W Paryżu naciągają turystów. Wszystko pokazało dziennikarskie śledztwo

natemat.pl 5 godzin temu
Turystyka to świetne źródło dochodu, zwłaszcza w popularnych miejscach. Takim bez wątpienia jest Paryż. Miasto zakochanych każdego roku odwiedzają miliony podróżnych z całego świata. Ci jednak muszą mieć się na baczności w restauracjach, gdzie obsługa ich oszukuje.


Od 30 do choćby 50 milionów turystów rocznie odwiedza Paryż. Przyciągają ich tam urokliwe kamienice, spokojne zakątki, atrakcje i zabytki, ale i bardzo smaczna kuchnia. Niestety, wraz z coraz większą liczbą podróżnych, właściciele lokali szukają sposobu na to, jak zarobić jeszcze więcej. Francuscy dziennikarze właśnie zdemaskowali nieuczciwe praktyki, przez które zagraniczni gości płacą o połowę wyższe rachunki.

Dziennikarskie śledztwo w Paryżu. Pokazali, jak naciąga się turystów


Dziennikarze "Le Parisien" namierzyli lokale, które otrzymywały negatywne komentarze od turystów. Wiele osób skarżyło się, iż zapłaciło wyższy rachunek, niż powinno. Redaktorzy "Le Parisien" postanowili to sprawdzić.

Do lokalu wysłali dwie osoby. Jedna podszywała się pod francuskiego turystę. Druga miała natomiast udawać Amerykanina. Dziennikarza wyposażono w czapkę z daszkiem i koszulkę z wieżą Eiffla. W restauracji posługiwał się on nienagannym amerykańskim akcentem. Na efekty nie trzeba było długo czekać.

W pierwszym odwiedzonym lokalu Francuz otrzymał za darmo karafę wody. Do posiłku zamówił także colę, a obsługa spytała go, czy ma być to mniejsza porcja za 6,5 euro, czy większa za 9,5 euro. Amerykanin wyboru nie dostał. Od razu podstawiono mu większy słodzony napój, a także płatną butelkę wody. Efekt? Rachunek wyższy o 9 euro, czyli ok. 38 zł.

Przymusowy napiwek w Paryżu


Jeszcze ciekawiej było w drugim z odwiedzonych lokali. Tam "amerykański turysta" usłyszał, iż serwis nie jest wliczony w cenę posiłku, dlatego mężczyzna musi dopłacić 4 euro. Do tego od razu przyniesiono mu butelkę wody za 6 euro, zamiast podać darmową karafkę. W ten sposób zagraniczny podróżny znów dopłacił. Tym razem 10 euro, czyli ok. 42 zł.

– We Francji obsługa, woda i posiłki są wliczone w podane ceny – podkreślił na łamach materiału Franck Trouet z GHR, czyli feancuskiej grupy hotelarsko-restauracyjnej. – To hańba dla zawodu. Nie można choćby nazwać tych ludzi kelnerami – dodał.

Niestety, ale podobne praktyki zdarzają się nie tylko w Paryżu. We Włoszech restauracje mają choćby podwójne menu. W tym anglojęzycznym ceny już na starcie są wyższe od tych w wersji po włosku. Natomiast w Egipcie polskich turystów próbują naciągać rezydenci, którzy straszą ich przed lokalnymi biurami podróży i wychodzeniem z hotelu. Wszystko po to, aby sami mogli dorobić.

Idź do oryginalnego materiału