W wieku 65 lat zrozumiałam, iż najstraszniejsze nie jest zostanie samą, ale błaganie własnych dzieci o telefon, wiedząc, iż jesteś dla nich ciężarem.
Mamo, cześć, potrzebuję twojej pomocy głos syna w słuchawce brzmiał, jakby rozmawiał z natrętnym podwładnym, nie z matką.
Halina Nowak zamarła z pilotem w dłoni, nie włączając wieczornych wiadomości.
Krzysiu, dzień dobry. Coś się stało?
Nie, wszystko w porządku Krzysztof niecierpliwie westchnął. Tylko iż z Basią złapaliśmy last minute, wylot jutro rano.
A Gryfa nie ma z kim zostawić. Weźmiesz go do siebie?
Gryf. Ogromny, śliniący się dog, który w jej małym dwupokojowym mieszkaniu zajmował więcej miejsca niż stara witryna.
Na długo? ostrożnie zapytała Halina, już znając odpowiedź.
No, na tydzień. Może dwa. Jak wyjdzie. Mamo, no kto, jak nie ty? Do hotelu dla psów go oddawać to przecież okrucieństwo. Wiesz, jaki on wrażliwy.
Halina spojrzała na swoją kanapę, obitą nowym, jasnym materiałem. Oszczędzała na jej odnowieniu pół roku, odmawiając sobie drobnych przyjemności. Gryf zniszczyłby ją w parę dni.
Krzysiu, ja nie jest mi wygodnie. Dopiero co skończyłam remont.
Mamo, jaki remont? w jego głosie przemknęło szczere rozdrażnienie. Tapetę zmieniłaś?
Gryf jest wychowany, tylko nie zapominaj z nim wychodzić. Dobra, Basia woła, trzeba pakować walizki. Przywieziemy go za godzinę.
Krótkie sygnały.
Nawet nie zapytał, jak się czuje. Nie pogratulował urodzin, które były w zeszłym tygodniu. Sześćdziesiąt pięć lat.
Czekała na telefon cały dzień, przygotowała swój firmowy sałatkę, założyła nową sukienkę. Dzieci obiecały wpaść, ale się nie pojawiły.
Krzysztof wysłał krótką wiadomość: Mamo, z okazji! Zasypani w pracy. Ania nie napisała nic.
A dzisiaj potrzebuję twojej pomocy.
Halina powoli opadła na kanapę. Nie chodziło o psa ani o zniszczoną tapicerkę.
Chodziło o to upokarzające uczucie bycia funkcją. Była darmową hotelarką, pogotowiem ratunkowym, ostatnią instancją. Człowiekiem-funkcją.
Przypomniała sobie, jak wiele lat temu, gdy dzieci były małe, marzyła, by wyrosły i stały się samodzielne.
Teraz zrozumiała, iż najstraszniejsze nie jest samotne siedzenie w pustym mieszkaniu. Straszniejsze czekać na telefon z drżeniem serca, wiedząc, iż jesteś potrzebna tylko wtedy, gdy coś od ciebie chcą.
Błagać o ich uwagę, wypraszać ją kosztem własnego komfortu i godności.
Godzinę później zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu stał Krzysztof, trzymając za smycz ogromnego psa. Gryf radośnie rzucił się do środka, zostawiając na czystej podłodze błotne ślady.
Mamo, tu karma, tu zabawki. Trzy spacery dziennie, pamiętasz. Dobra, lecimy, bo spóźnimy się na samolot! wepchnął jej smycz do ręki, cmoknął w policzek w biegu i zniknął za drzwiami.
Halina została stać w przedpokoju. Gryf już obwąchiwał nogi fotela.
Z głębi mieszkania dobiegł odgłos rozdzieranej tkaniny.
Spojrzała na telefon. Może zadzwonić do córki? Aniu, może zrozumie? Ale palec zawisł nad ekranem.
Ania nie dzwoniła od miesiąca. Pewnie też zajęta. Ma swoje życie, swoją rodzinę.
I wtedy Halina po raz pierwszy nie poczuła zwykłej urazy. Zastąpiło ją coś innego. Zimne, jasne i bardzo trzeźwe zrozumienie. Dość.
Poranek zaczął się od tego, iż Gryf, chcąc okazać miłość, wskoczył na łóżko i zostawił na śnieżnobiałej poszewce dwa brudne ślady łap wielkości spodka.
Nowa kanapa w salonie była podrapana w trzech miejscach, a ukochany fikus, który hodowała pięć lat, leżał na podłodze z obgryzionymi liśćmi.
Halina nalała sobie waleriany prosto z buteleczki i wybrała numer syna. Nie odebrał od razu.
W tle słychać było szum fal i śmiech Basi.
Mamo, co? U nas super, morze cudowne!
Krzysiu, chodzi o psa. Roznosi mieszkanie. Podarł kanapę, nie daję sobie z nim rady.
Jak to? szczerze zdziwił się syn. On nigdy nic nie darł. Może go zamykasz? Potrzebuje wolności. Mamo, nie zaczynaj, dobra? Właśnie przylecieliśmy, chcemy odpocząć. Po prostu dłużej z nim pochodź, to się uspokoi.
Spacerowałam z nim dwie godziny rano! Ciągnie smycz tak, iż prawie upadłam. Krzysiu, zabierz go, proszę. Znajdźcie inną opiekę.
W słuchawce zapadła cisza. Potem głos Krzysztofa stał się twardy.
Mamo, serio? Jesteśmy na końcu świata. Jak go zabiorę? Sam















