Nie wiem jak ja wymyśliłam ten cholerny buraczkowy, chyba mi coś na mózg padło, ja pitole, co to za kolor cholerny!
Namęczyłam się ogromnie, bo granat przebija oczywiscie, a kolor wyszedł jak tapicerki krzeseł ze skaju z lat 60-tych. Takich, jakie miała pani pedagog w seledynowym gabinecie i kiedy się wchodziło te krzesła z tym seledynem się gryzły, iż patrzeć się nie dało, a co dopiero usiąść. To jeszcze pierwsza warstwa, będzie mniej plam, ale nie będzie łatwo 😂😂😂
Tak jakby zapomniałam, iż mam żółte okna😁 Cytrynowe drzwi też nie dodają urody buraczkom.
W dodatku jutro przylatuje bratowa z dzieciakami, ja to się lubię urządzić.