Jeżeli sądziliście, iż najgłupszą teorią spiskową jest ta o płaskiej ziemi, to zapraszam do Tartarii. Rozciągającej się na cały świat cywilizacji wspaniałych, zapomnianych technologii i olśniewająco dekoracyjnych budynków, które zamieszkiwali giganci (dawne budynki mają przecież często bardzo duże drzwi), a elektryczność była rozsyłana powietrzem (z tego powodu tak często budowano kiedyś strzeliste wieże). Niestety tą fantasmagoryczną rzeczywistość zresetowała w połowie XIX wieku globalna błotna powódź.
Nigdy już nie osiągnęliśmy tego poziomu rozwoju cywilizacji. Dlatego zaczęliśmy budować modernistyczne budynki-klocki i malować kolorowe abstrakcje. Jest w tym przekonaniu zarówno estetyczny moralizm, wynikający z założenia, iż dobre to, co zdobne, jak i wiara w utracony raj, w “kiedyś to było, teraz to nie jest”. Oczywiście by nie było nam smutno z powodu tego regresu, Tajny Rząd Światowy (w skład którego wchodzą pewnie i masoni, i reptilianie) postanowił przeszłość przed nami ukryć. Jednak niestrudzeni internauci znajdują niezbite dowody w postaci fotomontaży, archiwalnych zdjęć wystaw światowych i pustych ulic, autorskich grafik i memów. Z tego koktajlu niewiedzy i przekonań rodzi się coś na kształt religijnego kultu. I może faktycznie Karol Marks miał rację mówiąc, iż religia to “opium ludu”. W końcu opioidy doskonale odłączają od rzeczywistości, teorie o “ukrytym, dawnym, lepszym kiedyś tam” to część tego samego procesu pozwalającego wytrącić się z „teraz”. Zdobyć łatwe odpowiedzi, pominąć trudne pytania. Nikt na przykład nie pyta, skąd ten błotny kataklizm, który zmiótł Tartarię. To nie ma znaczenia. To, co teraz i to, co wokół też nie. Mity okazują się ciekawsze, łatwiejsze, czystsze. Nie oblepiają tak, jak teraźniejszość. A to właśnie oblepienie się, ubrudzenie, zgodzenie na lepkość świata może okazać się faktycznie oczyszczające. Dlatego te wsteczne narracje wydają się tak nieaktualne.
W wystawie konkursowej Fundacji Grey House piątka artystów i artystek w przeciwieństwie do spiskowych zapaleńców rozgląda się jednak wokół i pozwala sobie się ubrudzić. Ich sztuka, pozornie inna, łączy się w rozszczelnieniu, w patrzeniu na innego, również nie-ludzkiego. „Ważne jest (…), by wreszcie otworzyć się na autentyczne doświadczenia spotkań z badylami, błotem, ziemią, by zauważać tych innych, których już poznaliśmy, wiedzieć, czego oni od świata potrzebują, aby żyć, jakie mają zwyczaje, a wszystko po to, by zrozumieć, jak daleko od nich zależymy — na poziomie atomowym, cielesnym. Więc podkreślam tu jednoznacznie, a myślę najprościej — zechciejmy chociaż dowiedzieć się, kto obok nas żyje.” – mówiła Joanna Rajkowska w rozmowie z Urszulą Zajączkowską adekwatnie streszczając postantropocentryczne rozumienie osadzenia człowieka w rzeczywistości. Paweł Kasprzak, Wiktoria Kieniksman, Jan Kowal, Michał Maliński i Aleksandra Olszar wydają się eksplorować różnego rodzaju błota rzeczywistości. Tworzą własne zawiesiny koloidalne zawierające mieszaninę wszelkiej maści cząstek: estetycznych, biologicznych, społecznych.
Kasprzak w pracach Pomnik upadku i Uniform w postkonceptualnym geście daje głos spauperyzowanej klasie robotniczej i przywołuje ich (nie)obecność stosami zużytych rękawic lub przeźroczystą odzieżą roboczą. Unika jednak niebezpieczeństwa przemocy symbolicznej, “pochylania się nad” zdarzającego się w partycypacyjnej lub opowiadającej o grupach wykluczonych sztuce. Sam był jednym z robotników, o których opowiada, a zamysł prezentowanej instalacji i obiektu rodził się przy taśmie produkcyjnej.
Kieniksman w Toaletce dziewczyny przemawia własnym, feministycznym głosem. Róż u niej jest ufajdany, dziewczyńskość lub kobiecość jest spoza prostych podziałów płciowych. W końcu unikatowość humanoidalnego ciała nie ma większego znaczenia, skoro paznokcie mogą wyrastać choćby ze ściany. W kunsztownym rysunku Ketamina przywołuje lek stworzony dla koni, a zażywany przez ludzi jako narkotyk. Kto go używał, wie, iż nic tak nie “rozpuszcza” fizyczności i jaźni jak ketamina, pozwalając połączyć się z każdym innym.
Kowal eksploruje swoje pochodzenie z wiejskiego interioru – bez wstydu, ale też bez folkloryzacji czy chłopamanii. W bezpretensjonalnych gestach, przywoływanych w pracach Glina i Szkic, razem z mamą na bezkresnym polu wykopuje glinę, próbując znaleźć tą najlepszą, lub składa połacie folii do kiszenia siana. Folia ta służy zresztą jako miejsce do projekcji, a po wystawie zostanie użyta zgodnie z przeznaczeniem. Z kolei w obrazie Martwię się podwójnie męskie sylwetki, źdźbła trawy i barwne mgły są równoprawnymi, przenikającymi przez siebie elementami pejzażu.
Maliński, przekraczając ramy klasycznej fotografii w foto-instalacji Sweet walk, autoironicznie portretuje własne emocje dzięki obutej, udekorowanej radosnymi i smutnymi emotikonkami stopy, która zatapia się w błocie. W tym ciasnym kadrze, zamkniętym w połyskującej zwodniczo ramie z tanich materiałów, wszystko okazuje się jednocześnie realne i nierealne. Podobnie w pełzającym foto-obiekcie Rozkoszne grabie, gdzie ujawnia powszechne symulakrum. Fotografia drewnianych słojów służy do wykonania nadruku na materiale, z którego wykonane są pluszowe „drewniane” grabie. Można je deptać lub przytulać.
Olszar w jednocześnie estetycznych i abjectalnych instalacjach miesza to, co technologiczne z tym, co naturalne. Miękkie futro dziwnego zwierza Bez tytułu okazuje się wykonane z miedzianych części elektroodpadów zebranych od znajomych, natomiast Kwietnik sam przekształca się w roślinę, którą porastają grzyboidalne twory, a jego pułki są miejscem spoczynku zgalwanizowanych w metal wylinek, owadzich trucheł i liści. W obliczu kryzysu ekologicznego artystka próbuje utrwalać naturę w jej kształcie, co okazuje się niemożliwe. Powstają jednak dzięki temu nowe formy – odbicia tego, co umierające.
W 1979 amerykańska artystka Mierle Laderman Ukeles w performansie Touch Sanitation postanawia uścisnąć rękę 8500 pracownikom i pracowniczkom służb oczyszczania Nowego Jorku (pogrążonego wtedy w ekonomicznym i „przestępczym” kryzysie ), mówiąc każdemu i każdej “dziękuję za utrzymywanie Nowego Jorku przy życiu”. W postawach prezentowanych przez piątkę artystów i artystek można wyczytać podobne zejście ze szczytu wieży i próbę budowy nowych społeczności lub przetasowanie porządków. A by to zrobić, wystarczy czasem chcieć “uścisnąć wszystkie ubłocone ręce”. choćby o ile pozbawione są człekokształtnych dłoni.