W służbie ziemi i narodowi, czyli rok w Landjahrze

powiatwroclawski.pl 3 tygodni temu

Co roku około trzydziestu tysięcy chłopców i dziewcząt wyjeżdżało z domu na wieś, aby przez dziewięć miesięcy pracować za darmo w gospodarstwach rolnych i chłonąć ducha narodowego socjalizmu. Obozy te znane jako „Landjahrlager” na mocy pruskiej ustawy funkcjonowały od 1934 roku, powstawały m.in. w Prusach Wschodnich, Brandenburgii i na Śląsku. Jeden z około pięciuset ośrodków przymusowej służby dla niemieckiej młodzieży pochodzącej z miast i miasteczek znajdował się w Proszkowicach (gmina Mietków).

Przyjechała do niewielkiej wioski na Śląsku w kwietniu 1938 roku jako jedna z kilkudziesięciu dziewcząt, których długie jasne włosy zaplecione były w równe, regularne kłosy warkoczy*. Miała czternaście lat i niedawno skończyła powszechną szkołę. Wioska, w której miała spędzić najbliższe dziewięć miesięcy, z dala od domu, jeszcze do niedawna nazywała się Proschken. W 1937 roku zbyt polsko brzmiąca nazwa została zmieniona na prawdziwie niemiecką – Dreisteine (Trzy kamienie). Jak się później dowiedziała, chodziło o granitowe krzyże, które ustawiono przy drodze. Pewnego wieczoru gospodyni, której pomagała w kuchni, wyjaśniła, iż według miejscowej legendy odrzucony zalotnik zabił w dniu ślubu dziewczynę, jej przyszłego męża i ich świadka. Potem w ramach pokuty musiał wykuć w twardym granicie krzyże i ustawić je w miejscu zbrodni.

Dreisteine była niedużą wsią, ale miała wszystko, co niezbędne do wygodnego życia: sklep, gospodę i szkołę. Wieś otaczały żyzne pola i kwietne łąki, w pobliżu był staw i nieduży lasek, a na horyzoncie malownicza Ślęża. Na głównym placu pośrodku wsi rósł wielki „Dąb Pokoju”, pod nim postawiono pomnik mieszkańców poległych podczas pierwszej wojny. W wiosce stał też pałac, w którym miała zamieszkać. Pałac był duży, stary i wyglądał dziwnie przez dużą liczbę okien. „Pałacowy” pokój musiała dzielić z siedmioma innymi dziewczętami. Zamiast w królewskich łożach spały na piętrowych łóżkach, na siennikach, z których wystawały czasem ostre źdźbła słomy. Ale tu sprawdzało się powiedzenie powtarzane przez mamę: „Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz!”. W końcu własnoręcznie zrobiła dla siebie siennik zaraz pierwszego dnia po przyjeździe.

Wiedziała, jak będzie wyglądało jej życie przez najbliższych dziewięć miesięcy. W szkole oglądała film „Mädel im Landjahr”. Na filmie dziewczęta z uśmiechem na twarzy wstawały skoro świt. Dzień zaczynał się od półgodzinnej gimnastyki. Potem szybka toaleta, dokładne mycie zębów, hartowanie ciała zimną wodą. Poranny apel, wciągnięcie flagi na maszt, wspólne śpiewanie patriotycznej pieśni. Wszystkie dziewczęta ubrane były w jednakowe sukienki. Fartuchy i mundurki do pracy oraz sukienki na niedziele i od święta szyły sobie same. W końcu każda niemiecka gospodyni powinna znać podstawy krawiectwa. Nigdy nie wiadomo, jakie umiejętności przydadzą się w przyszłości, aby sumiennie i z pożytkiem służyć narodowi. Strojów do występów – szerokich spódnic i wyszywanych kamizelek – w których śpiewano ludowe piosenki i tańczono, użyczały kobiety ze wsi.

Po śniadaniu rozpoczynała się prawdziwa praca: w ogrodzie przy sianiu, plewieniu, zbieraniu owoców i warzyw, w polu przy żniwach, w kuchni przy gotowaniu dla wszystkich posiłków, robieniu przetworów. Po obiedzie wspólnie szydełkowano, robiono na drutach, wyszywano. Dziewczęta uczyły się wszystkiego, od pieczenia chleba po pracę przy oporządzaniu zwierząt w gospodarstwie.

Był też czas na lekturę pouczających artykułów, mówiących o tym, jak w przyszłości stać się dobrą żoną i matką, jak wychować dla ojczyzny narodowych socjalistów. Wszystko na obozie robiło się wspólnie, bo potrzeby jednostki są przecież niczym w porównaniu z interesem obozowej wspólnoty. Należało wystrzegać się „niewłaściwego zachowania”, czyli niedokładnego wysprzątania szafki albo pozostawienia brudnych butów. Bałaganiarstwo i niesumienność surowo karano. Wiedziała, iż rodziców zobaczy dopiero na święta Bożego Narodzenia, na pewno do tego czasu wyrośnie, spoważnieje, a co ważniejsze, jak w piosence, którą często będzie śpiewać na Landjahrze, „w każdej godzinie będzie narodową socjalistką”.

Obozy w ramach programu Landjahr funkcjonowały do 1944 roku. Gdy w latach 30. XX wieku dominowali chłopcy, podczas wojny ich liczba diametralnie spadła, a większość stanowiły młode dziewczęta. Pod koniec wojny zmniejszyła się też liczba uczestników do około 16 tysięcy.

*Opis życia w Landjahrze powstał na podstawie propagandowego filmu pt. „Mӓdel im Landjahr”, wyświetlanego w niemieckich szkołach.

Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz, Stowarzyszenie TUITAM

Zdjęcia

  1. Dziś dwa (z trzech) średniowiecznych kamiennych krzyży pojednania stoją przy drodze w Proszkowicach; na horyzoncie Masyw Ślęży
  2. Trzeci krzyż z Proszkowic po wojnie trafił do lapidarium Muzeum Ślężańskiego w Sobótce
  3. Pałac w Proszkowicach, który pod koniec lat 30. XX wieku stał się siedzibą Landjahru
  4. Festyn w Proszkowicach (około roku 1937); zdj. za www.polska-org.pl
  5. Pokoje pałacowe zamienione zostały w latach 30. XX wieku w sypialnie dla dziewcząt z Landjahru
  6. „Dąb Pokoju” w Proszkowicach
  7. Okładka czasopisma „Landjahr”
  8. Dziewczęta z Landjahru (za Wikipedia)
Idź do oryginalnego materiału