W tym kraju lubi się turystów z Polski. "Robert Lewandowski otwiera wszystkie serca"

gazeta.pl 4 dni temu
Marta Abramczyk-Weder w Turcji chciała zamieszkać odkąd pamięta. Miała szczęście i wyjechała tam na studia. Jak mówi: - Z Turcją, jak z mężem, mamy gorsze i lepsze chwile, czasami mnie denerwuje i złości. Tam na wszystko mają czas, nie spieszą się, ale dzięki Turcji nauczyłam się odpuszczania, większego luzu, niestresowania.
Ola Długołęcka: Dlaczego to właśnie w Turcji tak się zakochałaś? I jak ta miłość się w ogóle zaczęła?


REKLAMA


Marta Abramczyk-Weder: Zakochałam się zaocznie, bo zanim w ogóle do Turcji dotarłam. Od małego ciągnęło mnie do orientu. Kiedy w telewizji leciały reportaże, programy krajoznawcze lub relacje newsowe z państw Bliskiego Wschodu, zamierałam przed telewizorem. Do dzisiaj nie zapomniałam materiału z dubajskiego bazaru. Dziennikarka spacerowała po jego kolorowych alejkach i relacjonowała jakieś wydarzenia. To było ponad 20 lat temu, a wciąż pamiętam ciarki na plecach. Czułam, iż chciałabym w takie miejsce pojechać.


Kiedy byłam na studiach, pojawiła się możliwość wyjazdu na Erasmusa. Zdecydowałam, iż jadę, ale koniecznie do Turcji.


Czytaj także:


jeżeli chodzi o wakacje - wszystko wolno, nic nie jest obciachowe


Kierunek twoich studiów pasował do wyjazdu na turecką uczelnię?
Nie! Walczyłam jak lwica, żeby tam wyjechać. Marzyłam o Stambule - a marzenia podsycały tureckie seriale, które w owym czasie oglądała moja mama. Widziałam siebie spacerującą nad Bosforem, pijąca czaj, chłonącą atmosferę tego niesamowitego miasta leżącego na dwóch kontynentach.
Okazało się jednak, iż Stambuł odpada, bo musiałabym wybrać wykłady w ramach bezpieczeństwa narodowego, a nie dziennikarstwa, które studiowałam. Zgodnie z zainteresowaniami mogłabym trafić do Turcji, ale… do Ankary. A Ankara to miasto nieleżące nad morzem...


Chciałaś do Turcji, ale jednak miałaś duże wymagania!
Bo chciałam mieszkać nad wodą, pod palmami. Tak sobie Turcję wyobrażałam, nie wiedziałam jeszcze, iż ten kraj jest bardzo zróżnicowany - geograficznie, kulturowo, ale także pogodowo.
Nie chciałam jechać do Ankary, bo nie leżała nad morzem - pomimo tego, iż rok załatwiałam wszystkie formalności, zabrnęłam daleko w procesie. Łatwo nie było, bo w Turcji trwał stan wyjątkowy po puczu i uczelnia nie za bardzo chciała mnie wypuścić z Polski.
Dzień w dzień siedziałam pod drzwiami gabinetu koordynatorki ds. Erasmusa – pani Natalii, która starała się mnie odwieść od tego pomysłu. Nie mogłam czekać na uspokojenie sytuacji politycznej – jak sugerowała, bo zaraz kończyłam studia i nie kwalifikowałabym się do skorzystania z wyjazdu w ramach Erasmusa. Uparłam się, iż teraz albo nigdy. I musi być to Turcja, nie Portugalia czy Hiszpania.


Pewnego dnia pani Natalii przypomniało się, iż kiedyś nasza uczelnia miała umowę na wymianę studencką z Izmirem. Powiedziała, iż do nich napisze. Kierunkiem zaliczającym punkty na moich studiach miała być komunikacja i PR, ale wtedy już byłam tak zdeterminowana, iż choćby medycynę byłam w stanie studiować.
Izmir w internecie wyglądał wspaniale: morze, góry, starówka, kampus uczelni jak z amerykańskich seriali. Ostatecznie udało się załatwić pobyt dla mnie i Macieja - mojego ówczesnego chłopaka, a obecnego męża.


Zobacz wideo Polacy masowo przeszczepiają włosy w Turcji. Dlaczego?


I jak wypadła konfrontacja marzeń z rzeczywistością?
Na początku byłam zachwycona - Poznań opuszczałam w styczniu, ciągnąc walizkę przez śnieg - a w Izmirze ciepło, palmy, od razu poczułam się wspaniale. Miasto okazało się ogromne - do naszego mieszkania z lotniska jechaliśmy godzinę czyściuteńkim, nowoczesnym metrem, a potem jeszcze pół godziny taksówką.


Tego samego wieczora zjadłam także najgorszego kebaba w życiu. Na szczęście okazało się, iż mieliśmy wyjątkowego pecha i trafiliśmy do miejsca, w którym źle karmiono. Następnego ranka powitał mnie widok z okna: z jednej strony góry, z drugiej morze.


Z nowymi koleżankami ze studiów na uniwersytecie (Archiwum prywatne) , Urodziny na plaży w Izmirze (Archiwum prywatne)


Ile w sumie mieszkałaś w Turcji?
Dwa lata. Najpierw studiowałam, później pracowałam jako pilotka wycieczek, a na koniec jeszcze tam pomieszkiwaliśmy z Maciejem, dla którego ten kraj także stał się przygodą życia. Od siedmiu lat staramy się wracać kiedy tylko możemy. I za każdym razem kiedy ląduję w Turcji, czuję się jak w domu.
Widzicie tam siebie z mężem na stałe?
Marzymy, żeby wyjechać na emeryturę, spędzić starość w izmirskim cieple, ale póki jesteśmy aktywni zawodowo, to się nie uda.


Co innego, kiedy byliśmy na studiach i później, kiedy pracowaliśmy w turystyce. Teraz nie mielibyśmy pracy - Turcy mają zamknięty rynek dla obcokrajowców, trzeba znać dobrze turecki. My się dogadujemy, ale nie mówimy płynnie. Ideałem byłoby gdybyśmy mogli pracować zdalnie, mieszkając w takim Stambule czy Antalyi.
Kiedyś myśleliśmy o tym, aby przenieść się chociaż na trzy miesiące, ale korporacja, w której pracował Maciej, nie zgodziła się na pracę poza Unią Europejską. Z kolei praca w turystyce jest sezonowa od czerwca do listopada i po pół roku się kończy, rezydenci wracają na zimę do Polski. Na tę chwilę nie myślimy o zamieszkaniu w Turcji, ale robimy, co możemy, aby odwiedzać ją jak najczęściej.


Sklep z dywanami w Alanyi (Archiwum prywatne) , W dzielnicy Balat w Stambule. Koty są w tym mieście wszechobecne (Archiwum prywatne)


Co cię w Turcji zaskoczyło?
Wszechobecna kontrola. Na uczelnię nie można było wejść ot, tak. Teren był ogrodzony, trzeba było mieć specjalną kartę, oddać do kontroli plecaki i torebki. Podobne bramki kontrolne z ochroną są w metrze, galeriach handlowych. Na początku kontrole wzbudzały we mnie lęk, z czasem się do nich przyzwyczaiłam. Ludzie na urlopie all inlusive najprawdopodobniej tego nie doświadczają.
Nie byłam też przygotowana na to, iż Turcy poza kurortami nie mówią po angielsku. Wylądowaliśmy w obcym kraju, na innym kontynencie i z zerową możliwością komunikacji. Na początku, dopóki mnie dotarliśmy na uczelnię, gdzie mentorzy pomogli nam ze wszystkimi formalnościami, nie mieliśmy w ogóle dostępu do internetu, naprawdę byliśmy w kropce. Jednak daliśmy radę!


Dość szokujące było także zachowanie Izmirczyków w komunikacji publicznej. Żeby wysiąść z wagonu metra trzeba było dosłownie przedzierać przez napierający tłum. Zasada: najpierw się wychodzi, potem wchodzi nie obowiązuje.
Kolejnym szokiem było szaleństwo na ulicach i fantazja kierowców. Żeby w ogóle przełamać się do jazdy w tureckich miastach, trzeba jeździć jak oni i zdawać się na intuicję.


Na promie w Stambule (Archiwum prywatne)


Co masz na myśli?
Kierowcy nie sygnalizują swoich zamiarów. Musisz wyczuć, iż samochód jadący z naprzeciwka zaraz przetnie ci drogę, żeby skręcić ci przed nosem w lewo. Czerwone światło jest dobre dla turystów. Maciej jest oazą spokoju, jedzie i odczytuje intencje kierowców, ja za kierownicą w Turcji nie usiadłam nigdy.
To zresztą ciekawe, iż mamy z mężem zupełnie inne charaktery - on jest introwertyczny, ja ekstrawertyczna i zupełnie inaczej Turcję odbieramy i się w niej zachowujemy.


Czyli jak?
Macieja zachwyca turecka powolność w działaniu, w załatwianiu spraw, to ich "yavas yavas", podkreślanie, iż jest na wszystko jest czas. Jemu to niepoganianie i brak ciśnienia bardzo odpowiadają. W Turcji stale rozmawia z ludźmi, których nie zna, zapamiętale się targuje na bazarach. Zachęca go do tego uśmiech i otwartość Turków.
Z pewnością wspierająco działa na niego to, iż jest mężczyzną - dla innych mężczyzn jest "abi" - bratem, klepanym po plecach, komplementowanym za kurtkę, fryzurę, wzrost oraz za podobieństwo do Roberta Lewandowskiego (które widzą wyłącznie Turcy!). W Turcji staje się innym człowiekiem, nikt nie wierzy, iż w Polsce taki cichy, tam zamienia się w duszę towarzystwa.
Ja nie potrafię się targować. Nie umiem grać w tę grę, czuję się zobowiązana, iż skoro już tyle czasu zabrałam sklepikarzowi, to muszę coś kupić. Najchętniej płaciłabym wszędzie pełną cenę i miała spokój.


Pracowałaś jako pilotka, Turcja jest popularnym kierunkiem wakacyjnym Polaków. Co wiemy o tym kraju?
Przede wszystkim dość powszechne jest przekonanie, iż Turcja to kraj arabski. Turcja nie jest arabska, jest muzułmańska, a to nie to samo. Etnicznie bliżej Turkom do Tatarów czy Uzbeków niż Arabów. Kolejne przekonanie, wynikające z wcześniejszego, to to, iż kobiety, ale także mężczyźni w Turcji chodzą tradycyjnie zakryci.
Zresztą jeszcze zanim wyjechałam, przede wszystkim słyszałam pytanie, czy się nie boję: iż mnie tam zabiją, zaaresztują, ukamieniują, zgwałcą, pozbawią autonomii. To stereotypy krążące generalnie wokół islamu - zwykle przesadne, a Turcja dostaje za nie rykoszetem.


W meczecie należy stosować się do zasad: zdjąć buty i zasłonić włosy (Archiwum prywatne) , Pod błękitnym meczetem w Stambule (Archiwum prywatne)


Do dzisiaj piszą do mnie na Instagramie mamy małych dzieci, które "słyszały, iż Turcja to raj na ziemi jeżeli chodzi o all inclusive, ale chciałyby się upewnić, czy tam na pewno jest bezpiecznie, nic się im nie stanie i, czy na pewno warto jechać".
Nigdzie na świecie nie czułam się tak bezpieczna, jak w Izmirze. Zapominałam o zapinaniu torebki, spacerowałam samotnie nad morzem, gdy słońce już dawno schowało się za horyzontem i nigdy nie miałam nieprzyjemnej sytuacji.


Nie mogę też koloryzować, bo za chwilę ktoś tam pojedzie i będzie miał pecha - uważać trzeba wszędzie, złodzieje są w każdym mieście świata, jednak Izmir wydawał mi się wówczas nader spokojny.
Przytłaczający okazał się za to Stambuł, który odwiedziliśmy po trzech miesiącach mieszkania w Izmirze. 15 milionów mieszkańców i tysiące turystów wypływających z każdego rogu sprawiły, iż poczułam się nieswojo, nie mogłam przywyknąć do tego, ile się tam dzieje, tłumy, korki choćby i trzeciej w nocy. Dziś tęsknię za chwilami, kiedy wtapiam się w tkankę miasta miast i przepycham między turystami, którzy przystają co chwilę, aby podziwiać budowle pamiętające czasy panowania Sułatana.
Bardzo mnie ciągnie do Stambułu, ale trochę się boję, iż będzie dla mnie za intensywnie - jak w Marakeszu czy Neapolu, które atakują wszystkie zmysły i potrafią bardzo zmęczyć.
Spokojnie, w Stambule nie jest tak intensywnie jak w Marakeszu.
Turyści z Polski często mi mówili, iż są zachwyceni, bo Turcja z ich wyobrażeń była jak głośna i nadmiarowa jak Egipt i Maroko, a okazała się bardziej wyważona, spokojna, a ludzie przemili.
Jakie wyobrażenia o nas mają Turcy?


Myślą, iż jesteśmy bardzo wierzący, pijemy dużo wódki, jesteśmy landem Rosji i u nas jest ciągle zimno. Lubią nas. Naszym ambasadorem jest Robert Lewandowski. Gdziekolwiek bym nie była - czy to pod gruzińską, czy syryjską granicą, w małych wioskach i ogromnych miastach - Lewandowski otwiera wszystkie serca.


Plaża Boyal?k w Çesme (Archiwum prywatne) , Oko proroka na zły urok (Archiwum prywatne)


Jakbyś namawiała na wyjście spoza oazy all inclusive?
jeżeli ktoś ląduje na Riwierze blisko Alanyi, to polecam wsiąść do małego busa - dolmusza i pojechać do miasta. Można tam zobaczyć wiele ciekawych miejsc: pójść do jaskini Damlatas, na plażę Kleopatry, na Kale, do meczetu, pospacerować po odrestaurowanym Karavansaray, a w porcie pójść pod symbol Alanyi - Czerwoną Wieżę. jeżeli mamy więcej czasu, pojechać nad Dimçay, na której są platformy-tarasy, gdzie można usiąść na poduszkach, zjeść rybę, napić się herbaty i odpocząć. Kiedy w Alanyi jest 40 stopni Celsjusza, tam jest 20, a rzeka ma zawsze 7 stopni. Turcy uwielbiają tam jeździć na niedzielne śniadania.
I choć Alanya tak naprawdę jest kurortem, podczas wakacji można zaznać w niej tureckiej kultury. Osobom lecącym na all inclusive, zawsze polecam, żeby zapoznały się z ofertą lokalnych biur podróży, które prężnie działają w każdym kurorcie.


Turcja stała się - zupełnie nieoczekiwanie - celem turystyki medycznej.
Tak, do Stambułu latają kobiety i mężczyźni: na operacje plastyczne, zabiegi stomatologiczne i transplantacje włosów. Mężczyźni w białych opaskach - podobne do tych, w których kiedyś grali tenisiści - to dość powszechny widok na trasie Warszawa-Stambuł. Nowe w ofercie klinik jest... wydłużanie nóg mające dodać centymetrów niskim osobom.


Czytaj także:


"Najprościej jest się umówić, jaką kwotę przeznaczamy na wakacje"


Oferta medyczna jest ciekawie skonstruowana - na miejscu jest opiekun mówiący po polsku, można pojechać z kolegą i mieszkać w dwójce, w cenie jest przelot, pobyt w hotelu z basenem, konsultacje lekarskie - wszystko tańsze niż w Polsce, choćby o połowę. Na lotnisku w Stambule są wielkie reklamy zachęcające do tego rodzaju turystyki, a obcokrajowców po zabiegu przeszczepienia włosów naprawdę widać na każdym kroku.
W ten sposób do Turcji trafiają osoby, które w ogóle nie miały pomysłu, żeby do tego kraju pojechać.


No właśnie. Bo można przecież w ogóle nie wyjść poza teren hotelu. Wysiadając na lotnisku w Antalyi jest się adekwatnie od razu w Belek, w kurorcie. Z lotniska autokary rozwożą do hoteli i są osoby, które w Turcji były pewnie więcej razy niż ja, ale mogą opowiedzieć jedynie o tym: gdzie były najlepsze drinki, w którym hotelu dopadła ich klątwa i jakie to mieli sensacje żołądkowe.


Pola herbaty w Rize (Archiwum prywatne) , Turecka herbata nad rzeką w Rize (Archiwum prywatne)


Poza hotel nie wyszli, czasami to choćby nie do końca pamiętają, w jakim są kraju. Egipt, Turcja, Tunezja - wszystko jedno, byleby hotel był ładny, jedzenie dobre, dostęp do plaży. Kultura Turcji kilka ich interesuje.
Jak to się stało, iż napisałaś o Turcji książkę?
Moja książka to adekwatnie pamiętnik, w którym spisałam wszystkie tureckie przeżycia i doświadczenia. Przelewając wspomnienia na papier, odciążyłam pamięć. Cieszy mnie, iż są osoby, które chcą o Turcji czytać, a jeszcze bardziej, iż są takie, które po lekturze do Turcji chcą lecieć! Wiele osób przyznaje, iż bało się tego kraju, ale moje opowieści sprawiły, iż planują wakacje nad Bosforem.
Może turkologia byłaby ciekawym sposobem na pogłębienie wiedzy?


Nie w tym wieku. Nigdy nie chciałam być ekspertką, turkolożką, znawczynią historii. Do nauki języka zawsze mogę wrócić - w Warszawie działa Centrum Języka i Kultury Tureckiej Lisan. Nazywam się miłośniczką Turcji, znam ją z doświadczeń - żywą, współczesną. Miałam szczęście poznać Turków i mieć szansę o wiele spraw ich dopytać. A kiedy czegoś nie wiedzieli, na przykład nie byli nigdy na pogrzebie, to dzwonili do bliskich i dla mnie dopytywali o szczegóły.


Widok na Alanyę (Archiwum prywatne) , Ortakoy w Stambule (Archiwum prywatne)


Zostałam wpuszczona do tego świata. Znajomi ze studiów zabierali mnie na różne swoje rodzinne uroczystości, opowiadali o swoim życiu, karmili, gościli w rodzinnych domach.
Docenili to, iż ja byłam ich krajem, kulturą żywo zainteresowana. Bardzo dużo pytałam, uczyłam się języka.
Po powrocie do Polski z Erasmusa od razu zostałam mentorką i Turkom, którzy przyjechali do Polski, pomagałam z kartami SIM w komórkach, sprawami urzędowymi związanymi z meldunkiem.
A propos. Pytałaś, co było dla mnie w Turcji trudne.


Załatwianie spraw urzędowych. Na pozwolenie na pobyt czasowy w Turcji czekaliśmy z Maciejem pół roku i się nie doczekaliśmy. Na lotnisku policja miała ze mną problem, bo z papierów wynikało, iż byłam w ich kraju nielegalnie. Na obronę miałam karteczkę z urzędu z numerem sprawy, która służyła mi za potwierdzenie, iż uzyskanie zgody na pobyt jest w toku.
Oni mnie pytali, dlaczego nie mam pozwolenia, a ja odpowiadałam, iż też bym chciała wiedzieć.
W Turcji nie ma RODO, mój paszport był kserowany na lewo i prawo, leżał na widoku. W tamtejszych urzędach nikt nie mówi po angielsku.
Nie kocham Turcji bezkrytycznie. Z Turcją, jak z mężem, mamy gorsze i lepsze chwile, czasami mnie denerwuje i złości. Tam na wszystko mają czas, nie spieszą się. Ale dzięki Turcji nauczyłam się odpuszczania, większego luzu, niestresowania. Bo tam nikt nigdzie nie przychodzi punktualnie, znajomi na spotkania zjawiają się godzinę po umówionym czasie, wykładowcy na zajęcia także.


Śnieg w Kemer na górze Tahtali (Archiwum prywatne) , Zabytki w Hatay (Archiwum prywatne)


Nie, jeszcze się nie odważyłam! Szkoda mi siedzenia w hotelu, kiedy tyle jest do zobaczenia dookoła.


Marta Abramczyk-Weder. Dziennikarka, autorka książki "Turcja. Orient oswojony" (wydawnictwo Bezdroża). Zakochana w Turcji, studiowała tam i pracowała jako pilotka wycieczek. Prowadzi bloga Ejbrams on tour.
Ola Długołęcka. Redaktorka. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Ciekawią ją relacje między ludźmi, a zwłaszcza różnice międzypokoleniowe, lubi pisać o trendach, modach i zjawiskach. W wolnych chwilach trenuje jeździectwo.
Idź do oryginalnego materiału