Milena od pięciu lat kontaktu z rodzicami nie ma. Czasami rozmawia z najmłodszym bratem, on gdzieś ciągle jest w dalekim świecie. Za rodziną jednak nie tęskni.
Wybrali mi choćby studia
- To akurat szczęście w całym moim nieszczęściu. Rodzice zmusili mnie, żeby studiowała medycynę, choć to nie była moja pasja – opowiada Milena. - Dzięki jednak tej decyzji, jestem samodzielna i powodzi mi się nieźle.
Sama rodziny nie założyła, nie ma dzieci. Spotyka się od kilku lat z Robertem. Ale nie myśli o małżeństwie. Tak jest jej dobrze. Nie chce żadnych obowiązków.
- To też skutek mojego dzieciństwa – mówi Milena. - Za dużo było na moich barkach. Ale to długa historia.
Zaczyna więc od początku.
- Moi rodzice byli jeszcze na studiach, gdy mama zaszła w ciążę – opowiada Milena. – To bardzo wierzący ludzie, więc ani o antykoncepcji, ani o aborcji nie było mowy. Był szybki ślub. No i urodził się mój brat z zespołem Downa. To nigdy nie był miły, kochający, trochę dziecinny, wieczny chłopiec, jak ze znanego serialu. Mój brat to ciężko chory na różne dolegliwości człowiek, który nigdy nie będzie w stanie być samodzielny. Jego życie to ciągłe cierpienie i zależność od innych ludzi. Do tego nikły kontakt z otoczeniem.
W rodzinie Mileny narodziny głęboko upośledzonego dziecka były dla wszystkich szokiem, a młodzi rodzice uświadomili sobie, iż ich syn Igor zawsze będzie wymagał stałej opieki.
- Wiem z opowieści babci, iż moja matka była dosłownie w histerii – opowiada Milena. – Na szczęście pochodziła z zamożnej rodziny, mój ojciec także, więc przynajmniej nie musieli martwić się o pieniądze. Problemem był ich syn. Ksiądz, ich przewodnik duchowy doradził i przekonał moich rodziców, aby natychmiast postarali się o drugie dziecko. No bo kto się zajmie Igorem, gdy ich zabraknie? To ja miałam być dodatkowym wsparciem przy wychowywaniu i opiece nad chorym bratem. Nie pojmuję, dlaczego nie bali się, iż znowu urodzi się dziecko z zespołem Downa? Gdy ich pytałam, to usłyszałam, iż się o to modlili i zostali wysłuchani.
Milena urodziła się dwa lata po narodzinach brata. Była zdrowa i co najbardziej ucieszyło całą rodzinę, była dziewczynką.
- Od małego byłam przyuczana do kochania braciszka i opieki nad nim – wspomina kobieta. – Rzeczywiście ja kochałam i przez cały czas kocham Igora, chociaż z nim wielkiego kontaktu nie ma. Kiedy już podrosłam, musiałam mu pomagać przy myciu, ubieraniu, poruszaniu, adekwatnie przy wszystkim, bo jak miał gorszy dzień, to choćby nie potrafił sam zjeść. Często się bał, wtedy musiałam go uspokajać, tulić, jak małe dziecko. Czasami, jak byłam już starsza, czułam się jego matką, bo większość opieki nad nim spadało na mnie.
Matka Mileny jednak skończyła studia, podjęła pracę i urodziła jeszcze jedno dziecko, też syna. Miała pomoc ze strony rodziców i pieniądze na opiekunki.
Dziecko lepszego boga
Rodzice Mileny, gdy urodził im się najmłodszy syn Patryk, byli bardzo szczęśliwi. Cieszyli się do tego stopnia, iż Milena poczuła się bardzo zazdrosna.
- Często wychodzili z małym Patrykiem w wózku i spacerowali po całym mieście, odwiedzali znajomych, rodzinę i pokazywali chłopca – mówi. – Ja wtedy musiałam zostawać w domu pilnować Igora. Gdy byłam w szkole, to bratem na zmianę zajmowały się obie babcie, czasami opiekunki. Rodzice zapewnili mu dobrą opiekę lekarską i rehabilitację. Będzie zabezpieczony finansowo aż do śmierci, no i byłam ja, jego zaplanowana gwarancja na bezpieczną przyszłość. Bo to ja miałam po rodzicach przejąc w opiece pałeczkę.
Milena przez wiele lat nie zastanawiała się nad swoją sytuacją życiową. Była wychowywana na tzw. grzeczną dziewczynkę. Chwalono ją, gdy była posłuszna woli rodziców, dlatego bardzo zawsze starała się ich zadowolić. W szkole dobrze się uczyła, ale nie cieszyła się popularnością wśród koleżanek i kolegów, zresztą zamiast beztroskich spotkań i zabaw, miała obowiązki przy chorym bracie.
- Myślę, iż nie wyśmiewano się ze mnie wprost, tylko dlatego, iż miałam bogatych rodziców, a tato był istotną osobą naszym mieście - uważa Milena. – Mimo, iż nie jestem brzydka to w średniej szkole nie miałam powodzenia. Wszyscy wiedzieli, iż w przyszłości będę opiekunką Igora. Miałam go w pakiecie. Bardzo to wtedy bolało, czułam się gorsza. Wstydziłam się Igora.
Rodzice Mileny kazali jej studiować medycynę. Jako lekarka mogła mieć więcej kompetencji w opiece nad starszym bratem. Dziewczyna nie protestowała, choć od dziecka marzyła o archeologii i pracy na wykopaliskach w Egipcie. Zawsze pasjonowała ją historia faraonów i mitologia władców Nilu. Bardzo pragnęła znaleźć się w innym świecie.
- Nie protestowałam – mówi Milena. – Rodzice dosłownie zrobili mi pranie mózgu, iż moim życiowym obowiązkiem jest poświęcenie się dla brata i zrealizowanie ich planów. Po studiach medycznych miałam pozostać w domu rodzinnym, pracować i do śmierci opiekować się Igorem. Przy okazji też i rodzicami, gdy się zestarzeją. Niby logiczne i wygodne, ale tylko dla nich.
Brat niczego nie musi
Pierwsze pęknięcia w tej rodzinnej solidarności pojawiły się, gdy Milena poszła na studia. Miała mniej czasu, a młodszy brat Patryk był już wystarczająco duży, by pomagać przy opiece nad starszym bratem. Ale tak się nie stało. Nie miał żadnych obowiązków. Rodzice wynajęli dla Igora profesjonalną opiekunkę.
- Byłam zaskoczona, iż Patryk jednak nie musiał nic robić przy bracie – stwierdza Milena. – To samo było później, gdy młodszy brat planował swoje przyszłe życie. Zapragnął zostać marynarzem. Rodzice w ogóle nie protestowali, choćby bardzo popierali jego plany. A wiadomo, co to znaczy, iż odpłynie z tego domu w siną dal. Nic go nie będzie obchodził obowiązek wobec brata. Będzie wolny! Bardzo mnie to gryzło, jednak po studiach jeszcze byłam jakiś czas w domu. Tak jak chcieli rodzice, robiłam specjalizację w rodzinnym mieście. Ale był pierwszy przełom. Nie z rehabilitacji, na co liczyli. Wybrałam okulistykę.
Milenę coraz bardziej gnębiło poczucie niesprawiedliwości. Uświadomiła sobie, iż nie ma żadnego wpływu na wybór swojej przyszłości. Postanowiła porozmawiać z młodszym bratem, czy kiedykolwiek będzie mogła na niego liczyć. Wykorzystała do tego jego urodziny. Robili w ogrodzie grilla. Patryk był zrelaksowany i bardzo zadowolony, dostał się na wymarzoną uczelnię morską, w październiku miał opuścić dom rodzinny.
- Popijaliśmy piwo, zapytałam czy w przyszłości w razie czego zajmie się bratem – opowiada Milena. – A on się tylko roześmiał, wypalił iż nie ma najmniejszego zamiaru. Patryk bez ogródek stwierdzi, iż jestem frajerką, iż dałam się wrobić. Przyznam, iż na początku przeżyłam szok wywołany egoizmem Patryka. Obraziłam się na niego.
Jednak brutalna szczerość brata nie dawała Milenie spokoju. Gdy jej emocje opadły, zaczęła zastanawiać się nad swoją sytuacją w rodzinie. W końcu zdobyła się na odwagę i porozmawiała na ten temat z rodzicami.
- Przy obiedzie zapytałam, co by się stało gdybym miała inne plany na swoje życie i nie chciała do śmierci opiekować się Igorem – mówi Milena. – Rodzice najpierw zaniemówili, a po chwili ojciec po prostu powiedział, iż by mnie wydziedziczyli, bo jestem niewdzięczna. Matka go poparła, była bardzo zawiedziona, iż nie potrafię podziękować za życie, które mi podarowali. Gdy próbowałam im uzmysłowić, iż ja nigdy nie miałam żadnego wyboru, robiłam co chcieli, choć Patryk ten wybór ma, oburzyli się. Stwierdzili, iż bardzo ich zawiodłam, bo nie tego spodziewali się po córce.
Czas na decyzję
Do rozmowy długo nie wracano. Czas biegł. Milena zrobiła specjalizację. Pracowała w miejscowym szpitalu. Trafił się jej wyjazd na staż w znanej, zagranicznej klinice.
- To był pierwszy moment, kiedy uświadomiłam sobie, iż już coś znaczę, iż nie muszę być skazana na bycie z rodzicami – opowiada Milena. - Zapowiedziałam w domu, iż wyjeżdżam na pół roku. Usłyszałam – jak teraz wyjedziesz, to już nigdy nie wracaj. Uświadomiłam sobie bardzo boleśnie, iż ja dla rodziców wcale się nie liczę.
Wyjechała, nauczyła się nowych technik operacyjnych. Już będąc na stażu, wysłała kilka podań o pracę do prywatnych klinik. W zasadzie z każdego miejsca otrzymała pozytywną odpowiedź.
- Wybrałam miasto jak najbardziej oddalone od rodzinnego domu – opowiada Milena. - Po powrocie próbowałam z rodzicami na ten temat rozmawiać. Ale był tylko mur obojętności.
Zabrała tylko swoje ubrania i pojechała w nieznane. Wynajęła mieszkanie, w klinice została bardzo dobrze przyjęta. Pracuje tam do dziś, nie narzeka na zarobki. Spłaca kredyt już za swoje lokum, zostaje całkiem sporo na inne wydatki.
- Jestem dobrą lekarką, pacjenci mnie lubią, wiem, iż tu się spełniam – mówi Milena. - Ale najważniejsze, iż mam swoje życie, iż wyzwoliłam się z narzuconej mi od urodzenia roli. Bywa ciężko, gdy ktoś pyta o moją rodzinę. Bo co mam powiedzieć? Że ją mam, ale według rodziców jestem wyrodną córką? I czy naprawdę nią jestem?








