W dniu mojej wesela otrzymałam wiadomość od syna szefa: „Jesteś zwolniona. Szczęśliwego dnia ślubu!”

newskey24.com 2 dni temu

Drogi Dzienniku,

W dniu mojego ślubu otrzymałam wiadomość od syna szefa: Jesteś zwolniona. Szczęśliwego dnia ślubu. Pokazałam ją mężowi, a on jedynie się uśmiechnął. Trzy godziny później miałam 108 nieodebranych połączeń.

Jesteś zwolniona. Przyjmij to jako mój prezent ślubny. te słowa paliły się na ekranie telefonu, gdy stałam w białej sukni z bukietem w ręku. Właśnie przed chwilą powiedziałam tak. A teraz to wszystko.

Syn szefa, człowiek, który w ostatnich trzech miesiącach zamienił moją pracę w koszmar, wybrał właśnie dziś, w dzień mojego ślubu, by zwolnić mnie krótką wiadomością. Pokazałam tekst Krzysztoforowi, nowemu mężowi. Nie zdenerwował się, nie oburzył. Po prostu uśmiechnął się spokojnie, złapał mnie za ręce i szepnął:

Sprawdź później wiadomości. Dziś jest nasz dzień.

Nie rozumiałam, jak może być tak spokojny. Właśnie straciłam pracę jako główna menedżerka projektów w najważniejszym biurze architektonicznym w Warszawie. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, iż mu zaufałam. Wyłączyłam telefon i wyszliśmy z kościoła pod podmuch różowych płatków i oklasków.

Trzy godziny później, kiedy tańczyliśmy nasz pierwszy taniec, druhna podbiegła, blada:

Grażyno, telefon nie przestaje dzwonić. Masz sto osiem nieodebranych połączeń.

Na ekranie były telefony z biura, kolegów i siedemnaście z jednego znajomego numeru: właściciela firmy, ojca tego, który mnie zwolnił. Wtedy zrozumiałam to nie było zwykłe zwolnienie. To był początek czegoś znacznie większego.

Przed burzą
Nazywam się Grażyna Kowalska. Do tego momentu byłam sercem Studio Projektowe Słonecznik. Byłam znana jako baza danych pamiętałam każdy projekt, każdy termin, każdą zmianę. Właściciel firmy, pan Łukasz Nowak, zatrudnił mnie dwa lata temu, by wprowadzić porządek w zarządzaniu projektami. Stworzyłam własny system skomplikowany, nowoczesny, tak efektywny, iż skrócił czas realizacji o 30%. Łukasz twierdził, iż jestem najlepszą inwestycją w historii firmy.

Potem przyszedł jego syn, Aleksander. Po częściowym przejściu na emeryturę ojca, Aleksander stał się moim bezpośrednim przełożonym. I wszystko się zmieniło. Gdy ojciec szukał mojej opinii, Aleksander go ignorował. Gdy on mnie chwalił, Aleksander kradł moje pomysły i przedstawiał je jako własne. Anulował szkolenia, które organizowałam, nazywając je zbytecznym wydatkiem.

W tym czasie pojawił się Krzysztof człowiek z wydziału miejskiego pozwolenia na budowę. Spokojny, wyważony, inteligentny. Zaczęliśmy od rozmów służbowych, potem kawa, potem kolacja. Stał się moją przystanią w świecie, który się walił.

Wiadomość
Siedziałam w pokoju panieńskim i słuchałam wiadomości głosowych od pana Łukasza. Jego głos drżał:

Grażyno, zadzwoń natychmiast. Aleksander nie ma prawa cię zwalniać. Mamy problem. Nikt nie może dostać się do twojego systemu. Termin do poniedziałku bez ciebie jesteśmy zablokowani.

Kolejne sześć wiadomości, każda bardziej rozpacząca niż poprzednia:

Proszę, pomóż nam. Aleksander nie zna hasła. Nikt nie może znaleźć aktualnych rysunków.

Stojąc w sukni, otoczona blaskiem i kwiatami, zdałam sobie sprawę: władza była we mnie. System, który stworzyłam, nie działał bez mojej ręki. Aleksander właśnie zablokował wszystkie szkolenia, które miały przygotować zespół.

Wtedy Krzysztof wszedł cicho:

Muszę ci coś powiedzieć rzekł poważnie. Projekty, które Aleksander przedkładał urzędowi, są sfabrykowane. Usuwa elementy zabezpieczające, podmieniał materiały na tańsze, zmieniał rysunki po zatwierdzeniu.

To przestępstwo wyszeptałam.

Wiem. Mam wszystkie dowody. Miałem je zgłosić za tydzień.

Spojrzałam na niego i w końcu zrozumiałam, dlaczego był tak spokojny. To nie była katastrofa. To było wyzwolenie.

Co robimy?

Nic. Nie dziś. Dziś będziemy tańczyć. Jutro jedziemy do Szwajcarii. A potem zmienimy zasady gry.

Władza milczenia
Podczas miesięcznego okresu miodowego telefon nie przestawał dzwonić. Pan Łukasz zostawiał coraz bardziej rozpaczliwe wiadomości, proponował podwójną pensję, udział w spółce, błagał, by wróciła. Usuwałam je po jednej. To już nie była kwestia pieniędzy. To była kwestia szacunku.

Kiedy wróciliśmy do domu, Krzysztof zaproponował:

W urzędzie jest wolne stanowisko konsultanta. Szukają kogoś, kto zna architekturę i potrafi tworzyć nowe standardy weryfikacji.

Czy mogę założyć własną firmę konsultingową, a was mieć jako pierwszego klienta? zapytałam.

Dokładnie. Zbuduj system, który wyłapie takie oszustwa jak te Aleksandra.

Pomysł rozświetlił we mnie iskrę. Do końca lotu miałam gotowy biznesplan. Trzy dni później zarejestrowałam Precision Protocol Consulting.

Rozliczenie
Po kilku minutach zadzwonił telefon.

Grażyno! to był pan Łukasz. Proszę, wróć. Zapłacę, ile tylko zechcesz!

Przykro mi, ale już nie pracuję dla pana odpowiedziałam spokojnie. Założyłam własną firmę. Pierwszym klientem jest miasto.

Zamilkł. Zrozumiał, co to oznacza. Gdybym współpracowała z urzędem, gwałtownie odkryłaby wszystkie nielegalne zmiany syna.

Grażyno, proszę. On żałuje. Naprawmy sytuację.

Niektóre mosty, raz spalone, nie odbuduje się ich już.

Zamknęłam rozmowę.

Rok później
Mój biznes kwitł. Współpracowałam z kilkoma gminami. Firma Łukasza była pod śledztwem. Aleksander stracił licencję. Renoma Słonecznika rozpadła się w ciągu miesiąca.

Rok później dostałam list. Stary, gruby papier.

Niektóre długi nie da się spłacić, ale przyznanie się to początek odkupienia

To było zaproszenie na spotkanie, aby omówić konsultację. Gdy wszedłam do znanej sali, Aleksander siedział przy ojcu, bez zarozumiałego uśmiechu pokorny, upokorzony.

Muszę cię przeprosić powiedział cicho. Zachowałem się okropnie. Wiem o tym.

Ojciec podał mu teczkę nowe protokoły i ofertę umowy. Aleksander wyciągnął kopertę i pendrive.

To czek za kwotę twojego wesela rzekł. I kopia systemu, który stworzyłeś. Bez ciebie nigdy nie działałby prawidłowo. Należy do ciebie.

Spojrzałam na nich i pojąłam: prawdziwa zemsta nie wymaga działania. Czasem wystarczy przetrwać i odnieść sukces.

Rozważę ofertę odparłam. Ale honorarium będzie trzykrotne, płatne z góry. I jedno warunek Aleksander weźmie udział we wszystkich moich szkoleniach, aż do ostatniego testu.

Zbladł, ale skinął głową.

Na wyjściu odwróciłam się:

Czeku nie potrzebuję. Największy prezent to fakt, iż twój syn w końcu zrozumiał wartość uczciwości.

Prawdziwa siła nie tkwi w zniszczeniu. Leży w wyborze, by nie niszczyć, gdy można. Nie zniszczyłam ich. Zbudowałam świat, w którym muszą wspiąć się, by mnie dogonić. I to była moja zwycięska.

Idź do oryginalnego materiału