W pewnym mieście żyła sobie kobieta. Nazywała się Emilia Kowalska. Uważała, iż wiedzie życie dostatnie i godne. Chociaż rodziny nigdy nie założyła i dzieci nie miała, posiadała własne mieszkanie, w którym panował nieskazitelny porządek. Pracowała jako księgowa w fabryce mebli, co dawało jej stabilność i szacunek.
Dobiegała pięćdziesiątki, spokojna i zadowolona ze swojego losu. Szczególnie gdy porównywała się z sąsiadami w bloku. Jakże przyjemnie było myśleć, iż ona ma wszystko idealnie poukładane! W końcu była dobrym człowiekiem, nikomu krzywdy nie wyrządzała.
A sąsiedzi? Ach, ci sąsiedzi! Na jej piętrze mieszkała między innymi starsza pani, już dobrze po sześćdziesiątce. I wyobraźcie sobie, farbowała włosy na fioletowo! Prawdziwy skandal! Nosząca obcisłe sukienki i dżinsy – śmietankowe towarzystwo z pewnością się z niej naśmiewało. Miejska wariatka, nic więcej.
„Co za bezczelność!” – myślała Emilia, patrząc na tę ekscentryczną emerytkę. I czuła dumę, iż sama wygląda przyzwoicie, jak na swój wiek przystało.
O trzeciej sąsiadce choćby mówić nie wypadało. Zaledwie dwadzieścia jeden lat, a już z dzieckiem! Dziewczynka miała z pięć lat, więc oczywiste było, iż jej matka musiała zajść w ciążę jeszcze w szkole. I gdzie byli rodzice? No właśnie – rodzice nie żyli, dziewczyna mieszkała sama z córką. Co gorsza, zaprzyjaźniła się z tą fioletowłosą staruszką. Kiedy młoda matka wychodziła do pracy, sąsiadka opiekowała się dzieckiem.
Emilii to nie dziwiło. „Takie osoby ciągną do siebie” – myślała. – „Mnie omijają szerokim łukiem. Widzą porządną kobietę i wstyd im spojrzeć w oczy. Ledwo powiedzą ‘dzień dobry’ w windzie i tyle z naszej znajomości.”
Ostatni sąsiad – mężczyzna około trzydziestki – wywołał u niej prawdziwy szok, gdy pierwszy raz go zobaczyła. Całe ręce i szyja pokryte tatuażami! Czy normalni ludzie tak chodzą? Oczywiście, iż nie! Już za młodu Emilia potępiała takich ludzi. Pewnie nie miał czym się wyróżnić, więc porysował sobie skórę. No proszę, desperacko szuka uwagi! Widocznie intelektem nie błyszczy. Lepiej by książki czytał.
Tak rozmyślała codziennie, mijając w windzie któregoś z sąsiadów. Wracając do domu, cieszyła się cicho, iż sama żyje tak, jak należy. Czasem, podczas rozmów telefonicznych z jedyną przyjaciółką, przedmiotem dyskusji stawały się właśnie „tatuś”, „młoda matka” i „szalona staruszka”. Innych tematów adekwatnie nie mieli.
Pewnego wieczoru Emilia wracała do domu w fatalnym nastroju. W pracy wyszła niezgodność w dokumentach – pierwszy raz od lat. Na kogo zwalą winę? Oczywiście na księgową. Głowa bolała ją od rana, a teraz nagle w uszach zaszumiało, a nogi stały się ciężkie jak ołów.
Z trudem dotarła do klatki i osunęła się na ławkę w podwórku. Nagle poczuła delikatny dotyk na dłoni. Podniosła wzrok i ze zdumieniem ujrzała tę fioletowłosą sąsiadkę.
– Co się stało? Źle się pani czuje? – zapytała troskliwie.
– Głowa… boli… – wyjąkała Emilia.
– Chodźmy do Darka, jest dziś w domu. Jest pani blada jak ściana.
– Do jakiego Darka? – zdziwiła się kobieta.
– Darek, ten z naszego piętra. Jest kardiologiem. Nie wiedziała pani?
Gdy weszły na górę, sąsiadka zadzwoniła do drzwi Darka. Emilia oniemiała, gdy w progu stanął ów „tatuś”, który, w jej mniemaniu, nie mógł być porządnym człowiekiem.
Mężczyzna zmierzył jej ciśnienie, pomógł położyć się na kanapie i podał tabletkę. niedługo ból głowy i szum w uszach minęły.
– Proszę koniecznie zrobić badania! choćby takim młodym kobietom jak pani trzeba kontrolować ciśnienie – uśmiechnął się lekarz, gdy jej stan się unormował.
– Dziękuję… – Emilia czuła się dziwnie nieswojo, przypominając sobie, jak z przyjaciółką obgadywała jego tatuaże. „Tylko wygląd się liczy, a w głowie pusto” – mówiła o nim. A on… ratuje ludzkie życie każdego dnia.
– Proszę bardzo. Niech się pani trzyma! jeżeli coś, to proszę śmiało.
Wróciła do mieszkania i położyła się na kanapie. Jakże się myliła… choćby ta fioletowłosa sąsiadka okazała się pomocna.
Zadzwoniono do drzwi. Na progu stała starsza pani z fioletowymi włosami, trzymająca za rękę córkę młodej dziewczyny, która, według Emilii, zbyt wcześnie została matką.
– Chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku. Przepraszam, iż z Kasią, ale Ania w pracy… Od dawna chciałam panią lepiej poznać, ale nie miałam okazji. Tymczasem my wszystkie się znamy, a pani trzyma się z boku!
– Wejdźcie, zrobię herbaty – powiedziała Emilia, ku własnemu zaskoczeniu. – Dziękuję za pomoc…
– Ależ co pani… Od razu widzę, gdy komuś źle. Całą młodość opiekowałam się chorą matką. Gdy miałam czternaście lat, zaniemogła. Odeszła, kiedy byłam już po trzydziestce. Nie miałam szkoły, nie było miłości, tylko ta opieka… Ledwo zdążyłam urodzić dziecko. Ale nie chcę o tym. Teraz, na starość, odreagowuję – sąsiadka z lekkim uśmiechem wskazała na swoje jaskrawe pasemka. – Dzięki córce przynajmniej włosy mogę sobie pomalować. I kupuje mi te modne bluzki. Choć przez chwilę poczuć się młodo… A Ani pozostało ciężej.
– Kim jest Ania? – spytała Emilia.
– Ano ta dziewczyna z naprzeciwka. Kasia to jej siostra. Rodzice zginęli w wypadku. Wzięła ją pod opiekę, wychowuje. Studia rzuciła, pracuje od rana do nocy, biedactwo. Darek czasem jej pomaga finansowo. Ten sam, który panią dziś ratował…
Gdy sąsiadka wyszła, Emilia długo siedziała w milczeniu przy kuchennym stole, wpatrzona w pustkę. Może powinna zaproponować Ani pomoc? Mogłaby czasem posiedzieć z Kasią. A te włosy… od dawna marzyła, by je pomalować na kasztanowo. Tylko bała się, iż to nie wypada. Jutro koniecznie spyta sąsiadkę o radę! I niech nie zapomni zaprosić Darka na pierogi – przecież trzeba mu podziękować…