Urodziłam się w 1989 r., a to oznacza, iż jestem milenialsem z krwi i kości. Moje dzieciństwo to bloki z wielkiej płyty, mierzenie jeansów na kartonach na bazarku, żelki misie przywożone z Niemiec i szampan Piccolo pity z kryształowych kieliszków na imprezach rodzinnych. Naśladowaliśmy dorosłych, którzy w pokoju obok wychylali swoje trunki, przy każdym toaście mówiąc coraz szybciej i głośniej. Dorastaliśmy w przekonaniu, iż jeżeli jest impreza, to musi być alkohol. Aż w końcu przyszło nowe pokolenie, które próbuje nam pokazać, iż się mylimy. I wyciąga do nas — zatopionych w alkoholu — rękę.