W pracy mieliśmy firmową imprezę integracyjną. Nie miałam zamiaru iść, ale mąż znów nie przyszedł na kolację. Dzieci akurat nocowały u babci, więc zebrałam się i poszłam. Wieczór w restauracji był naprawdę udany – śpiewaliśmy, tańczyliśmy, bawiliśmy się świetnie. I wtedy… w drzwiach zobaczyłam mojego męża. Szli razem – uśmiechnięci, rozmawiający – on i moja przyjaciółka

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Wróciłam do domu, spakowałam rzeczy i pojechałam do mamy. Potem oboje do mnie zadzwonili.

Z Sergiuszem byliśmy małżeństwem jedenaście lat. Nasza rodzina była dobra, może choćby szczęśliwa… ale coś się zaczęło psuć. Mąż coraz częściej wracał późno, tłumacząc się spotkaniami z kolegami. Na początku nie przejmowałam się – przecież każdy potrzebuje chwili oddechu. Ale potem zaczął znikać regularnie, często przesiadywał w garażu do późna w nocy. Kilka razy wrócił dopiero nad ranem. Rozmawiałam z nim, sprzeczaliśmy się – nic nie pomagało.

To trwało prawie rok. Mąż mnie ignorował, dzieci unikał. Każdą wolną chwilę spędzał albo przed komputerem, albo właśnie w tym garażu. Trzymałam się dzięki moim skrzydłom – moim dzieciom. Synek miał wtedy dziewięć lat i na pewno już czuł, iż w domu dzieje się źle.

O wszystkim wiedziała tylko moja przyjaciółka Natalia. Pocieszała mnie, przekonywała, iż dla dobra dzieci warto próbować ratować małżeństwo.

Wracałam do domu jakby nigdy nic, choć w środku wszystko bolało. Kiedy usłyszałam o firmowym spotkaniu, postanowiłam pójść – po raz pierwszy. Mąż jak zwykle zniknął, dzieci były u babci, więc uznałam, iż to dobry moment.

Było miło – toasty, śmiechy, tańce. I wtedy, w sąsiedniej sali, zobaczyłam jego. Z Natalią. Z moją najbliższą przyjaciółką. Sparaliżowało mnie. Stałam bez ruchu. Nie podeszłam. Wyszłam.

Tydzień później przeprowadziłam się z dziećmi do rodziców. Pomogli mi, wsparli. Sergiusz dzwonił kilka razy, przepraszał, ale nie usłyszałam w jego głosie ani skruchy, ani szczerości. Po miesiącu się rozwiedliśmy.

Później słyszałam, iż zostawił też Natalię – znów dla kolegów z garażu. Dzwoniła do mnie, przepraszała. Ale powiedziałam jej jasno – wykreślam ją z mojego życia. Nie potrafię rozmawiać z kimś, kto tak mnie zawiódł.

Rok później poznałam innego mężczyznę. Zakochałam się. Po raz pierwszy od dawna czułam się kochana i ważna. Dzieci mają teraz obok siebie ciepłego, opiekuńczego ojczyma, który naprawdę ma dla nich czas.

Nigdy nie milczcie i nie żyjcie z człowiekiem, który was nie kocha – „dla dobra dzieci”. Dzieci nigdy nie będą szczęśliwe w domu, gdzie rodzice są nieszczęśliwi.

Idź do oryginalnego materiału