Bicie serca
„Wiesław Arkadiusz, nie musisz sam jechać do naszego oddziału. Niech Dominika zawiezie dokumenty” – powiedział dyrektor z wyraźnym niezadowoleniem.
„Przepraszam, ale chciałbym osobiście. To moje rodzinne miasto. Dawno tam nie byłem” – odparł Wiesław.
„Masz tam jeszcze rodziców?” – spytał dyrektor, łagodząc ton.
„Nie. Mamę zabrałem do siebie, ale…”
„Rozumiem” – przerwał dyrektor – „mała ojczyzna to świętość. Dobrze, jedź. Tylko pamiętaj, jutro istotny dzień, zdążysz wrócić?”
„Bez obaw” – zapewnił Wiesław. „Dziękuję.”
Dyrektor machnął ręką, dając do zrozumienia, iż rozmowa skończona.
Wiesław wrócił do swojego gabinetu, uporządkował papiery, wyłączył komputer, zabrał teczkę z dokumentami i wyszedł, zamykając drzwi na klucz. Klucz zostawił portierowi na parterze.
Do domu nie wstąpił. Z samochodu zadzwonił do matki, spytał, jak się czuje, i powiedział, iż dziś nie wpadnie – ma ważne spotkanie. Nie wspomniał, iż jedzie do ich rodzinnego miasta. Mama by się zdenerwowała, a ma chore serce.
„No dobrze, mamo, muszę jechać. Jak coś, dzwoń od razu.” Wiesław schował telefon i odpalił silnik.
Na obrzeżach miasta zatankował do pełna, kupił kawę i drożdżówkę, by już się nie zatrzymywać. Musiał zdążyć przed końcem dnia pracy. Choć mógł zadzwonić i uprzedzić partnerów, żeby na niego poczekali.
Nie planował odwiedzać dawnych znajomych. Wszyscy dawni przyjaciele już się rozjechali. Po prostu chciał zobaczyć miasto swojego dzieciństwa. Włączył radio, a wnętrze wypełniła nuta popularnego hitu. Wziął łyk gorącej kawy.
***
Po śmierci ojca mama zaczęła coraz częściej chorować. Badania wykazały problemy z sercem. Wiesław zaproponował jej przeprowadzkę do wojewódzkiego – w końcu lepsza opieka medyczna. Ale mama stanowczo odmówiła. Syn jest dorosły, powinien się ustawić, a ona będzie tylko zawadzać. Jednak z czasem jej stan się pogarszał.
Wiesław przekonał mamę, by sprzedała mieszkanie, dołożył swoje pieniądze i kupił jej kawalerkę niedaleko siebie. Od tamtej pory nie wracał do rodzinnego miasta, choć często o nim myślał.
Czy można zapomnieć pierwszą miłość? Może ona już dawno stamtąd wyjechała, ale miasto zostało – ta sama ulica, ten sam dom, pod którego oknami stał, cierpiąc z powodu niespełnionego uczucia. Do dziś, gdy wspomniał Marzenę, serce zaczynało się trzepotać jak oszalałe. Nigdy później nie przeżył czegoś podobnego. Jakby na zawsze zostawił w tym mieście kawałek siebie.
Na drobną koleżankę z klasy, Marzenę, niemal niewidzialną w tłumie dziewczyn, nie zwracał uwagi aż do matury. Po wakacjach wróciła do szkoły dojrzalsza, piękniejsza, zupełnie inna. I Wiesław po raz pierwszy poczuł, iż ma serce – tak mocno mu waliło w piersi.
Od tamtej pory myślał tylko o niej. Z niecierpliwością wyczekiwał studniówki, bo wtedy na pewno zaprosi ją do tańca i wyzna miłość. W końcu, w ostatnim dniu przed feriami, szkoła przystroiła choinkę sięgającą sufitu. Dzień wcześniej było przedstawienie dla młodszych klas, a wieczorem w auli zebrali się maturzyści. Po koncercie rozpoczęła się zabawa. Pierwszego wolnego Wiesław przegapił – zabrakło mu odwagi.
Wieczór dobiegał końca, a z głośników leciały tylko szybkie, zagraniczne hity. Szans na taniec z Marzeną było coraz mniej. Wiesław stał pod ścianą, nerwowo gryząc wargę. Wreszcie popłynął wolny utwór, a środek sali momentalnie opustoszał.
Wziął głęboki oddech. Teraz albo nigdy. Zerwał się z miejsca i ruszył w stronę okna, przy którym stała Marzena z koleżankami, by wyprzedzić potencjalnych rywali.
Serce waliło mu tak głośno, iż aż pociemniało w oczach. Wydawało mu się, iż zaraz zemdleje z emocji. Nie mógł też wydusić słowa. Ciężko oddychając, wyciągnął rękę w stronę Marzeny, patrząc na nią z rozpaczą i strachem.
Ona wymieniła z koleżankami spojrzenia i niespodziewanie się uśmiechnęła. Na środku sali, na oczach wszystkich, Wiesław niezdarnie objął ją w talii. Ona położyła dłonie na jego ramionach i zaczęli się kołysać w miejscu, stawiając drobne kroki.
Nogi Wiesława były jak z waty, całe ciało sztywne, trząsł się jak galareta. Chyba obok tańczyły jeszcze inne pary, ale on nic nie widział, ledwo słyszał muzykę. Serce tłukło w gardle, a w głowie dudniło młotkiem.
Bladoróżowa szminka Marzeny pachniała truskawkami. Od tamtej pory ten zapach budził w nim wspomnienia studniówki, jej…
Muzyka nagle ucichła. Marzena odsunęła się gwałtownie i podeszła do okna, do przyjaciółek. Coś im szepnęła, a one wybuchnęły śmiechem, zerkaWiesław uśmiechnął się, patrząc na uśmiechniętą Dominikę, i w jego sercu znów coś zabiło – tym razem jednak spokojniej, pewniej, jakby wreszcie znalazł adekwatny rytm.