W gabinecie słyszę "on z profilu wygląda tak" albo "przytyło jej się". Psycholożka wymienia powody rozstań

kobieta.gazeta.pl 8 godzin temu
Zdjęcie: Bricolage/Shutterstock


Jesienią w mediach pojawiają się informacje o kolejnych rozstaniach celebrytów. Jak poradzić sobie z kryzysem w relacji? - Bardzo trudne są przypadki, kiedy nie ma tej bliskości emocjonalnej ani fizycznej. Partnerzy nie spędzają ze sobą czasu, irytują się na siebie, nie potrafią się ze sobą komunikować. W gabinecie słyszę: "Od dłuższego czasu czuję się samotna w tej relacji". Bycie ze sobą jest powierzchowne, między partnerami jest dystans - opowiada Jagoda Bzowy, psycholożka i psychoterapeutka.
Klaudia Kolasa, gazeta.pl: Nie masz wrażenia, iż w dzisiejszych czasach związki mają termin ważności? Tej jesieni obserwujemy falę rozstań wśród celebrytów, ale pewnie też każdy z nas może znaleźć przykłady tej tezy w najbliższym otoczeniu. Często ludziom łatwiej jest się rozejść niż pracować nad związkiem. To wina czasów?
Jagoda Bzowy, psycholożka, psychoterapeutka: Współczesne związki bardziej podlegają wpływom natychmiastowej gratyfikacji. Nauczyliśmy się, iż w relacji wszystko powinno być tak, jak sobie wyobrażamy. Mamy media społecznościowe czy aplikacje randkowe, więc wydaje nam się, iż miłość jest na wyciągnięcie ręki. Może pojawić się przekonanie, iż całkiem łatwo jest znaleźć kogoś, kto bardziej nas zrozumie i zaspokoi nasze potrzeby. Zamiast pracować nad tym, co się ma, ludzie myślą: "Jeśli ten związek nie spełnia moich standardów, mogę ułożyć sobie życie z kimś innym".


REKLAMA


Zobacz wideo Tajemnice Kasi i Jacka. "Nigdy czegoś takiego nie robiliśmy". Kwiat Jabłoni w "Ja wysiadam" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]


Tylko iż jeżeli w kolejną relację nie włożymy pracy, to nowy książę po czasie też może okazać się żabą.
Dokładnie. Najczęściej okazuje się, iż druga osoba też ma swój zestaw lepszych i słabszych stron. Poza tym w dzisiejszych czasach rozwody są bardziej akceptowane niż kilkadziesiąt lat temu. Kiedyś to było tabu. Ludzie mieli ze sobą być - tak było ustalone i koniec. Teraz jesteśmy bardziej skupieni na samorealizacji, na indywidualizmie. To jest bardzo widoczne.
Zmieniła się też sytuacja kobiet. Kiedyś mówiło się o nas jako o strażniczkach domowego ogniska. Dziś jest wiele kobiet, które dążą do samorealizacji, chcą żyć na własnych zasadach. No i pytanie, jak to wpłynie na ich związki. Myślę, iż sporą rolę w dzisiejszych czasach mają też mediach społecznościowych, które kreują wizję idealnych związków.
No właśnie. Patrzymy na media społecznościowe i widzimy wzorową parę jak np. Agnieszka Kaczorowska i Maciej Pela. Na zdjęciach zakochani, czuli dla siebie, idealni rodzice i partnerzy. Myślimy: "U nas też tak powinno być". A potem okazuje się, iż wcale ten związek nie był idealny, bo ogłaszają rozstanie.
Zupełnie się zgadzam. Są też pary, które publikują romantyczne zdjęcia z wyjazdów, restauracji, różnych miejsc. To też buduje frustrację u osób, które nie mogą pozwolić sobie na taki standard życia.
Mówi się o kryzysach, które przychodzą w wieloletnich relacjach po 3 i 7 latach. Dlaczego pojawiają się one akurat w tych momentach?
Każda relacja jest inna i każda rozwija się w swoim tempie. Faktycznie ten trzeci i siódmy rok postrzegane są jako takie przełomowe. Ale zaznaczmy, iż chociaż ludzie bardzo często kojarzą kryzys z rozstaniem, to wcale te etapy nie muszą do niego prowadzić. Dużo zależy od samej dynamiki relacji i tego, jak para się dogaduje. Tego, czy jest w stanie radzić sobie z wyzwaniami.


zwykle pierwsze dwa lata związku, to czas największej i intensywnej fascynacji. Zawsze na początku, kiedy zaczynamy się z kimś spotykać, nasz mózg produkuje najwięcej związku chemicznego, który nazywamy fenyloetyloaminą. To ona jest odpowiedzialna za miłosny haj. W tym okresie mamy motylki w brzuchu, nie możemy się oderwać od myślenia o drugiej osobie. Jest najwięcej euforii między partnerami. Bardzo mocno się idealizują i wielu rzeczy nie widzą.
No i co się zaczyna dziać później? Jak to w życiu bywa, ten okres namiętności nie może trwać wiecznie. Przychodzi trzeci rok i to jest pierwszy rok, kiedy para staje w obliczu poważnych wyzwań. Wtedy ludzie zdejmują różowe okulary i zaczynają bardziej dostrzegać rzeczywiste wady partnera. Małe nawyki drugiej osoby, które kiedyś były nam obojętne i zaczynają nas irytować. Ten idealny partner staje się w naszych oczach tylko człowiekiem. W gabinecie potem słyszę: "on z profilu wygląda tak i tak", albo "przytyło jej się", albo iż on je w jakiś określony sposób, który zaczyna ją denerwować.


173317079 View Apart / Shutterstock


Zacytuję tu Osiecką: "Póki go kochałam, to tak cudownie poprawiał włosy. Naglę patrzę: Jezu, jak on głupio poprawia te włosy".
To jest najciekawszy przypadek. Wszystkie tego typu drobnostki w tym momencie mogą być bardziej dostrzegane i zauważalne. jeżeli to przetrwamy, to potem mamy syndrom siódmego roku. Po siedmiu latach nie zmienia się tylko relacja, ale zmieniamy się my jako ludzie. Mogą zmieniać się nasze priorytety, wartości, zainteresowania. To jest bardzo widoczne w pracy gabinetowej. Często słyszę: "Dla mnie kiedyś liczyło się to i to, a teraz mam inne priorytety". Dlaczego to jest takie istotne? Bo jeżeli dwie osoby chcą iść w tym samym kierunku, mają podobne wartości i chcą się rozwijać razem, to ten związek idzie do przodu. o ile jedna z osób stoi w miejscu, może pojawić się poważny, trudny do przepracowania kryzys. Para musi zdecydować, czy chcą razem budować ten związek czy podążać oddzielnymi drogami.


Czyli powinno się przez te siedem lat dbać o to, żeby podążać tą samą ścieżką?
najważniejsze jest, żeby na bieżąco się ze sobą komunikować i stwarzać sobie przestrzeń do wspólnych działań. Stawiać sobie wspólne cele. Naturalne jest to, co powiedziałaś, iż trzeba być w tym związku razem. o ile my się zmieniamy jako ludzie i nie komunikujemy tego na bieżąco, to w pewnym momencie nasze drogi mogą się rozejść. Kryzys to jest taki naturalny etap i żaden związek nie jest skazany na rozpad. Kiedy widzimy sygnały alarmowe, trzeba siąść razem do stołu i szukać wspólnych rozwiązać. Myśleć o kompromisach.
Jakie rozpoznać te sygnały?
Badania Johna Gottmana pokazują, iż do kryzysu czy choćby rozstania mogą prowadzić negatywne wzorce komunikacji, czyli krytyka, pogarda, defensywność, wycofanie. Wyobraź sobie dwie osoby, z których jedna ma tendencję do częstego krytykowania. Zamiast powiedzieć partnerowi: "Jestem zła, iż nie pozmywałeś naczyń", bardzo często mówi: "Nigdy nic nie robisz w domu. Jesteś leniwy i nieodpowiedzialny". Czy to sprawi, iż te osoby się do siebie zbliżą? No nie.
Kolejny czynnik to pogarda. Przykład? Jeden z partnerów mówi: "Miałeś coś kupić w sklepie. Naprawdę nie potrafisz zrobić zakupów? Nie można w ogóle na ciebie liczyć. Jesteś beznadziejny". Trzeci z tych czynników, czyli defensywność, to takie nasze odwracanie kota ogonem. Partner mówi: "Nie wyniosłeś śmieci". A ta osoba: "Słuchaj, a ty to zawsze się mnie czepiasz. Nie zauważasz, ile rzeczy robię. O co ci chodzi?". Jeszcze jest ostatni punkt, czyli wycofanie się. Jedna osoba chce porozmawiać, a druga przestaje się odzywać, zachowuje się, jakby nie słyszała. Milczy, ignoruje, może wyjść z pokoju. To są takie punkty, które mogą bardzo mocno wpłynąć na to, iż relacja finalnie się rozpadnie.


A dogryzanie i podważanie autorytetu? Bo przecież obserwujemy te pary, które na początku wydają się dla siebie stworzone, a po latach pojawia się między nimi coraz więcej złośliwości.
Mamy w psychologii trójczynnikową teorię miłości Roberta Sternberga. Miłość składa się według niego z trzech czynników: namiętności, miłości i zaangażowania. o ile para nie rozwija intymności emocjonalnej i zaangażowania, to będzie prowadziło do wzajemnej frustracji i pretensji, czyli do tego dogryzania. Na samej namiętności nie jesteśmy w stanie zbudować związku. Tarcia i różnice w zakresie komunikacji powodują, iż ludzie zaczynają sobie dogryzać.


Często, gdy jedna osoba jest bardziej unikająca i ma tendencję do zamiatania dużych rzeczy pod dywan, a druga bardziej pełna ekspresji i ma chęć przegadywania różnych tematów, ale tego nie konfrontują, to pogłębiają się między nimi różnice i prowadzi to do dużych eskalacji.
Kolejny też taki czynnik, który powoduje tarcia między partnerami, to rutyna. Ona może być dobra, ale nie musi. Wyobraź sobie, iż mamy dwóch partnerów i na początku było wszystko okej, bo byli w fazie idealizacji, natomiast jedno z nich jest bardziej aktywne i lubi działać, a drugie ceni sobie małe codzienne czynności i działa bardziej schematycznie - te dwie osoby mogą mieć coraz więcej zgrzytów ustalając plan działania. Jedno może chcieć częściej wychodzić a drugie może chcieć częściej spędzać czas w domu. Jedna osoba może chcieć, żeby randki były powtarzalne, a druga może oczekiwać odmienności.
Jeszcze pojawia się kwestia braku czasu. Ona też wpływa na to, iż ludzie są dla siebie później uszczypliwi. Bo jeżeli przestajemy angażować się w relację i wygląda to tak, iż ustaliliśmy, iż jesteśmy w związku, ale nie mamy wspólnej przestrzeni i się nie rozwijamy, to w efekcie się od siebie oddalamy.
Rozpoznaliśmy sygnały i co dalej?
Warto usiąść sobie i zobaczyć, na ile dwie osoby są chętne, żeby pracować nad tym problemem. o ile nie jesteśmy w stanie znaleźć punktu porozumienia i dogadać się we dwoje, to dobrze jest zgłosić się na terapię partnerską i przy udziale psychoterapeuty pracować nad rozwiązaniem problemu.


Trzeba zacząć pracować nad tym, żeby stworzyć sobie wspólną przestrzeń do działania. Osoby, które dochodzą już do ściany, zauważają, iż nie było w ich relacji przez dłuższy czas bliskości emocjonalnej ani fizycznej. Chodzi o to, żeby zacząć drugiej osobie opowiadać, co się u nas dzieje. Ludzie często są w związku, ale kilka o sobie wiedzą. To jest jest bardzo ciekawe.
Istotne jest też to, żeby zastanowić się, o co się kłócimy z partnerem. Bardzo często bywają to drobnostki: iż ktoś nie sprząta, ktoś nie wynosi śmieci. Tak naprawdę pod powierzchnią kryje się o wiele więcej. Może nie czujemy się dostrzeżeni przez partnera, nie czujemy się dla niego ważni i przez to w podświadomości irytujemy się drobnymi rzeczami?
A w jakich sytuacjach próba ratowania związku może nie przynieść efektu?
Bardzo trudne są przypadki, kiedy nie ma tej bliskości emocjonalnej ani fizycznej. Partnerzy nie spędzają ze sobą czasu, irytują się na siebie, nie potrafią się ze sobą komunikować. W gabinecie słyszę: "Od dłuższego czasu czuję się samotna w tej relacji". Bycie ze sobą jest powierzchowne, między partnerami jest dystans. No i najważniejsze: pojawiają się fantazje o rozstaniu. Sporo osób zgłasza mi, iż w myślach wizualizuje sobie życie bez drugiej połówki. Kiedy ta myśl staje się bardziej atrakcyjna niż perspektywa naprawy, to możemy mówić o poważnym zagrożeniu.
Jaką lekcję można wyciągnąć z kryzysu?
Kiedy ludzie nie rozmawiają przez długi czas i muszą wyciągnąć na wierzch pewne rzeczy, to są w stanie bardziej się do siebie zbliżyć. To jest bardzo istotne. Dzięki takiemu kryzysowi ludzie są w stanie bardziej się poznać. Są w stanie zacząć spędzać ze sobą czas i ustalić reguły funkcjonowania w związku. Wspólne bycie nabiera nowej jakości. Ja w trakcie terapii bardzo często słyszę: My się oddaliliśmy od siebie, ale przez to, iż teraz zaczęliśmy mówić o trudnych tematach, nie boimy się ich poruszać. Zobaczyliśmy, iż to nie musi prowadzić do końca związku i jesteśmy ze sobą bliżej niż byliśmy wcześniej.


To jeszcze na koniec poproszę o przepis na udany związek. Jakie praktyki warto wprowadzić do swojej codzienności, żeby budować bliskość i wzmacniać relację z partnerem?
Po pierwsze: wyrażanie wdzięczności. Przypomniał mi się taki przykład z terapii partnerskiej: jedna z osób miała bardzo dużo zastrzeżeń, natomiast kilka mówiła o tym, co jest dobre. Chodzi o to, żeby doceniać się nawzajem za drobne gesty, np. iż ktoś nam przygotował herbatę. Powiedzieć "dziękuję", uśmiechnąć się.
Po drugie: nie zaniedbywać rozmów. Żeby one nie ograniczały się do codziennych obowiązków. Mamy tworzyć relację opartą na bliskości, a nie dobrze prosperującą firmę. Kiedy ja pytam w gabinecie, czy ludzie spędzają razem czas, to oni mówią, iż tak. - W jaki sposób? - dopytuję. Mówią, iż rano rozmawiali chwilę przed pracą. Uwaga: to nie jest wspólny czas. Wspólny czas to wyjście gdzieś razem, planowanie wspólnej aktywności.
Poza tym ważne jest, żeby cały czas pracować nad intymnością emocjonalną. Dzielić się obawami, marzeniami, refleksjami. I na bieżąco rozwiązywać konflikty. Te małe rzeczy się zbierają i wybuchają po czasie. Nie wolno odkładać problemów na później.
Dodatkowo, istotne jest ustalanie wspólnych celów. Planowanie przyszłości. Wtedy dwie osoby czują się bliżej siebie. Drobne gesty: przytulanie się, głaskanie, pocałunki. To wcale nie musi dążyć do zbliżenia seksualnego, tylko budować bliskość. A i jeszcze jedna rzecz - wprowadzanie nowości. Należy dostarczać sobie stymulacji, czyli robić rzeczy, które będą inne aniżeli na co dzień. To też wprowadza nowe emocje, które łączą partnerów i pozwala ludziom na złapanie powiewu świeżości.
Idź do oryginalnego materiału