Uczyłam męża lekcji

twojacena.pl 3 godzin temu

Kropla wody spływała z kranu prosto na wyschnięty ślad jajecznicy tik-tik-tik.

Kasia zastygła przy zlewie, ściskając w dłoni gąbkę. Wczorajsza patelnia spoglądała na nią pełna wyrzutu, obwiedziona żółtymi smugami tłuszczu i okruchami chleba. Obok stał talerz z rozsmarowanym masłem, kubek z osadem po kawie, nóż lepki od dżemu. Tomek już wyjechał do pracy swoim wysłużonym Golfem, zostawiając po śniadaniu ten znajomy bałagan. Wszystko cierpliwie czekało na jej dłonie, tak jak każdego ranka od trzech lat.

Znów to samo pomyślała Kasia i automatycznie odkręciła kran. Gorąca woda syknęła, wypłukując resztki z patelni. Kasia namoczyła gąbkę, wycisnęła na nią płyn i zabrała się do roboty.

Trzy miesiące temu po raz pierwszy poprosiła Tomka, żeby pomógł z naczyniami. Wtedy uniósł brwi, jakby zaproponowała mu odmalowanie Kaplicy Sykstyńskiej albo naukę chińskiego.
Kasia, przecież to drobiazg odparł, nie odrywając wzroku od meczu w telewizji. Pięć minut i po sprawie.

Pięć minut. Każdego ranka. Każdego wieczora. Kasia szorowała patelnię, w myślach licząc: w ciągu roku te drobiazgi sumują się do trzydziestu godzin. Cały tydzień pracy nad zlewem.

Patelnia nie poddawała się łatwo. Wyschnięty tłuszcz wymagał szorowania, szorowania i jeszcze raz szorowania. Żółtko wżarło się w powłokę, zostawiając uparte plamy. Kasia wytarła je i przypomniała sobie wczorajszy wieczór: jak Tomek rozłożył się na kanapie z telefonem, przeglądając memy, podczas gdy ona sama sprzątała po ich wspólnej kolacji.

Tomku odezwała się ostrożnie, żeby nie brzmiało jak pretensja może umyjesz swoją miskę?

Nie oderwał wzroku od ekranu. Kciuk machinalnie przewijał zdjęcia twarze, koty, żarty.
Zaraz mruknął roztargniony, choćby na nią nie patrząc. No widzisz przecież, jaki miałem dzień.

Dzień. U niego zawsze był jakiś dzień. Projekty płonęły, klienci dzwonili, szef żądał raportów. A u niej co, wakacje? Spała? Kasia też pracowała może w małej księgowości, może za mniejsze pieniądze, ale osiem godzin dziennie, jak każdy.

Postawiła umytą patelnię na suszarce i wzięła się za kubek. Fusy rozmiękły, zamieniając się w brązową papkę. Szorowała porcelanę twardą stroną gąbki i zastanawiała się, dlaczego aż tak ją to drażni.

Nie chodziło przecież o same naczynia to tylko dziesięć minut. Chodziło o to, iż Tomek po prostu nie widział jej wysiłku. Dla niego brudne talerze znikały same, a czyste pojawiały się w szafce jak za dotknięciem różdżki. Tak jak pranie w magiczny sposób stawało się wyprasowanymi koszulami. Jak zakupy same zamieniały się w gorący obiad. Jak kurz znikał z mebli, a podłogi stawały się czyste bez pomocy mopa.

W jego świecie domowe obowiązki istniały jak powietrze coś oczywistego, niewidzialnego. Włączył światło jest prąd. Odkręcił kran leci woda. Wrócił do domu czysto, pachnąco, wszystko na miejscu.

Potrzebuję pomocy powiedziała tydzień później, gdy zostawił w zlewie nie tylko talerz, ale cały garnek od rosół. Taki emaliowany, z zaschniętymi na ściankach śladami zupy. Nie chodzi o pieniądze, nie chodzi o prezenty. Chodzi o to, żebyś zauważył, co robię. I pomógł.

Tomek oderwał wzrok od laptopa, w którym coś pisał do pracy. Na jego twarzy malowało się szczere zdziwienie, niemal uraza.
No co w tym takiego? Przecież to chwila! Mam palący projekt, klienci od wczoraj wiszą mi na telefonie, a ty się czepiasz jakiegoś garnka

Chwila. Kasia patrzyła na jego twarz otwartą, lekko zirytowaną, całkowicie szczerą i wiedziała: on naprawdę nie widział problemu. Nie udawał, nie symulował. Wierzył, iż zmywanie trwa minutę.

Pewnie w jego głowie wyglądało to tak: opłukał talerz pod wodą trzydzieści sekund, przetarł gąbką kolejne trzydzieści. Razem minuta. Nie liczył, iż najpierw trzeba oczyścić zlew ze starych resztek, odkręcić wodę, poczekać, aż się nagrzeje, wziąć świeżą gąbkę, wcisnąć płyn. Potem zdrapać zaschnięty tłuszcz, wypłukać, ustawić na suszarkę. A jeżeli talerzy nie jeden, a pięć? A jeżeli jeszcze garnek, patelnia, kubki, łyżki, deska do krojenia?

Tej nocy, leżąc w łóżku i wsłuchując się w jego równy oddech, Kasia przewijała w głowie ich rozmowę. Tomek spał, rozwalony na swojej połowie łóżka, lekko pochrapując. A ona wierciła się, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji.

A co, jeżeli po prostu przestanę? przebiegło jej nagle przez myśl.

Pomysł był tak niespodziewany, iż Kasia uniosła się na łokciu. Przestanę zmywać. Nie z zemsty, nie na złość. Po prostu przestanę robić to, co on nazywa chwilą. Niech sam się przekona, ile to naprawdę trwa.

Rano zaparzyła sobie kawę w tygielku, zrobiła tost, zjadła śniadanie i wyszła do pracy, nie dotykając zlewu. Tomkowy kubek został na stole obok talerza ozdobionego okruchami i śladami masła.

W ciągu dnia kilka razy łapała się na tym, iż myślami wraca do poranka. Wyobrażała sobie, jak Tomek wróci do domu, zobaczy brudne naczynia I co? Umyje? Wykrzyczy? W ogóle nie zauważy?

Wieczorem kubków w zlewie były już dwa do porannego dołączył wieczorny. Plus talerze po obiedzie, łyżki, widelce. Tomek nie zwrócił uwagi po prostu wyjął czyste naczynia z szafki, jak zawsze.

Jak w pracy? spytał, cmokając ją w policzek.
Normalnie odparła Kasia, obserwując, jak wyjmuje z lodówki jogurt i sięga po czystą łyżkę z szuflady.

Drugiego dnia brudnych naczyń przybyło.
Trzeciego stos talerzy w zlewie rósł jak kamienny słup.
Tomek grzebał w szafkach, wyciągającPo tygodniu Tomek w końcu stanął w drzwiach kuchni z zaciśniętymi pięściami i powiedział: „Dobra, Kasia, masz rację od dziś dzielimy się obowiązkami po równo”.

Idź do oryginalnego materiału