Umiar...warunkiem szczęścia ?

jolanta67.blogspot.com 1 dzień temu

Żyjemy w świecie, gdzie marketing to słowo-klucz do "szczęścia". Mam świadomość, iż w związku z tym trudno wyrobić w sobie mechanizm samoograniczenia, ale może czas powiedzieć sobie uczciwie: Rzeczy mam już dosyć, teraz czas na wrażenia i emocje na to by wreszcie bardziej "BYĆ", by żyć pełniej ? Nadmiar ma to do siebie, iż odwraca uwagę od tego, czego naprawdę potrzebujemy. Rodzi stres i poczucie niespełnienia. Szkodzi zdrowiu. To balast, który utrudnia nam cieszenie się życiem. Kręcimy się w tym labiryncie sztucznych potrzeb, kreowanych we wszystkich mediach, wszędobylskich reklamach, chcemy coraz więcej, wpadamy w nałóg konsumpcji. I przeżywamy frustrację, gdy okazuje się, iż wciąż mamy mniej niż ci szczęśliwi ludzie pokazywani w reklamowych spotach, prężący się w social mediach. Tylko… Czy to wszystko naprawdę jest nam potrzebne? Prawda jest taka, iż najczęściej kupujemy coś, czego nie potrzebujemy, ponieważ w jakiś sposób jesteś niezadowoleni. Chcemy więcej, niż mamy w tej chwili by coś sobie zrekompensować. Dostarczyć więcej ekscytacji, więcej zabawy, więcej sposobów na uczynienie życia lepszym. Bo nie potrafimy cieszyć się tym, co już mamy. A może by tak skończyć z nadmiarem rzeczy, bodźców, przypadkowych znajomych, modnych, ale uciążliwych nawyków? Oczyścić i przewietrzyć przestrzeń wokół siebie, zrobić sobie materialny detoks, odczarować fałszywe dogmaty dotyczące szczęśliwego życia, zdrowia, diety i odżywiania? No bo czego adekwatnie potrzeba do życia? Wody, jedzenia, funkcjonalnych ubrań, jakiegoś dachu nad głową i bliskich sercu osób. Reszta to tylko dodatki. Nie potrzebujemy ich aż tylu. A mimo to ciągle kupujmy masę zbędnych rzeczy. I chcemy więcej i więcej... Skupiamy się na tym zdobywaniu tego "więcej" a ten fokus sprawia, iż tracimy z pola widzenia i nie potrafimy cieszyć się tym, co już mamy. Mało tego, zamiast być zadowolonymi jesteśmy ciągle sfrustrowani. A przecież człowiek może się cieszyć, mając zapewnione wyłącznie podstawowe potrzeby, o ile tylko zrozumie i nauczy się, iż samo posiadanie nie uczyni go szczęśliwym. Podobnie rzecz ma się z nadmiarem nakazów zdrowotnych, mód i diet, które również mogą zaszkodzić. Oczywiście dobrze jest odżywiać się tak, by być zdrowym i mieć ładną sylwetkę, ale jeżeli rodzina każe ci pić do meczu, zamiast piwa, sok z aronii i pietruszki, a do tego przekąszać chipsami z jarmużu /niesolonymi rzecz jasna/, to masz prawo się nie zgodzić. Zwłaszcza, iż dietetycy biją na alarm – ludzie coraz częściej zapadają na ortoreksję, czyli obsesję zdrowego odżywiania. Da się, owszem czemu nie, zrobić pizzę bez glutenu, deser bez cukru, kotlet bez mięsa a choćby sernik bez sera, ale po co? Może wystarczył by umiar? Wszak Bóg Zdrowego Żywienia nie istnieje ale jest nasze ciało i może to jego bardziej trzeba słuchać? Pogoń za doskonałością wyczerpuje. Jeszcze do niedawna symbolem sukcesu dla większości było wypasione auto, drogie gadżety, sprzęty, wielki dom itp. Dziś człowiek sukcesu ma jeszcze uprawiać wellness, biegać z kijkami, grać w golfa, wykupić karnety na tai chi oraz kurs wspinaczki skałkowej, wyglądać młodziej niż mówi metryka, znaleźć sobie coucha od samorozwoju, żywienia, sprawności fiz. itd. itp. I czuć się z tym świetnie. jeżeli nie doszusuje do ideału – wpada w poczucie winy. Czy nie za dużo tych wszystkich nakazów, mód, diet i absurdów???

Idź do oryginalnego materiału