Dzisiaj postanowiłam, iż już dłużej tego nie zniosę. Nie rozumiem, dlaczego Krzysiek tak się do mnie odnosi czyżby przestał mnie kochać? Wczoraj znów wrócił późno w nocy i położył się spać w salonie.
Rano, gdy wyszedł na śniadanie, usiadłam naprzeciwko niego.
Krzysiu, możesz mi powiedzieć, o co chodzi?
Coś ci się nie podoba?
Pił kawę i unikał mojego wzroku.
Od kiedy urodzili się chłopcy, bardzo się zmieniłeś.
Nie zauważyłem.
Krzysiu, żyjemy jak sąsiedzi od dwóch lat. To chyba zauważyłeś?
Posłuchaj, a czego ty chcesz? W domu ciągle rozrzucone zabawki, śmierdzi jakąś mleczną kaszką, dzieci wrzeszczą Myślisz, iż to komuś się podoba?
Krzysiu, ale to twoje dzieci!
Zerwał się nerowo i zaczął chodzić po kuchni.
Wszystkie normalne żony rodzą jedno normalne dziecko. Żeby spokojnie bawiło się w kącie i nie przeszkadzało. A ty od razu dwoje! Mama mnie ostrzegała, ale nie słuchałem takie jak ty tylko potrafią się rozmnażać!
Jakie takie, Krzysiu?
Bez celu w życiu.
Ale to ty kazałeś mi rzucić studia, bo chciałeś, żebym poświęciła się rodzinie!
Usiadłam. Po chwili milczenia dodałam:
Myślę, iż powinniśmy się rozwieść.
Zastanowił się i odpowiedział:
Tylko za. Tylko warunek nie składaj pozwu o alimenty. Sam ci będę dawał pieniądze.
Odwrócił się i wyszedł z kuchni. Powinnam się rozpłakać, ale wtedy z pokoju dziecięcego dobiegł hałas. Bliźniaki się obudziły i domagały się mojej uwagi.
* * *
Po tygodniu spakowałam rzeczy, zabrałam chłopców i wyszłam. Miałam duży pokój w mieszkaniu komunalnym, który odziedziczyłam po babci. Wszyscy współlokatorzy byli nowi, więc postanowiłam się z nimi zaznajomić.
Z jednej strony mieszkał ponury, choć jeszcze nie stary, mężczyzna, z drugiej energiczna kobieta po sześćdziesiątce. Najpierw zapukałam do mężczyzny:
Dzień dobry! Jestem nową sąsiadką, chciałam się przedstawić. Kupiłam ciasto, może pan przyjdzie do kuchni na herbatę?
Starałam się uśmiechać. Mężczyzna obrzucił mnie spojrzeniem, po czym burknął:
Nie jem słodyczy. I zatrzasnął drzwi przed moim nosem.
Wzruszyłam ramionami i poszłam do Zofii Ignatowej. Ta zgodziła się na herbatę, ale tylko po to, by wygłosić przemowę.
A więc tak! Odpoczywam w dzień, bo wieczorami oglądam seriale. Mam nadzieję, iż twoje dzieci nie będą mi przeszkadzać wrzaskami. I proszę, nie pozwalaj im biegać po korytarzu! Niech niczego nie dotykają, nie brudzą i nie psują!
Mówiła długo, a ja z goryczą myślałam, iż życie tutaj będzie niełatwe.
* * *
Wysłałam chłopców do przedszkola, a sama zatrudniłam się tam jako pomoc nauczycielki. To było wygodne pracowałam do samego odbioru Janka i Staszka. Płacili grosze, ale przecież Krzysiek obiecał pomagać.
Przez pierwsze trzy miesiące, gdy trwała procedura rozwodowa, rzeczywiście przysyłał pieniądze. Ale po rozwodzie minęło już tyle samo czasu, a od niego nie było nic. Dwa miesiące nie płaciłam czynszu.
Stosunki z Zofią Ignatową pogarszały się z każdym dniem. Pewnego wieczoru, gdy karmiłam na kuchni chłopców, weszła sąsiadka w atłasowym szlafroku.
Kochanie, mam nadzieje, iż rozwiązałaś swoje problemy finansowe? Nie chciałabym zostać bez prądu czy gazu przez ciebie.
Westchnęłam.
Nie, jeszcze nie. Jutro pojadę do byłego męża całkiem zapomniał o dzieciach.
Zofia Ignatowa podeszła do stołu.
Ciągle karmisz ich makaronem Wiesz, iż jesteś złą matką?
Jestem dobrą matką! A tobie radziłabym nie wtrącać nosa tam, gdzie nie trzeba, bo można go stracić!
Co się wtedy zaczęło! Zofia wrzeszczała tak, iż aż uszy bolały. Na hałas wyszedł z pokoju sąsiad z drugiej strony Bogdan. Słuchał przez chwilę, jak Zofia wyzywa mnie, chłopców i cały świat, po czym odwrócił się i zniknął w swoim pokoju. Wrócił po minutce. Rzucił na stół przed Zofią pieniądze i powiedział:
Uspokój się. Masz na czynsz.
Kobieta zamilkła, ale gdy Bogdan zniknął, syknęła do mnie:
Pożałujesz tego!
Zignorowałam te słowa. Okazało się to błędem.
Następnego dnia pojechałam do Krzyśka. Wysłuchał mnie i stwierdził:
Mam teraz trudny okres, nie mogę ci nic dać.
Krzysiu, żartujesz? Muszę czymś nakarmić dzieci.
To karm, nie bronię.
Złożę pozew o alimenty.
Proszę bardzo, oficjalnie zarabiam tyle, iż dostaniesz grosze. I postaraj się więcej nie zawracać mi głowy!
Wracałam do domu, płacząc. Do wypłaty tydzień, a pieniędzy prawie nie ma. Ale w domu czekała na mnie kolejna niespodzianka dzielnicowy. Zofia napisała na mnie donos. Twierdziła, iż grożę jej życiu, a moje dzieci są głodne i zaniedbane.
Godzinę przesłuchiwał mnie dzielnicowy, a na koniec oznajmił:
Muszę powiadomić opiekę społeczną.
Proszę pana, o czym?! Nie zrobiłam nic złego!
Takie są procedury. Jest sygnał, trzeba go sprawdzić.
Wieczorem Zofia znów przyszła do kuchni.
Słuchaj, kochanie, jeżeli twoje dzieci jeszcze raz zakłócą mój spokój w dzień, natychmiast zgłoszę to do opieki społecznej!
Co pani robi?! To dzieci! Nie mogą całego dnia siedzieć w miejscu!
Gdybyś je odpowiednio karmiła, to chciałyby spać, a nie biegać!