Córka z wnukiem wprowadzili się do mnie „tymczasowo”, ale podsłuchałam, jak dyskutowali, do którego domu spokojnej starości lepiej mnie oddać.
Przeprowadzka Eli z Jankiem przypominała żywioł, który spadł na moje ciche, latami wypracowane życie. Stanęli w progu z walizkami, pudłami i wymusznym uśmiechem córki.
— Mamusiu, to na krótko — szczebiotała Ela, podczas gdy Janek, mój piętnastoletni wnuk, wciągał do przedpokoju kolumnę wielkości szafki nocnej. — U nas remont, wiesz, robotnicy… no, rozumiesz. Miesiąc, najwyżej dwa.
Zrozumiałam. Odsunęłam się w milczeniu, robiąc im miejsce. Moje dwupokojowe mieszkanie, które kiedyś wydawało się przestronne, kurczyło się w oczach.
Najpierw padł ofiarą salon. Zamienił się w filię pokoju nastolatka: ubrania na oparciach krzeseł, kable oplatające nogi stołu, wieczny pomruk komputera.
Moje fiołki, które latami rosły na parapecie, zostały wysiedlone do kuch