Dzisiaj miałam nieprzyjemność usłyszeć kolejne żądania od mojej synowej.
Nino, dzisiaj o szóstej jest wywiadówka Igora. Musisz iść do szkoły, bo my z Arturem nie zdążymy. Żebyś nie zapomniała, zadzwonię około piątej i przypomnę oznajmiła Kasia, stojąc w przedpokoju i poprawiając makież.
Kasiu, może jednak ty pójdziesz? Słuch mam już nie najlepszy. Tam tylu rodziców, wszyscy coś proponują, a ja tylko się denerwuję odpowiedziałam, wychodząc z pokoju.
Nino, no przecież wiesz, iż Artur pracuje do nocy, a ja mam raporty do oddania. Siedzisz w domu i tak! Zawsze to samo syknęła zirytowana Kasia.
Kasiu, nie siedzę tu bezczynnie. Sprzątam, robię zakupy, gotuję obiad dla Igora… A mam już przecież sześćdziesiąt siedem lat upierałam się.
Widzę, iż od rana masz ochotę na awanturę. Będziesz mi wypominać, iż gotujesz zupę wnukowi? To twój jedyny wnuk, na marginesie! Artur, dlaczego nic nie mówisz? Powiedz coś! Kasia była już wściekła.
Mamo, no posiedź po prostu, posłuchaj. Jak będą zbierać pieniądze, od razu daj znać, przeleję. O co ta cała dyskusja? Artur, jak zwykle, odpowiedział spokojnie.
I tak nie pójdę. Mam swoje plany powiedziałam cicho.
No to zajmij się swoimi planami! Wszyscy przyjdą rodzice, a nasz syn będzie jak sierota! Dziękuję za zepsuty humor! Kasia krzyknęła i wyszła, trzaskając drzwiami.
Właśnie, wszyscy rodzice odparłam i wróciłam do pokoju.
Artur jeszcze chwilę postał w przedpokoju, poprawił krawat przed lustrem, wziął laptopa i też wyszedł.
Wychodzę. Igor, nie spóźnij się do szkoły. po tych słowach drzwi znów się zatrzasnęły.
W mieszkaniu zapadła cisza…
Dwunastoletni Igor już się ubrał do szkoły. Kilka minut przed wyjściem postanowił spędzić przy konsoli. Siedział w słuchawkach i nie słyszał, co działo się w domu. A raczej nie chciał słyszeć…
…Ja siedziałam na swoim małym kanapie i wpatrywałam się przez okno. Przez pięć lat, które spędziłam w tym malutkim pokoju, zdążyłam poznać na pamięć widok za szybą. Róg bloku naprzeciwko, brzoza, krzaki dzikiej róży i kawałek placu zabaw wszystko to znałam aż za dobrze. Bo większość wolnego czasu spędzałam właśnie tak: siedząc i patrząc przez okno. Od dawna miałam wrażenie, iż w mieszkaniu syna pełnię rolę niańki i służącej. I tak właśnie było. A przecież kiedyś żyłam zupełnie inaczej…
…Urodziłam się w zwykłej rodzinie. Zawsze byłam skromną, grzeczną dziewczynką. Szkoła, potem studia, pierwsza praca po dyplomie. Nie zostałam w obcym mieście wróciłam do rodzinnych stron.
Znalazłam pracę w lokalnej fabryce. Tam poznałam przyszłego męża. Młody kierownik działu, Witold, od razu mi się spodobał. Ja też mu przypadłam do gustu. Po kilku miesiącach wzięliśmy ślub. Później urodził się Arturek.
Marzyłam jeszcze o córce, ale los zdecydował inaczej. Pewnego dnia do fabryki przyjechała młoda technolog z miasta. Mówili, iż ma pomóc wdrożyć nowe procesy produkcyjne. Irena, bo tak się nazywała, faktycznie wdrożyła zmiany. A przy okazji zabrała mi męża.
Początkowo wierzyłam, iż wróci. Ale Witold sam złożył pozew o rozwód, tłumacząc, iż zawsze chciał mieszkać w dużym mieście. A tu taka okazja Irena kobieta z klasą, z własnym mieszkaniem i miejską perspektywą. Jednym słowem, Witold wyjechał, zostawiając mnie z małym synem. Płacił alimenty, ale nigdy szczególnie nie interesował się życiem Artura.
Nigdy specjalnie nie narzekałam na los. Ciężko pracowałam, starałam się dać synowi wszystko, co najlepsze, wychować go na porządnego człowieka. Jedno mi się tylko nie podobało Artur odziedziczył po mnie charakter. Zbyt łagodny, uległy, zbyt dobry…
Artur dorósł, poszedł na studia. Pewnego dnia oznajmił, iż w weekend przyprowadzi do domu dziewczynę przyszłą żonę. Nie powiem, żebym się ucieszyła. Przyzwyczaiłam się do życia z synem, a teraz miałam zostać sama w małym mieszkaniu. Modliłam się, żeby Arturowi trafiła się dobra dziewczyna, żeby od początku było między nami dobrze.
W weekend, jak obiecał, przyprowadził Kasię. Nie spodobała mi się od razu. Owszem, ładna, zadbana, ale jakaś zbyt pewna siebie, zbyt żywiołowa. Wyobrażałam sobie syna z kimś spokojniejszym. Ale nie wtrącałam się. Artur był dorosły, sam powinien decydować, z kim mu będzie lepiej.
Wkrótce wzięli ślub. Mieszkali na wynajmowanym, potem kupili małe kawalerskie. Po kilku latach urodził się Igor. Gdy chłopiec miał iść do szkoły, Kasia zaczęła myśleć o większym mieszkaniu i o kimś, kto będzie się nim zajmował.
Artur, może przekonamy twoją matkę? zapytała któregoś dnia.
Do czego? nie zrozumiał od razu.
No, żeby sprzedała swoje stare mieszkanie i nasze. Kupimy trzypokojowe. Będzie miejsce dla wszystkich, a ona będzie mogła pilnować Igora. Przecież ktoś musi go odprowadzać, przyprowadzać, pilnować lekcji. Ja właśnie dostałam awans. Nie mogę ryzykować kariery. A ona i tak jest na emeryturze. Siedzi w domu i nic nie robi.
No możemy spróbować niepewnie odpowiedział Artur.
Nie podobało mi się to.
Kasiu, rozumiesz, nie chcę wam przeszkadzać. Tu, w swoim kącie, jestem gospodynią, a tam będę jak przysłowiowa piąta koł u wozu Macie swoje życie, swoje sprawy. próbowałam się tłumaczyć.
Nino, no co za bzdury! Jakie koło u wozu? Po prostu pomożesz synowi i wnukowi. Gdzie różnica? przekonywała Kasia.
Mamo, naprawdę. Będziesz miała swój pokój. I razem będzie weselej. wsparł ją Artur.
Po długich namowach w końcu się zgodziłam. Oba mieszkania sprzedały się szybko. Kasia już wcześniej znalazła nowe, trzypokojowe, po remoncie.
Kasiu, chciałabym zabrać trochę mebli. Wszystko dobre. Maszynę do szycia też. Może wyn