– Dokąd to się wybierasz? – spytała spokojnie Kinga, patrząc, jak mąż narzuca czystą koszulę.
– No, z chłopakami umówiłem się. Piwko, gadanie – odparł Krzysztof, choćby na nią nie patrząc.
– A ze mną kiedyś zamierzasz spędzić czas? – Kinga próbowała się uśmiechnąć, ale wyszło gorzko.
– No bo ty przecież wiecznie w pracy! Skąd miałem wiedzieć, iż dziś akurat wcześniej skończysz?
Pytanie niby logiczne. Tyle iż tych logicznych wymówek było już za dużo. Kinga była zmęczona. Zmęczona bycią tą, która wszystko rozumie, wybacza i płaci.
Kiedyś myślała, iż znalazła tego jedynego. Krzysztof był troskliwy, skromny, trochę młodszy – ale czy wiek ma znaczenie, gdy dusze się spotykają? Poznali się za sprawą przyjaciółek mamy, wzięli ślub, zamieszkali w jej przestronnym mieszkaniu. On pracował… byle jak. Ale jej wystarczało. Dla dwojga.
Pierwsze znaki pojawiły się po roku. Romans. Potem drugi, trzeci. Przeprosiny, łzy, obietnice. A w tle – zakupy. Konsola, komputer, nowy telefon… A teraz – samochód.
– Kinguś, no bo przecież wygodnie! Będę cię odbierał z pracy, dziecko do przedszkola woził… – marzył Krzysztof.
– Najpierw w ogóle w domu się pokazuj – odcięła. Ale nawyk wybaczania był silniejszy.
A potem był ten jeden telefon. W niedzielny poranek.
– Halo, wypuśćcie Krzysztofa! – rozległ się głos młodej dziewczyny.
– Przepraszam, kto mówi?
– My się kochamy! A wy… wy tylko przeszkadzacie!
Kinga słuchała w milczeniu.
– Pewna jesteś, iż wasze uczucie jest warte więcej niż pieniądze? – w końcu zapytała.
– Oczywiście!
– Sprawdźmy.
– Jak to?
– Zabierzcie go. Na zawsze.
Odłożyła słuchawkę i spokojnie spakowała jego rzeczy do walizki.
Po dziesięciu minutach Krzysztof wrócił. Zatrzymał się w drzwiach, wpatrując się w walizkę.
– My… gdzieś jedziemy?
– Ty – tak. Gdzie chcesz.
– O co chodzi?
– Właśnie o to. Rozwodzimy się.
– Z powodu jakiejś głupiej dziewczyny? Żartowałem, Kinga! Myśmy przecież rodzinę chcieli! Samochód!
– Tak. Teraz sama kupię samochód. Sama zrobię prawo jazdy. I dziecko – też bez ciebie, jeżeli zechcę. Dziękuję za motywację.
Próbował się kłócić. Namawiać. Manipulować. Ale Kinga była spokojna.
Rok później wysiadła ze swojego nowego auta na parkingu centrum handlowego. Prawo jazdy w kieszeni, pewne spojrzenie, lekki uśmiech. I nowa sukienka, którą tak lubił jej obecny wybranek – dojrzały, opiekuńczy, bez roszczeń.
Zauważywszy Krzysztofa w oddali, Kinga na chwilę zatrzymała wzrok.
– Kupiłaś tę samą? Ale… ja chciałem czarną.
– A ja czerwoną. I to ja ją kupiłam.
Poszła dalej, zostawiając go w cieniu. Bez słów. Bez żalu. Bez niego.
Czasem trzeba stracić coś, co wydawało się ważne, by zrozumieć, iż prawdziwa wolność zaczyna się tam, gdzie kończą się kompromisy.