Przez miłość
– Pani, może wie, gdzie jest ulica Kościuszki? Kręcę się w kółko, nikt nie zna.
Przed Kasią stał przystojny chłopak z dużą czarną torbą na ramieniu.
– To taki sposób na poznanie dziewczyny? – spytała.
– Nazywam się Bartek. A pani?
– Kinga – uśmiechnęła się Kasia i ruszyła dalej, ale chłopak dogonił ją.
– Serio szukam tej ulicy. Kolega zaprosił mnie na wesele, a ja zupełnie nie znam miasta.
Kasia dopiero teraz zauważyła, iż ma na sobie koszulę w kratę, luźne spodnie, a nie obcisłe, jak teraz modnie. I torbę podróżną. Widać, iż przyjezdny.
– Proszę iść prosto tą ulicą, na światłach skręcić w prawo w zakręt. To będzie ulica Kościuszki – powiedziała, złagodniawszy.
– Dzięki. – Bartek szeroko się uśmiechnął, a jego twarz rozpromieniła się. – Więc jednak, jak pani naprawdę na imię?
– A pan?
– Mama kocha Mickiewicza, więc nazwała mnie Bartkiem. Lepiej niż Mieszko, prawda? – Roześmiał się własnego żartu.
Kasia nigdy nie słyszała, żeby chłopacy śmiali się tak pięknie, szczerze, od serca.
– Nie wiem, czy moja mama kocha Mickiewicza, ale dała mi na imię Kasia. – Kasia też się zaśmiała.
– A może pójdziesz ze mną jutro na to wesele? Kolega się żeni. A ja tutaj nikogo nie znam. – Patrzył na nią pełen nadziei.
Zdezorientowała się. Chłopak wydawał się szczery, sympatyczny.
– Przepraszam, mam jutro egzamin, muszę się uczyć. – Znów próbowała odejść.
– Daj mi numer telefonu, a odejdę. Jak inaczej mam ci powiedzieć, o której jest wesele?
– Czy ja powiedziałam, iż pójdę z tobą? – zdziwiła się Kasia.
– Nie, ale… StudKasia spojrzała mu głęboko w oczy, wzięła głęboki oddech i wyszeptała: „Dobrze, pójdę z tobą na to wesele, ale tylko pod warunkiem, iż obiecasz mi jedną rzecz – iż zawsze będziesz tak samo szczery jak dziś”.