Noc poślubna miała być najszczęśliwszym momentem w życiu kobiety. Siedziałam przed toaletką, świeża szminka jeszcze lśniła na ustach, gdy za oknem cichły ostatnie dźwięki weselnych bębnów. Rodzina mojego męża udała się na spoczynek. Komnata młodych tonęła w złocistych światłach i czerwonych jedwabnych wstęgach, ale moje serce ściskał niepokój. Coś było nie tak.
Cichutkie pukanie do drzwi zmroziło mi krew w żyłach. Kto mógł przychodzić o tej porze? Otworzyłam niepewnie, a w szczelinie ujrzałam przerażone oczy naszej długoletniej służącej, Heleny. Szepnęła drżącym głosem:
jeżeli chcesz żyć, przebierz się i uciekaj tylnym wyjściem. Natychmiast. Zanim będzie za późno.
Zamarłam. Serce waliło jak oszalałe. Zanim zdołałam zareagować, Helena rozszerzyła oczy, nakazując milczenie. To nie był żart. Pierwotny strach ścisnął mnie za gardło, a dłonie zaczęły drżeć, gdy kurczowo chwyciłam suknię ślubną. W tej samej chwili usłyszałam ciężkie kroki męża zbliżające się do drzwi.
Miałam chwilę, by wybrać: zostać lub uciekać.
Szybko wciągnęłam zwykłe ubranie, wcisnęłam suknię pod łóżko i wysunęłam się w ciemność, w stronę tylnego wyjścia. Wąska uliczka owiała mnie lodowatym powietrzem. Helena otworzyła stare drewniane wrota i popchnęła mnie, bym biegła. Nie odważyłam się obejrzeć, słysząc tylko jej szept:
Biegnij prosto, nie oglądaj się. Ktoś na ciebie czeka.
Pędziłam, jakby mi serce miało eksplodować. Pod przygaszoną latarnią stał motor, a na nim mężczyzna w średnim wieku. Wciągnął mnie na siedzenie i ruszyliśmy w ciemność. Trzymałam się go kurczowo, a łzy spływały mi po twarzy bez opamiętania.
Po niemal godzinie krętych dróg zatrzymaliśmy się przed małym domkiem na obrzeżach miasta. Mężczyzna wprowadził mnie do środka, mówiąc cicho:
Zostaniesz tu na razie. Jesteś bezpieczna.
Opuściłam się na krzesło, wyczerpana. W głowie kłębiły się pytania: Dlaczego Helena mnie ocaliła? Co się naprawdę dzieje? Kim był mąż, którego właśnie poślubiłam?
Na zewnątrz panowała cisza, ale we mnie szalała burza.
Nie spałam tej nocy. Każdy odgłos przejeżdżającego samochodu, każde szczeknięcie psa w oddali wyrywało mnie z letargu. Mężczyzna, który mnie tu przywiózł, palił papierosa na ganku, a blask żaru oświetlał jego surową twarz. Nie pytałam o nic, widząc w jego oczach tylko litość i czujność.
O świcie pojawiła się Helena. Padłam przed nią na kolana, dziękując przez łzy. Ale ona uniosła mnie, mówiąc ochryple:
Musisz poznać prawdę. Tylko wtedy się uratujesz.
Prawda okazała się gorsza, niż sądziłam. Rodzina mojego męża kryła mroczne sekrety podejrzane interesy, długi, a moje małżeństwo było tylko transakcją. Wybrano mnie na synową, by spłacić zobowiązania.
Helena wyznała, iż mój nowy mąż miał historię przemocy i problem z narkotykami. Dwa lata wcześniej w tym samym domu zginęła młoda dziewczyna, ale wpływowa rodzina zatuszowała sprawę. Od tamtej pory wszyscy żyli w strachu. Gdybym została tamtej nocy, mogłabym być następna.
Każde jej słowo przeszywało mnie jak nóż. Przypomniałam sobie jego złowrogie spojrzenie podczas wesela, bolesny uścisk dłoni, gdy żegnał się z gośćmi. To, co brałam za zwykłe zdenerwowanie, było ostrzeżeniem.
Nieznajomy okazało się, iż to daleki siostrzeniec Heleny przerwał:
Musisz natychmiast stąd zniknąć. Nigdy nie wracaj. Będą cię szukać, a im dłużej zwlekasz, tym większe niebezpieczeństwo.
Ale gdzie miałam iść? Nie miałam pieniędzy, dokumentów. Telefon zabrali mi zaraz po ślubie, aby nic mnie nie rozpraszało. Byłam kompletnie bezradna.
Wtedy Helena wyjęła mały woreczek: kilka banknotów, stary telefon i mój dowód osobisty, który potajemnie odzyskała. Rozpłakałam się, niezdolna do słowa. Uświadomiłam sobie, iż uciekłam z pułapki, ale droga przede mną była niepewna.
Zadzwoniłam do matki. Gdy usłyszałam jej łkanie, brakowało mi słów. Ale Helena dała mi znak, bym mówiła półprawdę, nie zdradzając miejsca pobytu. Matka mogła tylko płakać i błagać, bym przeżyła, obiecując, iż znajdziemy rozwiązanie.
Przez kolejne dni ukrywałam się w tym domu, nie wychodząc na zewnątrz. Siostrzeniec przynosił jedzenie, a Helena wracała do pałacu, by nie wzbudzać podejrzeń. Żyłam jak cień, dręczona pytaniami: Dlaczego ja? Czy znajdę w sobie siłę, by walczyć, czy skończę jako wieczna zbiegła?
Pewnego popołudnia Helena wróciła z mroczną miną:
Zaczynają coś przeczuwać. Musisz zaplanować następny krok. To miejsce niedługo przestanie być bezpieczne.
Serce znów zaczęło mi walić. Zrozumiałam, iż prawdziwa walka dopiero się zaczyna.
Tej nocy Helena przyniosła druzgocące wieści: moje kruche bezpieczeństwo chwiało się w posadach. Wiedziałam, iż nie mogę uciekać w nieskończoność. jeżeli chcę naprawdę żyć, muszę się z nimi zmierzyć i uwolnić.
Powiedziałam Helenie i jej siostrzeńcowi:
Nie mogę wiecznie się chować. Im dłużej zwlekamy, tym gorzej. Chcę iść na policję.
Siostrzeniec zmarszczył brwi:
Masz jakieś dowody? Same słowa nie wystarczą. Oni przekupią każdego, a ty zostaniesz uznana za kłamczuchę.
Jego słowa przybiły mnie. Nie miałam nic poza strachem i wspomnieniami. Ale Helena szepnęła:
Znalazłam coś. Dokumenty i księgi, które pan potajemnie prowadził. Gdyby wyszły na jaw, zniszczyłyby ich. Ale zdobycie ich będzie trudne.
Opracowaliśmy ryzykowny plan. Następnej nocy Helena wróciła do pałacu, udając, iż pracuje. Tymczasem ja czekałam z siostrzeńcem, gotowa przejąć dokumenty.
Na początku wszystko szło gładko. Ale gdy Helena podawała mi teczkę przez furtkę, z cienia wyskoczył mój mąż. Warknął:
Co ty wyprawiasz?!
Z








