Uderzenie serca

twojacena.pl 1 tydzień temu

„Bicie serca”

„Kazimierzu, nie musisz sam jechać do naszej filii. Niech Jadwiga zawiezie dokumenty” — powiedział dyrektor, marszcząc brwi.

— Przepraszam, ale chciałbym osobiście. To moje rodzinne miasto. Dawno tam nie byłem.

— Rodzice jeszcze tam mieszkają? — zapytał dyrektor, nieco łagodniej.

— Nie. Matkę zabrałem tutaj, ale…

— Rozumiem — przerwał dyrektor. — Mała ojczyzna to świętość. No dobrze, jedź. Ale jutro mamy istotny dzień, zdążysz wrócić?

— Nie wątpi pan — zapewnił Kazimierz. — Dziękuję.
Dyrektor machnął ręką, sygnalizując koniec rozmowy.

Kazimierz wszedł do swojego gabinetu, poskładał papiery, wyłączył komputer, wziął teczkę i wyszedł, zamykając drzwi na klucz. Klucz zostawił portierowi na parterze.

Do domu nie zajrzał. Z samochodu zadzwonił do matki, zapytał, jak się czuje, i uprzedził, iż dziś nie wpadnie — ma ważne spotkanie. Nie powiedział, iż jedzie do ich rodzinnego miasta. Matka by się zdenerwowała, a serce już i tak słabe.

— Dobrze, mamo, muszę jechać. jeżeli coś, od razu dzwoń. — Schował telefon i zapuścił silnik.

Przy wyjeździe zatankował do pełna, kupił kawę i drożdżówki, by nie zatrzymywać się po drodze. Musiał zdążyć przed końcem dnia pracy. Choć mógł zadzwonić, prosząc, by partnerzy na niego poczekali.

Nie planował odwiedzać dawnych znajomych. Przyjaciele dawno się rozjechali. Tylko chciał znów zobaczyć miasto swojego dzieciństwa. Włączył radio — kabinę wypełnił przebój. Wziął łyk gorącej kawy.

***

Po śmierci ojca matka zaczęła coraz częściej chorować. Badania wykazały problemy z sercem. Kazimierz namawiał ją, by przeprowadziła się do niego, do wojewódzkiego. W dużym mieście lepsza opieka medyczna. Ale matka stanowczo odmówiła. Syn dorosły, musi ułożyć sobie życie, a ona będzie tylko zawadą. Tylko iż zdrowie wciąż się pogarszało.

Kazimierz przekonał ją, by sprzedała mieszkanie, dołożył swoich oszczędności i kupił jej małe mieszkanko niedaleko swojego. Od tamtej pory nie wracał do rodzinnego miasta, choć często o nim myślał.

Czy można zapomnieć pierwszą miłość? Może ona już dawno tam nie mieszka, ale miasto zostało. Ta sama ulica, ten sam dom, pod którego oknami stał i cierpiał z niespełnionych uczuć. Do dziś, na samo wspomnienie Ani, serce zaczynało mu bić jak oszalałe. Nigdy później już tak nie kochał. Jakby zostawił tam swoje serce na zawsze.

Na chudą koleżankę Anię, niczym niewyróżniającą się wśród dziewczyn, nie zwracał uwagi aż do matury. Po wakacjach wróciła do szkoły inną — dojrzałą, piękną. I wtedy Kazimierz po raz pierwszy poczuł, iż ma serce. Biło jak młot.

Od tamtej chwili myślał tylko o niej. Z niecierpliwością czekał na studniówkę, bo właśnie wtedy zaprosi ją do tańca i wyzna miłość. W ostatni dzień przed feriami szkoła udekorowała wysoką choinkę. Wieczorem, po przedstawieniu, rozpoczęła się zabawa. Pierwszy wolny przetańczył, nie mając odwagi podejść do Ani.

Gdy wieczór dobiegał końca, z głośników leciały tylko głośne zagraniczne hity. Szanse na taniec topniały. Kazimierz gryzł wargi, oparty o ścianę. Wreszcie popłynął powolny utwór, środek sali opustoszał.

Wziął głęboki oddech. Teraz albo nigdy. Zerwał się i ruszył ku oknu, gdzie siedziała Ania z koleżankami, by uprzedzić innych chłopaków.

Serce walilo tak mocno, iż w oczach pociemniało. Zdawało mu się, iż zaraz zemdleje. Nie mógł wydusić słowa. Ciężko oddychając, wyciągnął dłoń, patrząc na nią z rozpaczą i strachem.

Ania zamieniła z dziewczynami spojrzenia i — ku jego zaskoczeniu — uśmiechnęła się. Na środku sali, przy wszystkich, niezdarnie objął ją w pasie. Położyła dłonie na jego ramionach i zaczęli się kołysać w miejscu.

Nogi miał jak z drewna, cały drżał. Wokół może tańczyły inne pary, ale on widział tylko nią. Serce tłukło w gardle, a w głowie dudniło.

Jej bladoróżowa szminka pachniała truskawkami. Od tamtej pory ten zapach przywoływał wspomnienia.

Muzyka nagle umilkła. Ania odstąpiła gwałtownie i odeszła do koleżanek. Powiedziała coś, a one wybuchnęły śmiechem, zerka**Kazimierz przycisnął przycisk radia, zatapiając się w nowej melodii, i ruszył przed siebie, uśmiechając się na myśl o wieczorze, który dopiero miał nadejść.**

Idź do oryginalnego materiału