszła do pierwszej klasy, Jadwiga poczuła ulgę, jakby kamień spadł jej z serca.
Lecz trudności nie ustały. Kinga, ledwie zaczynając studia, oznajmiła, iż wychodzi za mąż. Jadwiga i Stanisław nie odradzali — sami przecież pobrali się młodo. Organizacja wesela i pomoc w kupnie mieszkania dla młodych wyczerpały ich i opróżniły konta.
Wojciech też zapragnął własnego kąta. Rodzice nie mogli mu odmówić, więc wzięli kolejny kredyt i kupili mu mieszkanie. Na szczęście Wojciech gwałtownie dostał pracę w dużej firmie, co nieco uspokoiło Jadwigę.
Gdy Otylia kończyła szkołę, wyznała, iż marzy o studiach za granicą. To był trudny czas: ledwie wiązali koniec z końcem, ale Jadwiga i Stanisław zebrali, co się dało, i wysłali córkę do Europy. Otylia wyjechała, a ich dom opustoszał.
Z biegiem lat dzieci coraz rzadziej pokazywały się w rodzinnym domu. Kinga, choć mieszkała w Krakowie, wpadała tylko od święta, tłumacząc się brakiem czasu. Wojciech sprzedał swoje mieszkanie, kupił nowe w Warszawie i przyjeżdżał raz na rok, jeżeli w ogóle. Otylia, skończywszy naukę, została za granicą, budując karierę.
Jadwiga i Stanisław oddali dzieciom wszystko: młodość, czas, pieniądze, marzenia. A w zamian otrzymali pustkę. Nie oczekują od nich pomocy finansowej ani opieki. Chcą tylko jednego — by zadzwonili, przyjechali, rzucili dobre słowo. ale wydaje się, iż to już przeszłość.
Teraz Jadwiga siedzi przy oknie, patrząc na zaśnieżone podwórko, i myśli: może już czas przestać czekać? Może w wieku 65 lat ona i Stanisław zasługują na szczęście, o którym zawsze myśleli na końcu?
Lecz jak uwolnić się od tego bólu? Jak pogodzić się z tym, iż dzieci, dla których poświęcili wszystko, odeszły, nie oglądając się za siebie? Jadwiga przypomina sobie, jak kiedyś marzyła o podróżach, czytaniu książek, życiu dla siebie. ale lata minęły na trosce o innych. A teraz, stojąc u progu starości, czuje, iż życie jakby wymyka się z rąk.
Stanisław milczy, ale Jadwiga widzi w jego oczach tę samą tęsknotę. On, tak jak ona, oddał dzieciom wszystko, co miał, i teraz nie wie, czym wypełnić pustkę. Nie chcą być ciężarem, ale i życie w oczekiwaniu na telefon, który może nigdy nie nastąpi, staje się nie do zniesienia.
— Może czas zacząć żyć dla siebie? — mówi cicho Jadwiga, ściskając dłoń męża. — Pojechać nad morze, jak zawsze marzyliśmy? Albo po prostu spacerować wieczorami, nie myśląc, kto zadzwoni?
Stanisław patrzy na nią, a w jego oczach miga iskra.
— Może i czas — odpowiada. — W końcu jeszcze żyjemy.
Lecz w głębi serca Jadwiga boi się: a jeżeli już zapomnieli, jak żyć dla siebie? jeżeli jedyne, co im zostało, to wspomnienia bycia potrzebnymi? Mimo to, patrząc na męża, postanawia: spróbują. Znajdą siłę, by zacząć od nowa, choćby jeżeli wydaje się to niemożliwe.