Uciekająca panna młoda

twojacena.pl 2 dni temu

Kuba wysiadł z pociągu, pożegnał się z konduktorką i skierował się ku staremu jednopiętrowemu budynkowi dworca. W środku znajdowała się jedna duża hala. Wzdłuż ścian stały kasy biletowe, kioski z gazetami i napojami, a na środku rzędy metalowych krzeseł spawanych razem. Po lewej stronie od drzwi – mały bufet z pulchną kobietą za ladą. Około dziesięciu osób siedziało i czekało na swój pociąg.

– Młody człowieku, czy możesz dać sto złotych? Brakuje mi na bilet – powiedziała kobieta w nieokreślonym wieku, która podeszła do niego.
Twarz miała czerwoną, makijaż nałożony niestarannie. W nos uderzył zapach alkoholu.

– Może lepiej kupię pani coś do jedzenia? – zaproponował Kuba, wziął kobietę pod łokieć i chciał zaprowadzić do bufetu, ale wyrwała rękę.

– Zostaw mnie! A wygląda na porządnego człowieka – krzyknęła na całą salę.
Rozmowy na chwilę ucichły, wszystkie twarze zwróciły się w ich stronę, ale w następnej chwili odwróciły się, powrócił gwar głosów.

– A idź sobie… – Kobieta odeszła od Kuby.
Uśmiechnął się i podszedł do bufetowej.

– Dobrze zrobiłeś, młody, iż nie dałeś jej pieniędzy. Codziennie tu żebrze. Zupełnie się zmieniła. A jaka była piękna. Co miłość z ludźmi potrafi zrobić. – Kobieta westchnęła i pokręciła głową. – Może kawę z pączkiem? – zapytała.

– Nie, dziękuję. Muszę do wsi Majów. Gdzie tu zatrzymuje się autobus?

– Do Majowa dziś już nie będzie. Jutro rano o piątej trzydzieści. – Bufetowa zauważyła, iż Kuba się zasmucił. – Na zewnątrz często stoją prywatni kierowcy. Wieczorami dorabiają sobie, chociaż biorą drogo.

– Dziękuję. – Kuba złapał solidniej dużą sportową torbę i wyszedł na zewnątrz.

Na dworze gwałtownie zrobiło się ciemno. Wyciągnął z kieszeni kurtki telefon, wybrał numer i przyłożył do ucha. Nikt nie odebrał.

Nagle z boku budynku zatrzymało się srebrne „Skoda”, z której wysiadła dziewczyna i przebiegła obok Kuby do środka dworca. Wydała mu się dziwnie znajoma. Skąd? Był tu pierwszy raz, nie mógł jej znać. Kuba wrócił do budynku dworca. Dziewczyna rozmawiała z bufetową. Kuba podszedł do nich.

– Może herbaty? – zapytała bufetowa dziewczynę.

– Dziękuję, ciociu Jadziu, już jadę. – Odwróciła się i wpadła na Kubę. – Przepraszam, nie zauważyłam pana.

Kuba zobaczył błękitne jeziora jej oczu, dołeczki w pulchnych policzkach i zrozumiał, iż piękniejszej dziewczyny nie spotkał.

– A właśnie, Wojtek jedzie do Majowa. Wojtek, podwieź chłopaka – powiedziała kobieta.

Dziewczyna uważnie spojrzała na Kubę.

– Do widzenia, ciociu Jadziu. Jedziemy – powiedziała do Kuby i wyszła.

Ledwo za nią nadążał. Wojtek otworzył drzwi od strony pasażera i wyciągnął dużą torbę.

– Pozwól, pomogę – wyciągnął rękę Kuba.

– Nie trzeba. W środku welon i kwiaty – uśmiechnęła się dziewczyna, a na jej policzkach zagrały dołeczki. – Lepiej otwórz tylne drzwi.

Wojtek postawił torbę na tylnym siedzeniu i odwróciła się do Kuby.
– Wsiadaj.

– Zaczekaj. Ty jesteś Weronika! A ja myślałem, skąd znam twoją twarz. W życiu wyglądasz jeszcze piękniej – zobaczył jej zdziwione spojrzenie i dodał gwałtownie – Ja przecież jadę z Jackiem na wasz ślub. Służyliśmy razem. Tylko on mnie nie spotkał i nie odbiera telefonów.

– Bo ma dzisiaj wieczór kawalerski – na policzkach Weroniki znów pojawiły się dołeczki.
– Widziałem cię na zdjęciu, Jacek pokazywał – dodał Kuba.

Samochód jechał wąską drogą, wijącą się przez las. Światło reflektorów odpychało ciemność, spychało ją za drzewa po bokach drogi.

– Nie boisz się jeździć sama nocą przez las? – zapytał Kuba.

– Nie. I tak jeżdżę rzadko sama. Tylko dziś Jacek nie mógł pojechać ze mną do miasta.

– A w waszej wsi nie ma kwiatów? – zainteresował się Kuba.

– Są, oczywiście. To bukiet ślubny. Chciałam coś wyjątkowego – Weronika wpatrywała się uważnie w drogę.

– Jak szybko, ze ślubem. Ledwo rok po wojsku – Kuba zawstydził się, iż wtrąca się nie w swoje sprawy.

– A my z Jackiem umówiliśmy się jeszcze przed wojskiem, iż gdy wróci, się pobierzemy – odpowiedziała wesoło Weronika.
Kuba nie mógł oderwać wzroku od jej dołeczka w policzku.

– Więc wychodzisz przez umowę? Nie z miłości? – zapytał cicho.

– Z miłości też – nie zauważyła jego tonu pełnego dezaprobaty.

Przez chwilę jechali w milczeniu.

– Dobrze prowadzisz – przerwał ciszę Kuba.

– Jacek nauczył mnie jeszcze w szkole. Gdzie cię podwieźć we wsi? Do hotelu?

– Chyba tak – odpowiedział Kuba.

– Wiesz co? Lepiej od razu podwiozę cię do knajpy, na wieczór kawalerski, tam się dogadasz z Jackiem – zaproponowała Weronika.

– Do knajpy z torbą jakoś niewygodnie – zawahał się Kuba.

– To może wezmę ją do siebie. Rano odbierzesz. Więc do knajpy? – spojrzała na niego szybko.

– Więc do knajpy – uśmiechnął się Kuba, zgadzając się.

Patrzył na ciemność ustępującą przed światłem reflektorów i przypomniał sobie, jak kiedyś u Jacka widział zupełnie inne zdjęcie.

– Kto to? – spytał, patrząc na piękną rudowłosą dziewczynę z melancholijnym spojrzeniem.

– Podoba ci się? – uśmiechnął się krzywo Jacek. – Nie licz. – I wyrwał mu zdjęcie z ręki.

– Weronika jest ładniejsza – powiedział wtedy Kuba.

Jacek nie odpowiedział. A wieczorem w koszarach opowiadał, ile miał dziewczyn przed wojskiem. „Tylko palcem kiwnę, a każda jest moja” – przechwalał się, uśmiechając.

Jacek to porządny chłopak, ale jego przechwałki irytowały Kubę. Zrobiło mu się żal Weroniki. Jacek będzie ją zdradzał, zniszczy jej życie. MiesiącKiedy Kuba otworzył oczy po trzech latach, patrząc na uśmiechniętą Weronikę i ich córeczkę, wiedział już, iż najlepszą decyzją w jego życiu było zabrać ją tamtego dnia z dworca.

Idź do oryginalnego materiału